Afganistan: Opozycja wstrzymała atak na Kabul
- Siły opozycyjnego afgańskiego Sojuszu Północnego podeszły do Kabulu od wschodu na sześć km. Talibowie wycofują się z miasta - oświadczył szef dyplomacji Sojuszu, Abdullah Abdullah. Opozycyjne oddziały sprawują już kontrolę nad prawie połową terytorium Afganistanu. Talibowie twierdzą, że przygotowują się do obrony miasta, ale Sojusz zapewnia, że nie zamierza szturmować stolicy Afganistanu. Szturmowi jest przeciwny Waszyngton.
- Jesteśmy sześć kilometrów od Kabulu na starej szosie - powiedział Abdullah Abdullah, mając na myśli drogę prowadzącą do miasta od wschodu. - Na nowej szosie, to znaczy od strony Bagram, jesteśmy 20 km od Kabulu - dodał. Bagram to lotnisko, leżące na północ od miasta. Zaciekłe walki toczyły się w dzisiaj właśnie na północnych przedpolach Kabulu.
Zapytany, czy Sojusz posłucha próśb USA i Pakistanu, by nie wkraczać do Kabulu, Abdullah odparł: - Postanowiliśmy nie nacierać dalej na Kabul.
Świadkowie poinformowali, że widzieli dzisiaj kilka samochodów z talibami opuszczających stolicę Afganistanu. Poza tym, jak podaje Reuters, radykalnie zmniejszyła się liczba strażników strzegących w Kabulu budynków władz talibańskich, a w wielu urzędach nie świeci się światło.
Według świadków cytowanych przez agencję Reuters, wojska Sojuszu robią szybkie postępy zbliżając się do stolicy. Na froncie trwa intensywny ostrzał artyleryjski. Żołnierze Sojuszu wzięli do niewoli 1300 jeńców. W ataku na Kabul uczestniczy piechota i artyleria. Amerykanie wstrzymali swe naloty na Kabul, by uniknąć pomyłkowego zbombardowania nacierających wojsk Sojuszu. Rano siły opozycji zdobyły dwa miasta - Herat i Kunduz.
- Zdobyliśmy Earik Haub - powiedział opozycyjny generał, mając na myśli frontową wioskę pozostającą dotąd w rękach talibów. W tym samym rejonie, dziennikarz telewizji Reutersa, widział żołnierzy talibskich, uciekali ciężarówkami i furgonetkami, atakowani przez amerykańskie F-18.
Z kolei agencja France-Presse podała, że po godzinnej walce opozycja zajęła okręg miasta Karabag, położonego na drodze z Bagram do Kabulu. Według cytowanego przez agencję przedstawiciela Sojuszu Wajsudina Salika, w starciach zginęło około stu żołnierzy talibskich, ale "mimo intensywnego ostrzału na kilku pozycjach talibowie kontynuują opór". - Walki trwają i mamy nadzieję, że będziemy robić postępy i szybko dojdziemy do bram Kabulu - powiedział Wajsudin Salik.
Dzisiaj od rana stanowiska talibów w rejonie Kabulu były bombardowane przez amerykańskie samoloty, w tym ciężkie bombowce B-52.
Akty przemocy w Mazar-i-Szarif
Zajęte w piątek przez afgańską opozycję miasto Mazar-i-Szarif jest obecnie plądrowane, dochodzi w nim do aktów przemocy i doraźnych egzekucji - poinformował dzisiaj rzecznik ONZ. - Jacyś uzbrojeni ludzie splądrowali biura organizacji pozarządowych - powiedziała rzeczniczka ONZ, Stephanie Bunker, podczas briefingu w stolicy Pakistanu, Islamabadzie. - Nadchodzą nie potwierdzone informacje o przemocy i doraźnych egzekucjach - mówiła. Według przedstawiciele Światowego Programu Żywnościowego (WFP), Lindseya Davisa, "wkrótce po upadku Mazar-i-Szarifu magazyny WFP zostały splądrowane". Splądrowano też magazyny UNICEF. Siły opozycyjnego Sojuszu Północnego przełamały w piątek obronę talibów wokół Mazar-i-Szarif i wkroczyły do tego ważnego miasta na północy Afganistanu.
Barahui: zajęliśmy Zarandż
Antytalibański przywódca w południowo-zachodnim Afganistanie Abdolkarim Barahui poinformował dzisiaj, że jego siły zajęły strategiczne miasto Zarandż na granicy z Iranem.
- Zdobyliśmy miasto. Talibowie stawiali opór przez pół godziny, lecz w końcu uciekli w stronę Kandaharu - powiedział przez telefon satelitarny Barahui.
Dodał, że nie było ofiar śmiertelnych po żadnej stronie, a mieszkańcy Zarandżu współpracują z opozycją. Barahui już wcześniej zapowiadał, że do wtorku jego siły będą kontrolować Zarandż. Mówił, że udało mu się namówić do przejścia na stronę opozycji wielu z 1000 talibańskich żołnierzy. Swoich ludzi miał 600-700.
Antytalibański przywódca powiedział, że na razie jego ludzie nie weszli do obozu uchodźców, położonego w odległości ok. 15 km od miasta, gdzie przebywa kilka tysięcy osób. Wcześniej obóz pozostawał pod kontrolą talibów.
Niezadowolenie USA
Decyzję o rozpoczęciu ataku podjęto mimo wyraźnego niezadowolenia USA. Amerykański minister obrony Donald Rumsfeld przyznał jednak wczoraj, że USA nie mają środków, aby zająć Kabul bądź przeszkodzić zbrojnej opozycji we wkroczeniu do miasta. Amerykanie uważają, że najpierw trzeba stworzyć w Afganistanie rząd reprezentujący interesy wszystkich grup etnicznych i ugrupowań politycznych. - Będziemy zachęcali naszych przyjaciół (z Sojuszu Północnego), aby kierowali się na południe, lecz nie wkraczali do samego Kabulu - mówił Bush.
błyskawiczna. W czasie weekendu opozycja opanowała całą północ kraju, zajmując ponad 40 procent obszaru Afganistanu. Dzisiaj afgańska agencja AIP potwierdziła fakt utraty przez talibów niemal wszystkich prowincji na północy Afganistanu. Z informacji dziennikarzy, znajdujących się w pobliżu linii frontu, wynika że trwa tu koncentracja wojsk opozycyjnego Sojuszu Północnego - na miejsce ściągane są z północnych baz czołgi i transportery opancerzone. W czasie weekendu opozycja zapowiadała dyslokację swych sił oraz - uderzenie na Kabul "w najbliższych dniach".
Abdullah Abdullah o wielkich stratach wśród talibów
- Siły talibów w północnym Afganistanie, oddziały, które wycofały się z Mazar-I-Sharif i innych części tego regionu są całkowicie otoczone. Nie mają żadnej drogi ucieczki. Opozycyja triumfuje - mówił Abdullah Abdullah o wielkich stratach wśród talibów. Nic jednak nie mówi o stratach po stronie Sojuszu. Według amerykańskiego sekretarza obrony Donalda Rumsfelda, w samych walkach o Mazar-I-Sharif zginęło wielu bojowników Al-Kaidy, terrorystycznej siatki Osamy bin Ladena. - Dotarliśmy do bram Kabulu od północy, nasze siły mogą w każdej chwili zaatakować stolicę - mówił wczoraj dziennikarzom rzecznik opozycji Aszraf Nadim.
Pomoc brytyjskich komandosów
Wiadomo już na pewno, że oprócz amerykańskich wojskowych, Sojuszowi Północnemu pomagają też brytyjscy komandosi. Oświadczenie takiej treści złożył wczoraj brytyjski sekretarz obrony Goeff Hoon. W wywiadzie dla BBC minister Hoon przyznał iż członkowie Królewskich Sił Zbrojnych pełnią w Afganistanie rolę wspomagającą.
Posłuchaj relacji londyńskiego korespondenta RMF, Bogdana Frymorgena:
Brytyjskie władze są bardzo zadowolone z pomyślnego przebiegu ofensywy Sojuszu Północy. Zajęcie Mazar-I-Sharif i natarcie w kierunku Kabulu jest dla antyterrorystycznej koalicji pierwszym namacalnym dowodem na to, że wojna z talibami przynosi rezultaty.
"The New York Times": Wojna za miliard dolarów miesięcznie
Stany Zjednoczone wydadzą ponad miliard dolarów miesięcznie w czasie pierwszej fazy operacji wojskowej w Afganistanie. W późniejszym etapie wydatki mogą znacznie wzrosnąć - pisze dzisiejszy "The New York Times". Według dziennika, dotychczasowe koszty operacji są stosunkowo niewielkie dlatego, że w samym Afganistanie działają tylko niewielkie grupy sił specjalnych. Jednak najbliższe tygodnie przyniosą gwałtowny wzrost wydatków - na rozbudowę amerykańskich sił w regionie, na prace mające na celu ulepszenie lądowisk, a także inne logistyczne usprawnienia.
Czy Polacy są już w Afganistanie?
- Jesteśmy obecni wszędzie tam, gdzie jesteśmy potrzebni - mówi szef Wojskowych Służb Informacyjnych, pułkownik Marek Dukaczewski. Czy Polacy są także w Afganistanie? Na ten temat szef WSI milczy - stwierdził jedynie enigmatycznie, że WSI cały czas pozyskuje i analizuje informacje, które mogą być pomocne w działaniach antyterrorystycznych.
Kilka dni temu, w przeddzień warszawskiej konferencji poświęconej walce z terroryzmem pojawiła się informacja, że Polska wyśle jednostki wojskowe do Afganistanu. Pisał o tym "Wall Street Journal". Szef polskiej dyplomacji zdementował rewelacje amerykańskiej gazety: - Jak na razie nikt nas o to nie poprosił - stwierdził Włodzimierz Cimoszewicz. Zapewnił jednak, że Polska - zresztą tak jak wielokrotnie mówiła - nie odmówi pomocy Amerykanom.
RMF/PAP