Śmierć mniej i bardziej realna. "Z dzieckiem nienarodzonym też tworzy się więź"
- Nie wyobrażam sobie, że kobiecie, której umiera mąż, ktoś mówi: "nie przejmuj się, będziesz mieć następnego". A kiedy matka traci dziecko, często słyszy: "Nie przejmuj się, będzie kolejne". "Jesteś jeszcze młoda, masz czas". "Daj spokój, nie ty jedna". To nie pomaga - zauważa psycholog Kinga Czechowicz-Drewniak.

Dlaczego dla wielu rodziców dzieci martwo urodzonych tak ważne jest, żeby je pochować? Mimo traumy po starcie i legislacyjnego labiryntu, przez jaki muszą przebrnąć, robią wszystko, by wyprawić pogrzeb potomkowi. O potrzebie pożegnania rozmawiam z terapeutką, która na co dzień pracuje w Krakowskim Hospicjum dla Dzieci im. Ks. Józefa Tischnera, gdzie zajmuje się m.in. wsparciem rodzin osieroconych i opieką nad rodzinami w hospicjum perinatalnym.
- Rodzice często słyszą, że strata dziecka nienarodzonego jest mniej dotkliwa. To tak nie działa - mówi psycholog Kinga Czechowicz-Drewniak.
Justyna Kaczmarczyk, Interia: - Z perspektywy psychologicznej - jakie znaczenie w przeżywaniu żałoby ma pochówek bliskiej osoby?
Kinga Czechowicz-Drewniak, psycholog: - To moment urealnienia śmierci. Pozwala na rozpoczęcie żałoby.
Rozpoczęcie?
- Tak, bo żałoba nie zaczyna się od razu po śmierci bliskiego. Szczególnie w przypadku poronień na wczesnym etapie ciąży, gdy rodzice nie dostają ciała, które mogą po raz ostatni przytulić. Pogrzeb jest wówczas podkreśleniem faktu, że dziecko było i już go nie ma, a to co czujemy w związku z tą stratą jest aprobowane. To też wsparcie, płynące od osób, które na takiej ceremonii się pojawią.
Nie każdy rodzic potrzebuje zorganizowania pogrzebu po poronieniu czy martwym urodzeniu.
- Nie wszyscy potrzebują pogrzebu, ale z mojego doświadczenia wynika, że jakiegokolwiek gestu pożegnania - tak. Spotkałam się z wypuszczeniem balonika w powietrze, posadzeniem drzewa albo krzaku róży, ze stworzeniem kącika w domu, gdzie postawi się zdjęcie z USG czy figurkę aniołka. Obserwuję, że rodzicom potrzebne jest zaznaczenie, że obecność utraconego dziecka, choćby tylko w łonie matki, jest godna zapamiętania.
- Pożegnanie jest potrzebne, żeby przejść przez żałobę i potem z niej wyjść. Żałoba musi mieć swój początek, środek i koniec. Nie można z niej wyciągnąć jakiegoś elementu. Pożegnanie jest składową żałoby.
Co jeśli żałoba się nie rozpocznie?
- Nie funkcjonujemy tak, że nasze uczucia gdzieś się schowają i nie ma problemu. Gdy żałoba się nie rozpoczyna i człowiek tkwi w takim wypieraniu, odrzucaniu, mówimy o patologizacji żałoby. Okres przeżywania - czyli doświadczenia tych wszystkich emocji, "przepracowania" ich, czas wykrzyczenia, wypłakania się, czy nawet odrętwienia i samotności - pozwala na odkrycie, że choć ta strata w naszym życiu coś odmieniła, można żyć dalej.
- Kiedy nie ma etapu przeżywania, uczucia pozostają, tylko nie mamy do nich dostępu. To może później rodzić problemy w innych sferach życia, np. z wchodzeniem w związki czy objawy z ciała, takie jak bóle głowy, kłopoty z sercem, bóle brzucha, problemy ze snem - bez żadnych medycznych przyczyn. Gdy w życiu pojawia się kolejna strata, śmierć bliskiej osoby - a jej doświadcza prędzej czy później każdy z nas - bywa, że dopiero po latach ta stara rana się otwiera. Czasem przez lata ludzie nie wiedzą, co im tak naprawdę dolega. A to często nieprzeżycie straty. Jako psycholog spotkałam się z takimi przypadkami.
Proszę o jakimś opowiedzieć.
- Zgłosiła się kiedyś do nas około 60-letnia kobieta. Wspominała, jak lata temu poroniła po raz drugi. Działo się to w czasach, gdy nie mówiło się w ogóle o poronieniu czy utracie dziecka w czasie ciąży. Nazywano to porażką położniczą. Obowiązywał wtedy przepis, zakładający, że gdy dziecko martwo urodzone miało pół kilograma, można było ciało zabrać do domu. Ta kobieta, która z resztą przyszła się do mnie po latach z zupełnie innym problemem, opowiadała, że gdy już wiedziała, że ciąża jest zagrożona, myślała tylko o jednym - niech dziecko ma chociaż to pół kilograma, żeby mogła je zabrać i się z nim pożegnać.
Widzi pani różnicę między żałobą po śmierci małego dziecka a po poronieniu czy martwym urodzeniu?
- Łatwo jest ocenić, że gdy dziecko chorowało i rodzice mu towarzyszyli, kiedy umierało, to mają większe prawo do żałoby i do emocji, takich jak gniew, rozpacz, żal, czy tęsknota, niż rodzic, który stracił dziecko jeszcze w czasie ciąży. Tych drugich dodatkowo boli brak zrozumienia i wsparcia za strony otoczenia, które niejednokrotnie odmawia im prawa do przeżywania żałoby.
O jakich problemach mówią najczęściej rodzice, którzy stracili dziecko w czasie trwania ciąży?
- Ci, którzy nie byli pod opieką hospicjum perinatalnego, mówią o braku wsparcia i informacji. Spotykają się z bagatelizowaniem sprawy, umniejszaniem jej. Nie wyobrażam sobie, że kobiecie, której umiera mąż, ktoś mówi: "nie przejmuj się, będziesz mieć następnego". A kiedy matka traci dziecko, często słyszy: "Nie przejmuj się, będzie kolejne". "Dobrze, że teraz a nie później". "Jesteś jeszcze młoda, masz czas". "Daj spokój, nie ty jedna". Takie słowa pocieszenia nie pomagają, a często padają już w szpitalu. To pewnie pozostałość po modelu biomedycznym, w którym człowieka sprowadzano tylko do biologii, zapominając o psychice.
- Duża część naszej pracy to radzenie sobie z traumą poszpitalną.
Znane są przypadki, gdy kobieta po poronieniu trafiła na salę poporodową.
- To już się na szczęście coraz rzadziej zdarza, choć o takich sytuacjach też słyszymy. Matki zwracają również uwagę na pozbawiony zrozumienia sposób informowania o utracie dziecka.
- Z mojego doświadczenia - a pracuję z rodzicami po stracie potomstwa na różnych etapach: dzieci, które nie zdążyły się jeszcze urodzić i tych, które zmarły z powodu choroby - wnioskuję, że rodzice słyszą, że strata dziecka nienarodzonego jest mniej dotkliwa. Że nie zdążyli się jeszcze do niego przyzwyczaić i nie ma czego opłakiwać. A jeśli już koniecznie popłakać, to chwilę i koniec tematu. Okazuje się, że to tak nie działa i nie jest takie proste.
- Można tęsknić za dzieckiem, które się nosiło pod sercem nawet bardzo krótko. Tworzy się więź. Z chwilą, kiedy kobieta zachodzi w ciążę, pojawiają się marzenia, plany, wizje związane z dzieckiem. Potem tęskni się do dziecka i też do tej rzeczywistości, którą się wyobraziło. Pożegnanie, nawet symboliczne i w gronie najbliższych, czy normalny pogrzeb, jest niejako przyznaniem prawa do żałoby. A żeby żałoba się skończyła, musi się najpierw zacząć.
Rozmawiała Justyna Kaczmarczyk
***Kinga Czechowicz-Drewniak pracuje w Krakowskim Hospicjum dla Dzieci im. Ks. Józefa Tischnera. Zajmuje się m.in. wsparciem rodzin osieroconych i opieką nad rodzinami w hospicjum perinatalnym.
Zobacz też: Nie każdy może pochować dzieci martwo urodzone