92 tys. Polaków żyje na niemieckim socjalu
Niemiecka minister pracy Andrea Nahles konsekwentnie chce nagradzać pracowitych, karać obiboków. Jej plany dotyczą też Polaków.
Każdy może mieć pecha. Tak jak polski kierowca pracujący w Berlinie jako kurier. Złamał nogę, na tygodnie był wyłączony z obiegu. Zwrócił się o zasiłek, dostał odmowę. Bezpodstawnie. Dopiero wtedy znalazł się w podbramkowej sytuacji. Pomogła mu Polska Rada Społeczna w Berlinie, instytucja, która od lat wspiera Polaków, walczy o ich prawa, tłumaczy im niemiecki świat. Wśród ponad 4 tys. udzielanych rocznie porad najwięcej stanowią problemy związane z pomocą socjalną. Przychodzą zrozpaczone kobiety, mężczyźni, młodzi i starsi.
- Urząd odmawia im przyznania zasiłku, nie płaci, spóźnia się. Czasami jest to uzasadnione, czasami jest wynikiem błędów, które ludzie popełnili albo błędnych oczekiwań - tłumaczy Witold Kamiński z Polskiej Rady Społecznej.
Bywają nader dramatyczne przypadki, choćby młodej Polki z małym dzieckiem, opuszczonej przez jej niemieckiego partnera. Kobieta została bez środków do życia, a jakby tego było mało, trafiła na rodaków, którzy wyciągnęli od niej pieniądze za fikcyjne zameldowanie. - Okropna historia - opowiada Witold Kamiński. Kobieta miała przy tym prawo do pomocy i ją uzyskała, ale walka trwała rok.
Jest też druga strona medalu, bo są też Polacy, którzy przyjeżdżają do Niemiec tylko po to, żeby skorzystać z socjalnego garnuszka. - Są to ludzie, którzy nie rozumieją zasad funkcjonowania państwa socjalnego. Uważają, że skoro Józek dostaje, to mnie się też należy. Jest to forma cwaniactwa i to jest przykre - mówi Kamiński.
Praca - tak, życie na garnuszku - nie
Według danych Centralnego Rejestru Cudzoziemców, w Niemczech żyje ponad 730 tys. Polaków (stan z 30 września 2015). Po obywatelach Turcji, kraju spoza UE, Polacy stanowią w Niemczech największą grupę obywateli UE. Są też na pierwszym miejscu wśród Europejczyków korzystających z pomocy socjalnej - korzysta z niej 92 tys. Polaków, plasując się przed Włochami (71 tys.), Bułgarami (70 tys.), Rumunami (57 tys.) i Grekami (46 tys.).
W nich ma uderzyć "zamknięcie luki prawnej", która pozwala na nadużycia i życie na koszt niemieckiego systemu opieki socjalnej. Tak argumentuje minister pracy Andrea Nahles, która przedstawiła niedawno swój plan ograniczenia obywatelom Unii Europejskiej dostępu do świadczeń socjalnych w Niemczech.
Krótko po tym zaprezentowała kolejny projekt, tym razem dotyczący polityki płacowej. Jego podstawowe założenia: każdy, kto pracuje w Niemczech, ma prawo do godziwego zarobku. Niezależnie od przynależności państwowej i od rodzaju zatrudnienia - czy jest to etat, umowa zlecenie, umowa o dzieło czy praca tymczasowa. Reasumując: kto chce pracować, ma drogę otwartą, kto natomiast przyjeżdża do Niemiec, żeby skorzystać ze świadczeń socjalnych, dostanie odpowiedź odmowną.
Socjal socjalowi nierówny
Tyle że z pracy nie zawsze można wyżyć. Jak wyliczył Instytut Badań Rynku Pracy i Szkolenia Zawodowego (IAB), 30 procent cudzoziemców pracujących w Niemczech musi uzupełniać swoje przychody pomocą socjalną.
- Podstawowym problemem, także Polaków, jest to, że w wielu przypadkach zarobki są zbyt niskie - potwierdza Witold Kamiński - Ludzie pracują w ramach tak zwanego prekariatu, pracują dużo, zarabiają mało, nie stać ich na opłacenie wysokich czynszów, bo wpadają też w pewien kocioł, który utrudnia im normalne życie. Funkcjonują gdzieś na obrzeżach, nie wiedzą, jak i gdzie szukać mieszkania, więc płacą za dużo. Albo pracodawca płaci mniej, bo zredukował liczbę godzin i wtedy też nie ma innej możliwości niż wystąpienie o zasiłek uzupełniający. Na pewno niemałą grupę stanowią ludzie, którzy bez własnej winy są skazani na zasiłek lub zasiłek uzupełniający.
W swojej walce z biurokracją, z błędami urzędników, nierzadko powtarzanymi z maniackim uporem, Polska Rada Społeczna poznała już aż nadto niuanse funkcjonowania systemu pomocy socjalnej.
- Bolesne jest to, że rozmaite posunięcia urzędów sprowadzają się do wylewania dziecka z kąpielą. Przykręcamy śrubę, dlatego, że jest cała gromada ludzi nadużywających państwa socjalnego i oczywiście słusznie. W interesie państwa i społeczeństwa jest ograniczenie wszelkiego rodzaju nadużyć, ale wylewa się dziecko z kąpielą, nie rozpatrując spraw indywidualnie - wyjaśnia Witold Kamiński i podaje kolejny przykład, tym razem we Frankfurcie nad Odrą:
- Postawiono rodzinie zarzut nadużyć socjalnych. Było to w ramach akcji sprawdzania Polaków, którzy meldują się we Frankfurcie nad Odrą. Mieszkają w gruncie rzeczy gdzie indziej, a meldują się tylko po to, żeby brać taką czy inną pomoc socjalną, takich jest dużo. I znowu to wylewanie dziecka z kąpielą, bo trafiło w niewinnych.
Po ośmiu miesiącach urząd wycofał skargę, w ostatniej chwili, bo tuż przed rozpoczęciem rozprawy w sądzie. Błędy urzędów nie są rzadkością. Według odpowiedzi rządu federalnego na zapytanie opozycyjnej Lewicy, tylko w 2015 roku złożono w Niemczech 51 tys. skarg związanych z odmową przyznania zasiłku Harz IV. 40 procent z nich zostało rozpatrzonych pozytywnie.
Nawet, jeżeli plany minister Nahles będą zrealizowane, nie dotkną one wszystkich 440 tys. obywateli UE pobierających w Niemczech świadczenia socjalne, w tym 92 tys. Polaków. Zasady ich przyznawania są zbyt skomplikowane, przypadki sięgania po pomoc zbyt indywidualne.
- Pocieszające, że dzisiaj przyjeżdża do Niemiec coraz więcej młodych Polaków, wykształconych, otwartych, ciekawych tego świata. Natomiast coraz mniej jest tych przyjeżdżających za chlebem, z rozpaczy albo próbujących cwaniactwa. Bo robi się coraz trudniej. Fama, że "Niemcy obcinają Polakom socjal" też się rozchodzi - reasumuje Witold Kamiński.
Elżbieta Stasik, Redakcja Polska Deutsche Welle