Schetyna: Porozmawiam z Dornem. Sankcja już jest
Wczoraj było dużo emocji, głosowanie emocjonujące i może to wpłynęło także na posła Dorna. Samo upublicznienie i opisanie jest dla niego sankcją, natomiast jest pytanie, jak w przyszłości skutecznie eliminować takie zachowania z Sejmu - mówił w Kontrwywiadzie RMF FM Grzegorz Schetyna. Ludwik Dorn wczoraj w Sejmie był nie do końca dysponowany.
Konrad Piasecki: Z marszałkowskich wyżyn dostrzegł pan wczoraj Ludwika Dorna?
Grzegorz Schetyna: - Dostrzegłem zamieszanie w kuluarach.
A samego Ludwika?
- Ekscytacja wśród dziennikarzy...
Bo wszystko jak zawsze przez dziennikarzy.
- Nie, nigdy nic nie jest przez dziennikarzy.
A samego Dorna też pan widział?
- Tak, tak, siedzącego i głosującego.
I w jakiej formie był? Tak z odległości?
- Siedział w ostatnim rzędzie, najdalej jak mógł od stołu prezydialnego. Ale dzisiaj tę kwestię będę wyjaśniał i mam nadzieję, że skutecznie.
Wygląda na to, że trochę zbłądziła ta pańska owieczka poselska.
- Zobaczymy, rzeczywiście wczoraj było dużo emocji, głosowanie emocjonujące i może to wpłynęło także na posła Dorna.
Porozmawia pan dziś?
- Tak, porozmawiam.
A jak powie otwarcie - w końcu jest dorosłym mężczyzną - tak, panie marszałku, wypiłem alkohol, zdarzyło się.
- Jak powie, to będę informował o tym opinię publiczną.
Poseł Dorn był pijany?
I wtedy złoży pan sprawę do komisji etyki?
- No, zobaczymy. Takie rzeczy trzeba wyjaśniać, nie można ich zostawiać obok.
A może zostawiać?
- Nie, bo to jest wtedy przyzwolenie na takie zachowania.
Nie, oczywiście, że należy wyjaśniać. Tylko zastanawiam się nad sankcjami. Czy ma pan pomysł na jakąś sankcję za takie zachowania?
- Samo upublicznienie i opisanie jest sankcją, natomiast jest pytanie, jak w przyszłości skutecznie eliminować takie zachowania z Sejmu.
Da się jakoś zrobić? Bo o tym mówimy od 15 lat.
- Ale jest lepiej niż na przykład w pierwszej kadencji lat dziewięćdziesiątych.
O, pierwsze kadencje były bardziej zabawowe, to prawda.
- Pan to pamięta, ja to pamiętam.
Aż łza się w oku kręci.
- Ja nie byłem wtedy posłem. Pan był korespondentem. Ale widziałem i wiem, że jest lepiej. Ale powinniśmy to poprawić i powinniśmy mieć stuprocentową skuteczność.
Buczenie w Gdańsku, złośliwości pod kopalnią Wujek - słusznie dostaje się prezydentowi?
- Buczenie w Gdyni chyba, na Wybrzeżu na pewno. Niesłusznie, bo to jest wielki gest, dzisiejsza obecność, wczorajsza...
Gest prezydenta, obecność - tak, ale czy dostaje mu się za Jaruzelskiego?
- Tak.
Uważa pan, że słusznie?
- Nie, uważam, że ta decyzja powinna być z szacunkiem oceniona. ja mówię, że ona jest bardzo odważna i trzeba tę odwagę docenić.
Tylko w takich dniach, przy okazji takich rocznic, jak ta wczorajsza i ta dzisiejsza, zaproszenie Jaruzelskiego jeszcze mocniej uwiera. Widać tak naprawdę, kim jest ten człowiek.
- Ale ono nie ma związku z tym, co dzieje się dzisiaj. Dzisiaj obecność prezydenta ma podkreślić szacunek dla ofiar i dla rocznicy.
Ale za decyzje z dni wczorajszych trzeba płacić.
- I tak oceniam to, co dzisiaj rano stało się w Gdyni. To jest przykre, że nie potrafimy oddzielić tych rzeczy, ale to jest częścią polskiej polityki.
To był błąd prezydenta, to zaproszenie?
- To była bardzo odważna decyzja.
Dobra odważna decyzja?
- Ja bym jej nie podjął. Nie miałbym... Ale rozumiem, że chciał przełamać w pewien sposób podejście do historii najnowszej. Trudne i trzeba to uszanować.
Tej decyzji by pan nie podjął, a co bym pan zrobił na miejscu ministra infrastruktury?
- Na pewno nie wypowiadałbym się na temat nagród i premii w spółkach.
A widząc, co się dzieje na kolei, sięgnąłby pan po rozwiązania z Kodeksu Boziewicza, czy delikatnie, po prostu dymisja i już?
- Raczej ze statutu czy z regulaminu spółek. I podejmowałbym decyzje błyskawicznie, bo ta sytuacja trwa zbyt długo, więc tu musi reagować minister.
A znając premiera głowa Grabarczyka jest zagrożona?
- Zobaczymy. Dzisiaj premier wraca z Brukseli, walczy o perspektywę finansową, o pieniądze.
I zapyta pana o zdanie: "Grzegorzu, co robić?". I co pan odpowie?
- Na pewno będziemy rozmawiać. On jest szefem rządu i on bierze odpowiedzialność za ministrów.
A pan jest wiceszefem partii, która desygnowała Grabarczyka, więc też ma pan prawo do oceny.
- Powiem mu szczerze, co myślę o tej sprawie, i jeżeli będzie chciał słuchać moich rad, to je przekażę.
Szczerze o 8:06 proszę powiedzieć w RMF-ie.
- Nie, nie. Proszę mi dać możliwość rozmowy z premierem i przewodniczącym partii w tej sprawie, a później z mediami. Taka jest kolejność zdarzeń w polskiej polityce.
Ta szczerość będzie bliższa powiedzenia: nic się nie stało, nic nie rób, czy szczerość będzie bliższa powiedzenia: wyrzuć Grabarczyka, bo się nie nadaje?
- Stała się rzecz bardzo poważna. Ja uważam, że to jest początek kłopotów, idą trudne czasy. Idą święta, wiele osób będzie podróżować, będzie korzystało z linii kolejowych, z pociągów i to jest problem, trzeba mieć pomysł na to. Jeżeli widać to, co wczoraj pokazywały media, że przy tym wielkim problemie, przy tych problemach, które się pojawiają, zarząd kolei spotyka się na opłatku, generalnie składa sobie życzenia "wszystkiego dobrego na święta", to uważam, że ktoś się pomylił, ktoś błądzi.
Minister też czy tylko szefowie spółek kolejowych?
- Na pewno to jest kwestia bezpośrednich nadzorujących, myślę tutaj o spółkach. Tylko opinia publiczna musi otrzymać pełną informację: kto zawinił, jakie są przyczyny tych problemów, i jakie są wnioski.
A ma pan zapał do bronienia Grabarczyka w Sejmie, bo pewnie będzie głosowanie nad wotum nieufności dla niego?
- Zdecydowałem się na informację po konsultacjach, bo uważam, że potrzebna jest informacja. Wczoraj był wniosek, dzisiaj wprowadzam tą informację do porządku, właśnie żeby o tym porozmawiać. Od tego też dużo zależy, od tego, co powie Grabarczyk, jak opisze rzeczywistość, która dzieje się na kolei.
A glosowanie nad wotum nieufności, jeśli będzie wniosek, tak szybko, jak to możliwe?
- Tak. Myślę, że to na następnym posiedzeniu Sejmu, czyli 4-5 stycznia.
Sawicka, Misiak, Chlebowski, ostatnio Ludwiczuk - dlaczego tak wiele problemów generują ludzie z Dolnego Śląska?
- Czy wiele? To jest duża partia i...
Ale jakoś na Dolnym Śląsku skupiają się problemy.
- Ale są szybko rozwiązywane. Też jest Dolny Śląsk, podobnie jak Pomorze, takim specjalnym regionem, bo matecznikiem Platformy, ale radzimy sobie z tymi problemami.
A z senatorem Ludwiczukiem sobie ostatecznie poradzicie?
- Tak, natychmiast zrezygnował z...
To koniec jego kariery w polityce?
- Wiem, że wyjaśnia kwestie nagrania i okoliczności tego, co tam się stało, ale na razie jest poza Platformą i czeka na postępowanie prokuratorskie, na wyjaśnienie przez prokuraturę tej sprawy.
A Chlebowski i Drzewiecki wrócą? Bo coraz bardziej aktywni medialnie i widać, że coraz większą mają ochotę wrócić do polityki tak pełnowartościowo.
- Starają się być pełnowartościowymi posłami, bo nimi są. Natomiast czy chcą wrócić, to proszę ich pytać o to.
Będzie pan za tym, żeby wpisać ich na listy, za rok, do Sejmu?
- Nie ma tego tematu, wiele się musi rzeczy zdarzyć, wyjaśnić - także postępowanie, które prowadzi prokuratura - żebyśmy mogli o tym rozmawiać. To jeszcze jest rok przed nami.
A jak pan myśli, dlaczego pani Sawicka tak bardzo chciała panu pokazać, jak dobrym samochodem jeździ z agentem Tomkiem? Bo o panu tam wiele jest w tym, co mówi agent Tomek.
- Mieliśmy różne zdania co do jej przyszłości i obecności w polityce, jej zachowań, i dzieliłem się z nią, mówiłem, że pewnych rzeczy robić nie warto. Może dlatego chciała pokazać, jak dobrym samochodem jeździ.