Wolność słowa a zdrowy rozsądek
Wymagałbym zdrowego rozsądku od dziennikarzy. Wiadomo, jakie reperkusje mogą przynieść takie działania, jak publikacja karykatur Mahometa. Po co więc? W imię czego? - komentuje sprawę druku kontrowersyjnych rysunków Krzysztof Kozłowski.
Krzysztof Kozłowski, publicysta "Tygodnika Powszechnego", był gościem Kontrwywiadu Kamila Durczoka w RMF:
Kamil Durczok: Czy "Rzeczpospolita" powinna była przedrukowywać karykatury Mahometa?
Krzysztof Kozłowski: Moim zdaniem nie powinna tego robić. Tłumaczenie, że w ten sposób walczy się o prawo wolności prasy jest naiwne. Rozmawiamy dwoma różnymi językami. Naiwną jest teza, że przekonamy wyznawców islamu do naszych wartości, naszego sposobu zachowania się, stosując nasze kryteria, naszą terminologię, nasz język. Oni nie muszą podzielać tych wartości i tych zasad.
Dzisiaj w "Gazecie Wyborczej" Marcin Bosacki pisze, że nie można zakazać wyrażania poglądów dlatego, że ktoś czuje się nimi dotknięty. Na tym właśnie polega wolność wyrażania poglądów, wolność słowa.
Ale też wymagałbym od ludzi - od dziennikarzy także - zdrowego rozsądku. Przecież wiadomo z góry, jakiego rodzaju reperkusje działania tego typu wywołują czy mogą wywołać. Po co więc? W imię czego?
Tylko pozostaje też zasadne pytanie, do jakiego stopnia kultura, religia, obyczaj powinny decydować, co wolno, a czego nie wolno? Ja myślę, że żart rysunkowy z wiary katolickiej jednak nie wywołałby takiej reakcji.
No dobrze, ale żyjemy w innym świecie, świecie europejskim i patrzymy przez własny pępek na cały świat. I chcemy, żeby inni stosowali się i rozumieli, i uznawali to, co my uważamy za dopuszczalne i słuszne. W imię czego?
A dobrze się stało, że minister Meller przeprosił wyznawców Mahometa?
Z dwojga złego - tak. W ogóle przepraszanie jest ostatecznością, ale wydaje mi się, że lepiej, że to zrobił, niż gdybyśmy tkwili w takim rozkroku.
Profesor Geremek mówi: Ne należy padać na kolana. Wolność prasy jest istotna i rządy nie powinny się do tego mieszać.
Tak, tylko że tutaj nikt nie zagroził prasie, tylko prasa zagroziła innym. Bądźmy jednak sprawiedliwi. Ofensywa wyszła ze strony mediów europejskich, a nie ze strony islamistów.
Tylko to jest teraz pytanie o reakcję na to wszystko. W Syrii i Libanie płoną ambasady Danii i Norwegii. W Sudanie, Afganistanie, Pakistanie, Indonezji odbyły się demonstracje. Są groźby ataku terrorystycznego na Europę. Pytanie o akcję i reakcję.
Oczywiście, że to są nie tylko spontaniczne odruchy emocjonalne wyznawców islamu, ale także świadome działanie niektórych rządów arabskich. To jest dla mnie jasne, że choćby nawet nowe władze Iraku czy Afganistanu chcą w ten sposób pozyskać swoje społeczeństwa, pokazując, jak są niezależni od Europy i Amerykanów.
A czy pan uważa, że przez te publikacje jesteśmy bardziej narażeni na atak terrorystów?
Jesteśmy i tak narażeni ze względu na zaangażowanie w Iraku, więc nie należy dolewać oliwy do ognia. Można sobie wyobrazić, że w imię wolności prasy zaatakujemy i dokopiemy jeszcze kilku innym społecznościom na świecie. Ale po co? Komu to potrzebne do szczęścia? O karykatury będziemy toczyć boje?
Chciałbym, żebyśmy wrócili do tego co działo się w czwartek w Sejmie. Czy to co się wydarzyło między partiami politycznymi podpisującymi pakt i mediami określiłby pan jako skandal czy jako potknięcie?
To jest optymistyczna wersja, że potknięcie. Bardzo bym się cieszył, gdyby to było potknięcie. Można się obawiać, że jest to element pewnej strategii PiS-u w stosunku do mediów. Jeżeli słyszymy, że w tym pakiecie ustaw, które mają być przeforsowane przy pomocy Samoobrony i LPR jest również ustawa o monitorowaniu mediów, to pytam po co rządowi, po co PiS-owi tego rodzaju Narodowe Centrum Monitoringu?
W piątek jeszcze prezes Kaczyński mówił, że trzeba się przyjrzeć formule w jakiej media działają w parlamencie, bo sposób relacjonowania tego co działo się w czwartek był "niewłaściwy".
To jest próba oddziaływania na sprawozdawców, w tym przypadku parlamentarnych i jeżeli mówiłem o braku rozsądku czy wręcz głupocie ze strony mediów w przypadku tych nieszczęsnych karykatur, to tutaj mamy do czynienia z głupotą polityków. Walka z mediami w ten sposób prowadzona musi tylko doprowadzić do nieszczęść polityków właśnie.
I to jest pytanie właśnie po co rządowi walka z mediami i to walka, w której media ani nie chcą uczestniczyć, ani jej nie zaczynały?
Nie wszystko jest kierowanie rozumem. Istnieją takie elementy i sytuacje jak urazy osobiste.
Myśli pan, że w tym przypadku odegrały główną rolę?
Nie wiem czy główną ale gdzieś tam z tyłu głowy jest pamięć czegoś złego co media wyrządziły mi, czy mojemu bratu powiedzmy i to wychodzi na jaw przy różnych okazjach.
Dziękuję za rozmowę.