Wypych: Prezydent nie usankcjonuje bezprawia
Nie będzie żadnego innego pisma w tej sprawie. Jeśli premier powoła Pawła Wojtunika bez zgody i opinii prezydenta, to będzie on szefem CBA. Premier bierze na siebie odpowiedzialność w sytuacji, w której postępuje niezgodnie z prawem tak, jak było w przypadku odwołania Mariusza Kamińskiego - mówi w Kontrwywiadzie RMF FM prezydencki minister Paweł Wypych.
Konrad Piasecki: Czy prezydencka kuracja zbliża się do szczęśliwego finału?
Paweł Wypych: Tak. Myślę, że ten tydzień wydaje się być ostatnim, w którym pan prezydent musi unikać publicznych wystąpień i zewnętrznych wizyt.
Od poniedziałku będziemy mogli go ujrzeć.
Myślę, że od poniedziałku wróci do pracy.
A co właściwie jest prezydentowi?
To jest pokłosie jeszcze 11 listopada, tego fatalnego dnia.
To już miesiąc trawa. 11 listopada był miesiąc i cztery dni temu.
Trochę też pokłosie formy bycia niezdyscyplinowanym pacjentem. Pan prezydent za wcześnie wrócił do pracy i jak to ładnie powiedział pan doktor Lubiński przeziębił przeziębienie w związku tym skończyło się kuracją antybiotykiem.
Ale to jest jakaś zdiagnozowana angina, zapalenie płuc, gardła, grypa?
Na pewno nie grypa. Poza tym, jeśli pan redaktor pozwoli, ja nie jestem lekarzem, więc?
W Polsce każdy jest lekarzem. Od czasów Stańczyka to wiemy.
Pewnie tak. I każdy jest politykiem, i każdy jest trenerem reprezentacji piłki nożnej.
Obejrzyj Kontrwywiad:
Ale czy jest tak, że prezydent wróci do pracy, bo dzisiaj nie pracuje, leży grzecznie w łóżku?
Jakoś pan prezydent pracuje. Tutaj wczoraj wyszedł program w TVN-ie, wyjaśnił chyba wszystkim. Na pewno jest tak, że prezydent nie ma prawa do urlopu i też pan prezydent nie ma prawa do zwolnienia lekarskiego jako organ państwa. W związku z tym pan prezydent podpisuje dokumenty, pan prezydent na bieżąco jest ze wszystkimi notatkami, pan prezydent czyta szereg analiz.
Ale robi to w łóżku, czy schodzi do swego gabinetu w bamboszach i dobrze opatulony?
Pan prezydent czasem schodzi do swego gabinetu, nie w bamboszach, ale na pewno też z takim dobrym przygotowaniem, jeżeli chodzi o kubek dobrej herbaty.
Panie ministrze, czy Lech Kaczyński będzie jakoś zniechęcał rząd do podpisania umowy gazowej z Rosją?
To jest oczywiście kwestia odpowiedzialności rządu, to jest pytanie jakby o zasadę tej umowy, wartość tego kontraktu, długość kontraktu.
A czy prezydent uważa, że tej umowy do 2037 roku podpisywać nie należy?
To jest pytanie do ministra gospodarki, co należy robić.
Minister gospodarki mówi podpisywać.
Więc pan minister bierze odpowiedzialność.
A prezydent jest temu przeciwny?
Oczywiście jest tak, że Polska powinna mieć zabezpieczone dostawy tego surowca. Pan prezydent ma nadzieję, że to nie będzie wiązało się de facto z rezygnacją z budowy gazoportu, czy w ogóle z rezygnacją z dywersyfikacji dostaw gazu. Pytanie jest o długość tego kontraktu, o wartość tego kontraktu. Zadaliśmy szereg pytań kancelarii premiera. Mamy nadzieję, że dostaniemy odpowiedź. Nie tylko my, ale wszyscy Polacy.
Ale to są pytania, na które prezydent będzie żądał odpowiedzi, a jeżeli jej nie dostanie, będzie mówił "Nie podpisywać tej umowy"? Czy prezydent uznaje: "Róbcie co chcecie. Wasza odpowiedzialność"?
Pan prezydent nie mówi "Róbcie, co chcecie". Pan prezydent ma prawo wskazać osoby, które podejmują te decyzje. To jest decyzja rządowa. Mam nadzieję, że jest podejmowana z pełnym rozeznaniem potrzeb i długość tego kontraktu, wielkość dostaw jest uwzględniona.
Kiedy Waldemar Pawlak mówi: "Ta umowa jest nam potrzebna. Ta umowa zapewni stabilność dostaw gazu do 2037 roku" to prezydent mu wierzy?
Nie. Pan prezydent mówi wtedy, żeby wszyscy Polacy pamiętali, kto tak mówi.
Jeśli będzie źle - to oni, jeśli będzie dobrze - to ja.
Rząd pana premiera Tuska ma taki zwyczaj, że jak podejmuje trudną decyzję albo niepopularną decyzję, to koniecznie szuka współodpowiedzialnego. W związku z tym wydaje się, że tak, jak w przypadku misji w Afganistanie, czy zwiększenia kontyngentu żołnierzy, rząd musi podjąć decyzję, rząd musi tę decyzję w pełni uzasadnić i wtedy pan prezydent będzie się do niej odnosił.
A jeśli rząd podejmie decyzję - o tym pisze dzisiaj "Gazeta Wyborcza", o pomyśle - że każdy Polak będzie mógł przechodzić na emeryturę, kiedy chce, pod warunkiem, że jakąś sobie minimalną emeryturę wypracuje - pan uważa, że to jest dobry pomysł?
Znaczy, ja uważam, że złym pomysłem jest, że rząd pana premiera Donalda Tuska ustami swoich różnych ministrów odnosi się do tego samego problemu, jakim są ubezpieczenia społeczne.
Ilość pomysłów zawsze dobrze robi efektowi końcowemu.
No tak, tyle że jeśli te pomysły są ze sobą sprzeczne i jest jakaś ewidentna różnica zdań pomiędzy panią minister Fedak czy panem ministrem Bonim, to wydaje mi się, że te propozycje, które dzisiaj są opisywane w "Gazecie Wyborczej" są warte dyskusji. I też jest tak - ja będę powtarzał to zawsze, bo my mówimy w ten sposób, z głębokim przekonaniem: niech wreszcie rząd przedstawi jakiś konkretny projekt, bo to jest taki trochę kolejny balon?
A jeśli byłby taki projekt?
To będziemy się do niego odnosić.
Ale panu się ten pomysł jako byłemu szefowi ZUS-u podoba? Uważa pan, że to jest dobry pomysł, czy nie?
Na pewno jest tak, że nie jesteśmy w stanie utrzymać tej sytuacji, która jest w tej chwili. Polacy nie dość, że mają dość niski wiek emerytalny, to podstawowym problemem jest to, że praktycznie nie osiągamy tego wieku emerytalnego. Po drugie ten pomysł budzi kilka pytań. Czy lepsze jest to, że Polacy pracują do osiągnięcia emerytury, później, rozumiem, będąc na emeryturze są w stanie się z tego utrzymać, czy pomysłem jest to, że każdy jest w stanie przejść na emeryturę kiedy chce, a później iść do pracy, dorabiając do tej emerytury. To jest chyba troszeczkę zaprzeczenie samej istoty świadczenia emerytalnego.
Czyli pomysł wart dyskusji - powiedzmy tak.
To jest pomysł wart dyskusji, tyle tylko, że ja obawiam się, że to jest taki kolejny balon próbny: coś powiemy, gazeta to opisze, zobaczymy, jaka będzie reakcja społeczna, a pan premier powie "nie, nie, tak nie robimy".
Premier prosi prezydenta o opinię w sprawie powołania szefa CBA, a prezydent milczy?
Nie, pan prezydent odpisał na to pismo. Pan prezydent wyjaśnił grzecznie panu premierowi, że w sytuacji, w której odwołanie Mariusza Kamińskiego odbyło się z taką nieusuwalną wadą prawną - pan premier nie czekał wtedy na opinię - to trudno, żeby pan prezydent opiniował następcę.
Czyli było tak, że premier wysłał pismo: "Panie prezydencie, proszę zaopiniować powołanie Wojtunika", a pan prezydent odpisał: "Panie premierze, nic z tego nie będzie, bo Kamiński powinien być cały czas szefem CBA"?
Nie, nie. Pan prezydent odniósł się raz jeszcze w tym piśmie do sytuacji, w której odwołanie Mariusza Kamińskiego nastąpiło z naruszeniem obowiązującego prawa. W związku z tym, skoro ta wada jest nieusuwalna, to trudno, żeby pan prezydent opiniował następcę.
I premier żadnego innego pisma w tej sprawie się już nie doczeka?
Nie.
A jeśli powoła Wojtunika bez zgody i bez opinii prezydenta to??
To pan Wojtunik będzie szefem CBA.
A prezydent kornie pochyli głowę i powie: "No trudno"?
Nie, pan prezydent uważa, że pan premier bierze na siebie tę odpowiedzialność w sytuacji, w której postępuje niezgodnie z prawem. Tak, jak było w przypadku odwołania Mariusza Kamińskiego.
Czyli tak, jak z tym gazem powie: "To wasza odpowiedzialność".
Nie, pan prezydent uważa, że CBA musi mieć szefa. Pan prezydent uważa, że premier postąpił niezgodnie z obowiązującymi przepisami, więc trudno, żeby teraz pan prezydent był elementem sankcjonowania tej decyzji pana premiera wcześniejszej.