Najdziwniejsza opozycja świata
Kiedy Garri Kasparow zrezygnował z szachów i zajął się polityką, jeden z jego fanów poprosił na spotkaniu o podpisanie szachownicy. Kasparow podpisał, a gdy oddał szachownicę wielbicielowi, ten z całej siły zdzielił nią mistrza przez czaszkę. "Uwielbiałem pana jako szachistę, ale politykiem jest pan beznadziejnym" - oznajmił, i odszedł z podpisaną szachownicą pod pachą. Kasparow został z bolącą głową.
Głowa Garrija Kasparowa jest jednak twarda i wytrzymała. Bo trzeba mieć naprawdę wytrzymały umysł, by - będąc liberalnym demokratą - utrzymywać wspólny antyputinowski front z Eduardem Limonowem, szefem partii, która liberalizmu nienawidzi (tak jak demokracji i kapitalizmu), której symbolem jest sierp i młot stylizowany na swastykę, która jeszcze całkiem niedawno "nie była zainteresowana istnieniem państwa polskiego" i postulowała stworzenie gigantycznego imperium eurazjatyckiego pod egidą Rosji.
Żywoty (nie)równoległe
Kasparow - arcymistrz szachowy, uznawany za jednego z najinteligentniejszych ludzi na kuli ziemskiej. Limonow - kontrowersyjny i znany pisarz, przez niektórych uznawany za niebezpiecznego socjopatę, a przez innych za politycznego i ideowego geniusza.
Gdy na początku lat siedemdziesiątych Garri Kasparow, jeszcze pod nazwiskiem Weinstein, zaczynał szachową karierę jako genialne dziecko, Eduard Limonow - już nie pod nazwiskiem Sawenko (które uznał za nudne, a "limonka" bardziej kojarzy się Rosjanom z granatem niż z cytrynką) - właśnie wchodził w nowy etap swojego życia. Po burzliwym okresie spędzonym w Moskwie, czupurny poeta i wzięty, "trendziarski" - jakbyśmy to teraz powiedzieli - krawiec Sawenko-Limonow został pozbawiony radzieckiego obywatelstwa i z hukiem wyniósł się do Nowego Jorku.
W połowie lat siedemdziesiątych, gdy Garri Kasparow święcił pierwsze szachowe tryumfy, Eduard Limonow przeżywał pierwsze załamania i frustracje w Nowym Jorku, gdzie - jak się okazało - nawet uznani poeci ze Starego Świata nie zawsze lądują na szczycie drabiny społecznej. Limonow radził sobie, jak mógł, imając się przeróżnych prac i żyjąc z zasiłku. Lata nowojorskie opisze później w skandalizującej książce "To ja, Ediczka", która przyniesie mu międzynarodową sławę. Ale na razie, w połowie lat siedemdziesiątych, jest wściekłym, sfrustrowanym, nienawidzącym wszystkiego i wszystkich wyrzutkiem społeczeństwa.
Zobacz! Garri Kasparow dla INTERIA.PL:
Gdy w końcu dopadnie ponownie słowa pisanego, zatrudniając się w gazecie emigracyjnej "Nowoje Russkoje Słowo", zabierze się za krytykę amerykańskiego kapitalizmu i zapisze do Socjalistycznej Partii Robotniczej USA. W tym samym czasie aktywnie uczestniczy w życiu nowojorskiej artystycznej bohemy i całkiem dobrze czuje się w tym sosie.
Na początku lat osiemdziesiątych, gdy Garri Kasparow rozwija swoją świetlaną karierę już nie wunderkinda, a rasowego szachisty, Limonow przenosi się do Francji. Po jakimś czasie staje się obywatelem tego kraju. Również tam szybko wkręca się w lokalny artystyczny świat.
Gdy Garri Kasparow męczy przy szachownicy Anatolia Karpowa w najbardziej kontrowersyjnym, trwającym pięć miesięcy meczu o mistrzostwo świata w historii, tak, że ten ostatni traci 10 kilo wagi i jest "na ostatnich nogach", poglądy Limonowa się organizują, czyli - jak powiedziałby człowiek myślący w sposób klasyczny - dezorganizują. Sympatyk Komunistycznej Partii Francji Limonow zaczyna pisywać do skrajnie prawicowych pism. Żeby wszystko było bardziej jasne, staje się członkiem redakcji pisma "L'Idiot International".
Za rosyjską politykę obaj biorą się mniej więcej jednocześnie - po upadku ZSRR. Tyle tylko, że z miejsca rozjeżdżają się w zupełnie inne strony.
W 1991 roku, gdy pada Komunistyczna Partia Związku Radzieckiego, Garri Kasparow jest już laureatem nagrody "Keeper of the Flame" przyznawanej przez jeden z amerykańskich think tanków za obronę amerykańskich wartości na świecie.
Od tej chwili konsekwentnie idzie drogą, z której byłby dumny Francis Fukuyama: próbuje przekonać Rosjan do liberalnego, obywatelskiego kapitalizmu. Co, przypomnijmy, w obecnej Rosji nie jest specjalnie łatwe: dekada rządów Borysa Jelcyna zakończyła się spektakularnym upadkiem właściwie wszystkiego, co w państwie rosyjskim było państwowe, i uznawana jest za coś w rodzaju nowej wielkiej smuty.
Wielki comeback
Eduard Limonow wrócił do Rosji z takim samym hukiem, z jakim z niej wyleciał. Konsekwentnie kontynuuje swą niekonsekwencję i współpracuje zarówno z radykalną prawicą, jak i z radykalnie lewicową prasą - pisuje do "Sowieckiej Rossii". W 1993 roku wyrusza do Jugosławii, skąd do mediów docierają zdjęcia"Ediczki" uzbrojonego, stojącego pośród serbskich bojowników.
Pytany później w wywiadach, czy w czasie swojej serbskiej eskapady kogoś zabił, odpowiada: "Mam nadzieję!". W tym samym mniej więcej czasie jego lewicowo-prawicowe poglądy, połączone spoiwem ekstremizmu, krystalizują się w programie Partii Narodowo-Bolszewickiej (członkowie i sympatycy tej partii nazywani są nacbolami - przyp. red.) . Ideologia tej ostatniej budowana jest z Aleksandrem Duginem - postacią wartą zresztą osobnego artykułu.
Imperium od Gibraltaru po Władywostok
Jeśli chodzi o program partii Limonowa, to "nienawiść do liberalizmu-demokracji-kapitalizmu" jest jego jednym z najmniej zadziwiających elementów.
Bo co Państwo powiecie na postulaty utworzenia pozostającego pod władzą Rosji Imperium od Gibraltaru po Władywostok? Odbicia
wszystkich terenów zamieszkałych przez Rosjan i przyłączenie ich do macierzy? Utworzenie państwa otwarcie totalitarnego, gdzie jednostka byłaby - jak u Majakowskiego - niczym i zerem, absolutnie podporządkowanym państwu? Wolna w tym cudacznym Imperium miałaby być wyłącznie kultura i sztuka.
W wywiadzie udzielonym polskiej "Frondzie" w 1998 roku Aleksander Dugin opowiadał o "geografii sakralnej", umieszczając katolicką, lecz słowiańską Polskę na granicy zderzenia kultur i przewidując - w związku z tym - jej przyszłą tragedię.
"My, Rosjanie i Niemcy, rozumujemy w pojęciach ekspansji i nigdy nie będziemy rozumować inaczej" - mówił Dugin, żałując, że Hitler nie poszedł razem z Rosją na Wielką Brytanię. Oznajmiał, że: "Rosja ma do objawienia światu pewną prawdę", Polska może jeszcze znaleźć swoje miejsce w historii jako "obrońca słowiańskiego rasizmu", ale tak naprawdę to należałoby zasiedlić Zachód Kozakami, Tadżykami i Kazachami.
O co tu chodzi?
Mistycznego ekstremizmu Dugina wystraszył się chyba nawet sam Limonow i na początku XXI wieku ich drogi się rozeszły. W tym samym czasie prezydentem został Władimir Putin i Partia Narodowo-Bolszewicka znalazła nowego wroga. Można było (z ulgą?) wmieść pod dywan "eurazjatyckie imperium" i zająć się czymś konkretnym: atakowaniem nowo wybranego prezydenta.
Rozczarowany Dugin odszedł, oznajmiając na pożegnanie, że Limonowowi nie tyle zależy na programie, co na zainteresowaniu, i być może ma rację.
Coraz więcej obserwatorów zaczyna się zastanawiać, czy nacbole Limonowa to przypadkiem nie rozrośnięty do monstrualnych rozmiarów i traktowany śmiertelnie poważnie happening polityczny, w którym chodzi tylko i wyłącznie o negację i skrajność.
Wróćmy jednak do Władimira Putina, bo jest właśnie punkt, w którym zbiegają się drogi "narodowego bolszewika" Limonowa i liberalnego demokraty Kasparowa, szefa Zjednoczonego Frontu Obywatelskiego, który na sztandarach wypisał obronę dokładnie tych wartości, których nienawidzi (?) Limonow.
Demokraci i nacbole
W 2006 roku obaj panowie wspólnie założyli Inną Rosję, koalicję skupiającą antyputinowską opozycję w Rosji. Obserwatorzy zaczęli drapać się ze zdziwieniem w głowy, a Kremlowi - jak się wydaje - w to graj: od kiedy istotną częścią opozycji są nacbole (którzy, dodajmy, zostali zdelegalizowanie w Rosji już dwa razy), można całą opozycję wrzucać do jednego, ekstremistycznego, worka.
Na pytanie o zbieżności pomiędzy narodowymi bolszewikami a frontem obywatelskim zadane Kasparowowi przez portal INTERIA.PL, były mistrz szachowy odpowiada dość wymijająco:
- Moje poglądy są nie tylko rozbieżne z Narodowymi Bolszewikami, ale można powiedzieć, że nawet z niektórymi ludźmi z Solidarności [kolejnej antyputinowskiej platformy, założonej przez Inną Rosję wraz z m.in. Borysem Niemcowem - przyp. red.]. W epoce walki z autorytaryzmem wy, Polacy, też stworzyliście przypadkowo koalicję. O ile wiem, po zwycięstwie nad komunizmem, polska "Solidarność" zaczęła się gwałtownie dzielić. Jedna rzecz, za którą wszyscy walczyliście wspólnie: wolne wybory, wolna prasa, wolność organizacji politycznych, wolność manifestacji politycznych - w tym wszystkim wszyscy są zgodni. Inne głosy zaczynają się, gdy zaczynacie dawać pozytywny program. I nagle tu się zaczynają spory. Z mojego punktu widzenia - wracając do narodowców, to właśnie nas jednoczy w rosyjską opozycję nawet radykalną - powiedział Kasparow.
No cóż. Bardzo możliwe, że Kasparow o Limonowie sądzi dokładnie to samo, co Dugin: Narodowi Bolszewicy to po prostu polityczny cyrk, polityczny Monty Python rozdęty do granic możliwości i wypchany ekstremizmem.
Dlatego w 2008 roku Kasparow mówił "NY Timesowi", że "w Rosji jest pełno generałów bez armii, a Limonow ma żołnierzy. Ma władzę nad ulicą".
Geniusz i szaleniec?
To smutna prawda: rosyjska antyputinowska opozycja nie ma specjalnego poparcia w społeczeństwie. Jak wspomnieliśmy, Rosja z wizji Kasparowa - liberalny, demokratyczny kraj o gospodarce rynkowej, kojarzy się w tym kraju z absolutną atrofią wszystkiego w czasach Jelcyna.
Sam Kasparow w rozmowie z INTERIA.PL przekonywał, że rosyjska liberalna demokracja się nie sprawdziła, bo jej nie wprowadzono, ale argument ten - jak widać - do Rosjan nie trafia. Putin i jego środowisko nie musi nawet fałszować wyborów, żeby je miażdżąco wygrywać.
Dlatego Kasparow potrzebuje szumu wokół siebie. Na konferencjach prasowych opowiada o tym, jak rosyjskie media marginalizują jego partię. Dlatego wykorzystuje latający cyrk Eduarda Limonowa, nawet, jeśli ten cyrk działa pod sztandarami będącymi połączeniem symboli nazistowskich i komunistycznych.
Metody Limonowa to "aksamitny terroryzm", to okupowanie budynków z atrapami granatów - limonek, to zadymy z milicją, to wywieszanie sztandarów typu "Putin, nurkuj za Kurskiem". Zresztą - od kiedy odpadł Dugin (po którym, nota bene, zostało po prostu wiele hałasu, atmosfera skandali i parę nacjonalistycznych haseł - i kto wie, być może właśnie o to chodziło), jak zauważa "NY Times", w partii, jak wcześniej, są radykałowie, ale w tym momencie to raczej radykalnie lewicowe punki niż radykalnie prawicowi skinheadzi.
Wychodziłoby na to, że rosyjską opozycję prowadzą do zwycięstwa geniusz i szaleniec. Obaj są sobie potrzebni: Limonowowi potrzebna jest jakaś idea, by miał po co prowadzić swój cyrk, a Kasparowowi - generałowi bez armii - najemnicy.
A Rosjanie? Wielu z nich fascynuje jednak bardziej szaleństwo Limonowa niż zimna kalkulacja Kasparowa. Tak genialny młody pisarz, jak Zachar Prilepin, nie tylko otwarcie przyznaje się do sympatii narodowo-bolszewickich, ale wręcz jest aktywnym działaczem partii.
Można odnieść wrażenie, że Rosja potrzebuje krzyku, a to, co się krzyczy - jest już mniej ważne. Dlatego - być może - partia Limonowa spełnia rolę czegoś w rodzaju ujścia nagromadzonej w Rosjanach negatywnej energii, szczególnie jeśli chodzi o rosyjską młodzież, a to oni przecież maszerują pod sztandarami Limonowa.
Wiadomo, że grzeczna i poprawna opozycja nie przyciągnie wściekłej młodzieży. Nacbole - przyciągają, jak najbardziej.
Nie ma nic krzepiącego w tym, że młodzi Rosjanie idą w ślady Prilepina i jego "Sańki". Ale może to jednak lepsze niż by mieli zostać kibolami, neonazistowskimi skinheadami czy narkomanami...
Ziemowit Szczerek