Publicysta największej włoskiej gazety wyraża przy tym opinię, że należy założyć, iż "nacjonalistyczny oportunizm" głowy państwa polskiego nie jest jeszcze tak duży, by wykluczyć zmianę zdania. "W przeciwnym wypadku dla Traktatu Lizbońskiego nie miałoby różnicy, czy jest to bolesna delegitymizacja przez społeczeństwo czy kaprysy przegranego polityka, bo jego wejście w życie wymaga ratyfikacji przez wszystkich 27 państw członkowskich Unii" - czytamy w "Corriere della Sera". "A Kaczyński w dodatku nie jest jedyną na horyzoncie osobą psującą zabawę" - przypomina dziennik dodając, że w Czechach Trybunał Konstytucyjny być może przychyli się do stanowiska prezydenta Czech Vaclava Klausa. "Jeśli w Warszawie i Pradze przeszkody zostałyby w jakiś sposób usunięte, a nie wydaje się by taki był tam klimat, trzeba przygotować teren pod drugie referendum w Irlandii" - podkreśla włoski publicysta. Jego zdaniem wynik i tak nie jest pewny. Według komentatora mediolańskiego dziennika "można odnieść wrażenie, że Unia Europejska pogrąża się w takim samym tunelu, w który wpadła w 2005 roku" po odrzuceniu traktatu konstytucyjnego przez Francuzów i Holendrów. Wtedy również mówiono: "kontynuujemy ratyfikację" i wyrażano optymizm. "Brakuje tylko przerwy na refleksję" - zauważa sarkastycznie publicysta "Corriere della Sera". Następnie zwraca uwagę: "W ciągu tych trzech lat dystans do obywateli się powiększył, tożsamość europejska stała się jeszcze bardziej eteryczna (do tego stopnia, że nie wspomniano o hymnie i fladze w tekście traktatu), a odpowiedzialność za skuteczne funkcjonowanie Wspólnoty 27 członków okazywała się najczęściej niemożliwą misją". "Nawet jeżeli udałoby się przezwyciężyć trudności ze strony Dublina, Warszawy i Pragi, nieliczenie się z tą postępującą eurosklerozą byłoby jak szukanie gwiazd, kiedy łódka idzie na dno" - ostrzega komentator. "Być może po to, by dać wyraz europejskiej awangardzie należałoby uderzyć w stół. Być może, a raczej to prawdopodobne, że niewiele głosów większości i trudna wzmocniona współpraca nie wystarczą" - konkluduje "Corriere della Sera".