Ekspert nie ma złudzeń. "Czołgi Abrams i tak są w Moskwie"
- Nie ma się co łudzić. Prawie cały sprzęt używany na froncie w końcu wpadnie w ręce wroga - ocenia ukraiński producent dronów. W Kijowie debatują nad zniesieniem zakazu eksportu bezzałogowców rodzimej produkcji. - Nie ma sensu otwierać się na cały świat, a jedynie na konkretne kraje NATO, co do których jesteśmy pewni - uważa Roman Kniazenko. Jego zdaniem "amerykańskie czołgi Abrams i tak stoją już na Placu Czerwonym".
Ukraina jest coraz bliżej zniesienia zakazu eksportu swojej broni, w tym dronów wojskowych. Rządzący uważają, że jest to konieczne, by rozwinąć produkcję, a także odpowiedzieć na rosyjską przewagę na froncie.
Ukraińskie drony podbiją świat? "Czołgi Abrams i tak są w Moskwie"
- Nie ma się co łudzić. Prawie cały sprzęt używany przez Ukrainę na froncie w końcu wpadnie w ręce wroga, czasem zniszczony, w kawałkach, tak jak docierają do nas resztki ich sprzętu - uważa Roman Kniazenko, szef firmy Skyeton, która produkuje bezzałogowe systemy lotnicze.
Zdaniem ukraińskiego przedsiębiorcy "takie obawy nie mogą być powodem do utrzymania zakazu eksportu broni". Jak podkreśla, na wojnie nie można mieć pewności, że używana broń nie dotrze do wroga.
- No cóż, możemy śmiało powiedzieć, że amerykańskie czołgi Abrams i tak stoją już na Placu Czerwonym - mówi.
Ukraina zniesie zakaz eksportu broni? Pojawiają się głosy sprzeciwu
W Ukrainie podnoszą się głosy, że obecnie żaden kraj nie potrzebuje dronów bardziej niż Ukraina. Według Kniazenki nie ma potrzeby otwierać eksportu na cały świat, a jedynie do "konkretnych krajów NATO, które są sojusznikami Ukrainy i co do których można być pewnym".
Prezydent Wołodymyr Zełenski mówił wcześniej, że Kijów rozważa możliwość eksportu broni, ale - jego zdaniem - najważniejsze jest, by nie wpadła ona w ręce Rosji. Według polityka sprzęt rodzimej produkcji mógłby trafić wyłącznie do krajów z Grupy Kontaktowej ds. Obrony Ukrainy w Ramstein.
Pomysł ostro krytykował zastępca dowódcy 3. Brygady Szturmowej Maksym Zhorin. Wojskowy stwierdził, że "takie rozmowy prowadzą tylko ludzie, którzy są jak daleko od wojny i którzy zupełnie nic nie rozumieją z rzeczywistej sytuacji w armii".
-----
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!