Cheney krytykuje "zmiękczenie" Busha
Były wiceprezydent Dick Cheney wyraził niezadowolenie z byłego prezydenta George'a W. Busha za "zmiękczenie" kursu w wojnie z terroryzmem w jego drugiej kadencji - podał w "Washington Post".
Jak pisze dziennik, na niedawnym spotkaniu z okazji promocji swojej autobiografii, Cheney skrytykował Busha za to, że pod naciskiem opinii publicznej odszedł po reelekcji w 2004 r. od polityki twardego traktowania podejrzanych o terroryzm i podjął próby dyplomatycznego rozwiązania konfliktów z Iranem i Koreą Północną.
Cheney i ówczesny minister obrony Donald Rumsfeld byli najważniejszymi doradcami Busha i w latach 2001-2005 głównymi architektami wojny w Iraku, polityki nieliczenia się z sojusznikami sprzeciwiającymi się inwazji tego kraju i autorami doktryny uznającej, że tylko przez zmianę reżimu w Iranie, Korei Północnej i innych państwach "osi zła" uda się odsunąć zagrożenie USA ze strony tych krajów.
Cheney zwłaszcza był także głównym promotorem uwięzienia podejrzanych o terroryzm w areszcie wojskowym Guantanamo na Kubie i w tajnych aresztach CIA oraz brutalnych metod ich przesłuchań uznanych za tortury.
W swej drugiej kadencji tracący gwałtownie popularność Bush zakazał niektórych z tych metod, jak waterboarding (symulacja topienia po przywiązaniu więźnia do deski), zamknął tajne więzienia CIA i starał się o sankcję Kongresu dla kontrowersyjnych podsłuchów telefonicznych zakładanych w celu wykrycia kontaktów z terrorystami.
Cheney - jak relacjonuje "Washington Post" powołując się na świadków spotkania z byłym wiceprezydentem - uznał tę zmianę polityki za wyraz oportunizmu, gdyż uważał, że polityk nigdy nie powinien kierować się sondażami, a tylko swymi przekonaniami.
Były wiceprezydent ma też pretensję do Busha za zwolnienie Rumsfelda ze stanowiska po przegranych przez Republikanów wyborach w 2006 r.
Jego zdaniem Rumsfeld - powszechnie krytykowany za błędy w prowadzeniu wojny w Iraku - był "najlepszym szefem Pentagonu".
Cheney powtarzał też, że kiedy w latach 70. był zastępcą Rumsfelda, ówczesnego szefa kancelarii prezydenta Geralda Forda, "najwięcej się od niego nauczył" ze wszystkich przełożonych, pod których kierunkiem pracował.
Był to kolejny przytyk do Busha, który - zdaniem ekspertów - bardziej niż jakikolwiek inny prezydent w historii USA polegał na radach i wskazówkach swojego wiceprezydenta i innych doradców, nie mając wiedzy ani doświadczenia w sprawach międzynarodowych.
INTERIA.PL/PAP