Ciała ofiar przetransportowano nocą z Francji. Zabici to dwaj chłopcy w wieku 4 i 5 lat, siedmioletnia dziewczynka oraz 30-letni nauczyciel. Pogrzeb ofiar odbył się na położonym na wzgórzu cmentarzu Har Hamenuhot w dzielnicy Giwat Szaul. Przewodniczący parlamentu Reuwen Riwlin, który przemawiał jako pierwszy, określił zabójstwo w Tuluzie jako kolejny przykład "terroru wymierzonego w Żydów na całym świecie". - Naród żydowski staje naprzeciw dzikich zwierząt, nienasyconych i napędzanych przez ślepą nienawiść. Nie oddamy im zwycięstwa - powiedział, dodając, że "ci ludzie atakują wartości przekazywane niewinnym ludziom w szkołach talmudycznych i synagogach". - Ból jest nie do zniesienia. Cały naród izraelski płacze - powiedział minister spraw wewnętrznych Elijahu Iszai. Dodał, że Izrael oczekuje od Francji, że zagwarantuje bezpieczeństwo żydowskiej społeczności w tym kraju. Społeczność żydowska we Francji, największa w Europie Zachodniej, liczy ok. 500 000-700 000 osób. Na pogrzeb przybył także szef francuskiej dyplomacji Alain Juppe, który wcześniej spotkał się z prezydentem Szimonem Peresem. - Przybyłem, by wyrazić solidarność narodu francuskiego z Izraelczykami w tym smutnym czasie - powiedział. - Przelana została krew obu narodów - podkreślił. W poniedziałek napastnik poruszający się na skuterze zastrzelił cztery osoby przed budynkiem szkoły żydowskiej w Tuluzie. Według policji ten sam mężczyzna odpowiedzialny jest także za wcześniejsze zabójstwa żołnierzy w Tuluzie i Montauban 11 i 15 marca.