Wyrzucenie Węgrów z UE realne? Kałan: Ani Orbán, ani Juncker o tym nie myślą
- Po raz pierwszy od czasu przejęcia władzy przez Viktora Orbána z ust jednego z najważniejszych unijnych urzędników padło hasło wyrzucenia Węgrów ze Wspólnoty, jednakże nie odbierałbym tego w sposób dosłowny - ocenia w rozmowie z Interią Dariusz Kałan, ekspert z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, komentując słowa Przewodniczącego Komisji Europejskiej , który ostrzegł Węgry przed wprowadzeniem kary śmierci. - Ani Viktor Orbán, ani Jean-Claude Juncker nie myślą o wyjściu Węgier z Unii Europejskiej - dodaje.
Jean-Claude Juncker oświadczył w wywiadzie dla niemieckiego dziennika "Sueddeutsche Zeitung", że "jeśli Węgry wprowadziłyby karę śmierci, to byłby to powód do rozwodu". "Dla tego, kto wprowadza karę śmierci, nie ma miejsca w Unii Europejskiej" - zaznaczył.
Dariusz Kałan zwraca uwagę, że na podjęty temat trzeba spojrzeć z dwóch perspektyw - rodzimej, czyli węgierskiej i europejskiej. - Wysuwane dzisiaj przez Viktora Orbána - często bardzo radykalne hasła, jak choćby wspomniana dyskusja na temat kary śmierci w Unii, są w dużej mierze odpowiedzią na natężenie nastrojów radykalnych w samych Węgrzech, co przejawia się choćby poprzez wzrost poparcia dla nacjonalistów - wyjaśnia.
Obrana taktyka ma przynieść wymierny efekt i przełożyć się na wzrost elektoratu. - Wzmacniając ton Orbán chce zachęcić najbardziej radykalnych Węgrów do głosowania na swoją partię - dodaje ekspert.
"Radykalizmu UE zlekceważyć nie może"
Radykalnego kursu Węgier i wysuwanych przez nie haseł godzących w zasady Wspólnoty Bruksela zlekceważyć jednak nie może. - Nie sposób sobie wyobrazić, żeby Unia Europejska pozostawiła to bez komentarza - tłumaczy Kałan. A ten tym razem okazał się dosyć radykalny. - Po raz pierwszy od czasu przejęcia władzy przez Orbána z ust jednego z najważniejszych unijnych urzędników padło hasło wyrzucenia Węgrów ze wspólnoty, jednakże nie odbierałbym tego w sposób dosłowny - dodaje.
W ocenie eksperta PISM, scenariusz wskazujący na to, że Jean-Claude Juncker rozpocznie teraz procedurę "zmuszenia Węgrów do opuszczenia Unii" jest mało prawdopodobny i czasochłonny. Wymagałby też zgody wszystkich państw członkowskich, a na to się obecnie nie zapowiada.
"Retoryczny pojedynek"
Słowa Przewodniczącego Komisji Europejskiej interpretowałbym raczej jako retoryczny pojedynek pomiędzy nim a Orbanem i koniecznością nadania sygnału, że jednak są pewne granice radykalizmu, na które Unia godzić się nie może. Zresztą obaj panowie, co pokazało słynne wideo z powitań przywódców, żyją w bardzo dobrej komitywie - wyjaśnia.
Szef KE nie kryje, że witając się z premierem Węgier Viktorem Orbanem nazywa go dyktatorem. "To ostentacyjny wyraz przyjaźni" - tłumaczy. Media ujawniły, że Juncker na widok Orbana na szczycie Partnerstwa Wschodniego w Rydze rzucił znamienne słowa: "Cześć, dyktatorze".
Kurs na zmiany
Jean-Claude Juncker chce też wyraźnie nakreślić kierunek, jaki obrała komisja, której przewodniczy. - Komisja Jose Manuela Barroso podchodziła do wielu postulatów Orbána z dużą powściągliwością. Myślę, że obecnie pojawiły się oczekiwania formułowane przez wiele państw członkowskich, aby wykazać się większą stanowczością i to może stanowić odpowiedź na te żądania - zaznacza Kałan.
Ekspert zwraca uwagę, że jesteśmy świadkami zmian, jakie zachodzą w polityce węgierskiej. - Po pierwsze są one widoczne w tym, że Węgrzy coraz mniej entuzjastycznie wypowiadają się na temat Rosji i kierunek wschodni został obecnie niejako zamrożony - tłumaczy.
- Ponadto w ostatnim czasie z usta samego premiera, jak i innych ważnych przedstawicieli rządu węgierskiego, padały także bardzo jednoznaczne deklaracje, wskazujące na to, że miejsce Węgier jest w Unii Europejskiej i w NATO. - precyzuje specjalista.
- Orbán nie powiedział, że domaga się wprowadzenia kary śmierci, ale że chce rozpocząć dyskusję w całej Unii Europejskiej na temat sensowności tego rozwiązania - podsumowuje ekspert.