Indie i USA będą współpracować w dziedzinie atomistyki
Sekretarz stanu USA Condoleezza Rice oraz indyjski minister spraw zagranicznych Pranab Mukherjee podpisali wczoraj w Waszyngtonie umowę o współpracy tych krajów w dziedzinie cywilnej energetyki nuklearnej.
Porozumienie pozwala Indiom na import technologii i paliwa nuklearnego z USA po ponad 30-letniej przerwie.
Według administracji prezydenta USA George'a W. Busha, umowa umocni strategiczne partnerstwo z największą na świecie demokracją i pomoże Indiom zaspokoić rosnące zapotrzebowanie na energię. Ocenia się też, że porozumienie otworzy rynek warty ok. 27 mld dol., ponieważ w ciągu najbliższych 15 lat azjatycki gigant zamierza zbudować 18-20 elektrowni atomowych.
USA przerwały dostawy paliwa jądrowego do Indii po dokonaniu przez ten kraj próbnej eksplozji nuklearnej w 1974 roku.
Wstępne porozumienie o udostępnieniu Indiom amerykańskiej pokojowej technologii jądrowej strony podpisały już w marcu 2006 r. Jednak jego realizacja wymagała zgody parlamentów obu krajów oraz aprobaty Grupy Dostawców Jądrowych (NSG) oraz Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA).
Obie organizacje przyjęły amerykański wniosek ws. zniesienia embarga na dostawy technologii i paliwa jądrowego do Indii w sierpniu. Wyznaczono jednak kilkanaście warunków, jakie będą musiały spełnić Indie, aby handlować technologiami i paliwem jądrowym z członkami NSG. Między innymi będą musiały poddać się kompleksowej inspekcji ONZ i zrezygnować z próbnych wybuchów jądrowych.
Przedstawiciele NSG, zgadzając się na handel z Indiami, zrobili wyjątek od reguły zakazującej 45 członkom organizacji wymiany z krajami, które - tak jak Indie - nie podpisały układu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej (NPT). Krytycy ostrzegają też przed możliwością rozpętania atomowego wyścigu zbrojeń w Azji.
Obie izby amerykańskiego Kongresu przyjęły porozumienie znoszące zakaz sprzedaży technologii i materiałów nuklearnych Indiom na przełomie września i października.
Z kolei w Indiach dążenie rządu do podpisania układu z USA napotkało silny sprzeciw opozycji i o mały włos nie zakończyło się rozpadem gabinetu Manmohana Singha. Poparcie dla rządu wypowiedzieli bowiem komuniści, zarzucając premierowi "podporządkowanie się" Waszyngtonowi.
INTERIA.PL/PAP