Włodzimierz Cimoszewicz dla Faktów RMF FM
Włodzimierz Cimoszewicz, minister spraw zagranicznych
Włodzimierz Cimoszewicz: Jestem w siedzibie naszej misji przy ONZ, bo swoją pracę w trakcie tej wizyty już skończyłem i zaraz spotykam się z pracownikami naszej misji.
Konrad Piasecki: To była dramatyczna praca i praca, której towarzyszyły dramatyczne okoliczności. Panie ministrze, co pan pomyślał, dowiedziawszy się o katastrofie airbusa, że to wypadek czy zamach terrorystyczny?
Włodzimierz Cimoszewicz: Nie wyciągam zbyt szybko wniosków. Nie było żadnych przesłanek do sądzenia tak czy tak. Natomiast było mi strasznie smutno. Jadąc przez Nowy Jork, który tak dobrze znam, bo wiele tutaj czasu spędziłem, czuję, że dzieje się coś strasznego. To miasto staje się symbolem smutku - przynajmniej ja tak to odczuwam i to jest niezwykle przykre.
Konrad Piasecki: W momencie wypadku, w momencie tej katastrofy pan był w siedzibie ONZ.
Włodzimierz Cimoszewicz: Dojeżdżałem do siedziby ONZ-etu. Trzy minuty potem rzeczywiście byłem w siedzibie, gdzie natychmiast podjęto szczególne środki ostrożności. ONZ został praktycznie całkowicie odcięty od świata. Muszę powiedzieć - zwłaszcza tym, którzy pamiętają, mieli okazję tutaj kiedyś być i pamiętają całe otoczenie ONZ-etu - że wygląda to jak jakiś obóz warowny, wojskowy. Z ciężarówkami blokującymi drogi, setkami policjantów. Teraz zamknięto siedzibę, co doprowadziło do pewnych zakłóceń w jej funkcjonowaniu. Niektórzy ludzie - włącznie z ministrami spraw zagranicznych - nie byli wpuszczani do budynku, dlatego też nie mogłem odbyć planowanego spotkania z ministrem spraw zagranicznych Holandii. Przez cały czas podawano komunikaty w wewnętrznym systemie informacyjnym na temat katastrofy. Dowiedzieliśmy się więc też, że przestrzeń powietrzna nad Nowym Jorkiem została zamknięta. Oczywiście każdy z nas, zwłaszcza planujący powrót do Europy, pomyślał, co będzie dalej. Przede wszystkim jednak wszyscy byliśmy przygnębieni. Pozwoliłem sobie rozpocząć swoje wystąpienie w debacie od nawiązania do tragedii i złożenia kondolencji rodzinom ofiar.
Konrad Piasecki: Atmosfera tragedii, atmosfera przygnębienia, ale również atmosfera zagrożenia?
Włodzimierz Cimoszewicz: Nie. Nie powiedziałbym, żeby wyczuwało się to jakoś w większym stopniu niż w ostatnich tygodniach w Stanach Zjednoczonych. Oczywiście jest takie przeświadczenie, że nie usunięto ciągle jeszcze potencjalnej groźby kolejnego uderzenia terrorystycznego i to wisi nad Nowym Jorkiem. Mam wrażenie, że odczuwamy to przecież także w Europie.
Konrad Piasecki: A to było tak, że politycy, dyplomaci śledzili to wszystko, co się działo na ekranach telewizorów? Czy wyglądali przez okna i poszukiwali tych dymów nad dzielnicą Queens?
Włodzimierz Cimoszewicz: Bardzo wielu uczestników debaty siedziało na sali. W przypadku osób mi towarzyszących rzeczywiście zorganizowaliśmy to tak, że jedna osoba utrzymywała kontakt telefoniczny z rozmaitymi instytucjami, władzami; inna śledziła to, co się dzieje na ekranie telewizji CNN, a reszta wykonywała swoje zadania.
Konrad Piasecki: Jak w tej atmosferze wygłaszało się panu przemówienie i pracowało?
Włodzimierz Cimoszewicz: Oczywiście wolałbym, żeby nie w takich okolicznościach przyszło mi po raz pierwszy w życiu występować w ONZ-cie.
Konrad Piasecki: Panie ministrze, czy dyplomaci całego świata trzymają kciuki za ofensywę Sojuszu Północnego w Afganistanie?
Włodzimierz Cimoszewicz: Myślę, że tak. Wszyscy śledzimy doniesienia. Jak wiadomo, w ostatnich godzinach wiele się zmieniło w Afganistanie i zmienia się cały czas. Bardzo możliwe, że sukces tych sił jest już bardzo bliski.
Konrad Piasecki: George Bush apeluje do wojsk Sojuszu o niewkraczanie do Kabulu. Myśli pan, że te apele zostaną wysłuchane?
Włodzimierz Cimoszewicz: Oczywiście, nie wiem tego, natomiast chciałbym, żeby były wysłuchane, ponieważ w przeciwnym razie bieg wydarzeń mógłby oznaczać, że powstaną nowe źródła konfliktów bratobójczych w Afganistanie.
Konrad Piasecki: Ale jakie jest inne wyjście, jak nie zainstalowanie tam legalnego rządu?
Włodzimierz Cimoszewicz: Tak, oczywiście legalnego rządu, takiego, który w miarę możliwości byłby akceptowany przez różne odłamy tego społeczeństwa, opartego na strukturze plemiennej.
Konrad Piasecki: To w kim w tej chwili upatruje się głównej nadziei na normalizację sytuacji w Afganistanie?
Włodzimierz Cimoszewicz: Może nie tyle w kim, co w czym. A więc w porozumieniu. Wiadomo, że sukces Sojuszu Północnego w zasadniczej części jest konsekwencją pomocy, jakiej wiele państw udzieliło temu Sojuszowi, zgodnie ze sobą zresztą w tym zakresie współpracując. Myślę więc, że wpływy polityczne otoczenia międzynarodowego będą istotne, powinny być skuteczne i powinny powstrzymać polityczne zapędy Sojuszu Północnego.
Konrad Piasecki: A to szerokie porozumienie, również z udziałem talibów, powinno się odbyć?
Włodzimierz Cimoszewicz: Wydaje mi się, że jakichś umiarkowanych odłamów tak, jeżeli miałoby być bardziej wiarygodne.
Konrad Piasecki: Panie ministrze, już niedługo ruszy pan na lotnisko, by stamtąd przylecieć do Polski. Wsiądzie pan do samolotu bez obaw?
Włodzimierz Cimoszewicz: Wie pan, może to jest kwestia ograniczonej wyobraźni, ale już od wielu, wielu lat staram się sobie nie wyobrażać, co się może stać, kiedy wsiadam do samolotu. Przez co zwykle latam spokojniej. Nie ma wpływu na to, co się stanie.