Bush obronił na razie swą strategię w Iraku
Po raporcie generała Davida Petraeusa i czwartkowym przemówieniu telewizyjnym prezydenta George'a Busha, w stolicy USA przeważa opinia, że najprawdopodobniej uda mu się zażegnać burzę w Kongresie i nie dopuścić do storpedowania obecnej polityki w Iraku.
Dominujący w Kongresie Demokraci zapowiadają zgłoszenie w przyszłym tygodniu nowych projektów ustaw, które miałyby zmusić administrację do większej redukcji wojsk, niż to planuje prezydent. Wygląda jednak na to, że nie uda im się uzyskać wystarczającej większości dla tych inicjatyw, aby przełamać potem prezydenckie weto.
Umiarkowani Republikanie bowiem, na których poparcie liczyli Demokraci, sygnalizują, że są usatysfakcjonowani planem Busha przewidującym stosunkowo skromną redukcję wojsk w Iraku - do poziomu około 130.000 żołnierzy do lipca przyszłego roku, czyli tylu, ilu przebywało tam przed tegorocznym wzmocnieniem kontyngentu ("surge") o ok. 30 tys. wojsk.
Umiarkowani Republikanie - podobnie jak większość społeczeństwa USA - wydają się przekonani argumentem, że wobec obecnej strategii, opartej na zwiększeniu liczby wojsk, co ma poprawić stan bezpieczeństwa w Iraku i stworzyć warunki do politycznego rozwiązania konfliktu między zwaśnionymi frakcjami religijnymi, nie ma lepszego, alternatywnego rozwiązania.
Według najnowszego sondażu "Wall Stret Journal" i telewizji CBS News, tylko 26 procent Amerykanów popiera wycofanie wojsk z Iraku już teraz, 37 procent opowiada się za wycofaniem ich dopiero w przyszłym roku, a 24 procent dopiero gdy Irak "stanie się stabilną demokracją" (reszta nie ma zdania).
Sugeruje to, że większość społeczeństwa dała się przekonać, że raport dowódcy międzynarodowej koalicji w Iraku gen. Petraeusa, mówiący o spadku skali przemocy w Iraku i poprawie stanu bezpieczeństwa, jest rzetelny i można mieć nadzieję na dalszą poprawę.
Według tego samego sondażu, w porównaniu z lipcem nieznacznie wzrósł - z 32 do 37 procent - odsetek Amerykanów przekonanych, że "zwycięstwo w Iraku jest możliwe". Wzrosła też - z 22 do 30 procent - aprobata dla polityki Busha w Iraku.
Trend ten sugeruje też, że do Amerykanów trafia argument, iż przedwczesne wycofanie wojsk grozi pogrążenie Iraku w chaosie i wojnie domowej na pełną skalę, przejęciem władzy przez ekstremistów islamskich i wzrostem wpływów Iranu w strategicznym regionie Zatoki Perskiej.
Argument ten uznał za słuszny nawet "Washington Post", dziennik zwykle krytyczny wobec republikańskiej administracji (który wprawdzie poparł w 2003 r. inwazję na Irak).
"Plan Busha oferuje przynajmniej perspektywę rozciągnięcia fali niedawnych zwycięstw nad Al-Kaidą na cały Irak, zapobieżenia wojnie domowej na pełną skalę i umożliwienia Irakijczykom kroków w kierunku nowego ładu politycznego" - czytamy w artykule redakcyjnym w piątek.
Piątkowy "New York Times", jak poprzednio, nie zostawił suchej nitki na Bushu, pisząc w swym edytoriale, że prezydent "nie ma żadnej strategii zakończenia tej wojny i żadnej strategii na rzecz powstrzymania chaosu, który rozpętał".
Gazeta wzywa Kongres, by "użył swej władzy do ujawnienia prawdy i zażądał prawdziwej zmiany strategii", tzn. jak najszybszego wycofania wojsk z Iraku, lub przynajmniej podania wiążących terminów ich ewakuacji.
Wypomina też Demokratom, że "wycofują się z propozycji określenia terminarza wycofania wojsk i proponują półśrodki, które wyglądają jak sposoby ułatwienia prezydentowi dalszej realizacji strategii zyskiwania na czasie".
Zmuszenie Busha do szybkiego wycofania wojsk wymagałoby wstrzymania przez Kongres funduszy na wojnę. Ze względu na wspomniane nastroje w USA, można wątpić, by przywódcy Demokratów na to się zdecydowali.
INTERIA.PL/PAP