Sawicki: Zakaz handlu w niedzielę to lepsza moralność, także wśród polityków
- Jestem za zakazem handlu w niedzielę. Polak powinien odpocząć przynajmniej jeden dzień w tygodniu. Taki dzień jest potrzebny, by pobyć z rodziną, a nie hasać za dobrami życia codziennego. Gdyby sklepy były zamknięte w niedzielę, byłby czas dla rodziny i może także w polityce moralność byłaby lepsza - mówi poseł PSL Marek Sawicki w Kontrwywiadzie RMF FM.
Konrad Piasecki: Polak w niedzielę powinien trzymać się z dala od sklepu wielkopowierzchniowego?
Marek Sawicki: - To nie jest kwestia samego sklepu wielkopowierzchniowego.
Ale pan chce zakazu i zamknięcia.
- Uważam, że Polak powinien sobie przynajmniej jeden dzień w tygodniu odpocząć i niezależnie od tego, jak pan na to patrzy, to i pracujący i kupujący w tym dniu nie odpoczywają. Więc warto byłoby, żeby jednak nad tym wszystkim się trochę poważniej zastanowić.
Pan podpisał projekt tej ustawy w trosce o tego, który do sklepu idzie, czy bardziej w trosce o tego, który w nim pracuje?
- I o tego, co idzie, i o tego, co pracuje. Uważam, że jeden dzień wolny od tego zgiełku, od tego szumu, jeden dzień dla bycia z rodziną, z najbliższymi, jest każdemu z nas potrzebny.
Jeden powie: "zgiełk, szum", a inny powie: "z rodziną najlepiej wypoczywa mi się w sklepie".
- Dobrze, to przecież wybór należy do każdego i uważam, że...
Właśnie, no a pan chce zakazać tego wyboru.
- Poczekajmy, to jest dopiero projekt. Jestem jednym z wielu uczestników tego projektu i tej nowelizacji. Jak pan pamięta, 12 dni jest w tej chwili wolnych od handlu i od tego - można powiedzieć żartobliwie - zaczął się kryzys, więc w tej chwili, jeśli zrobimy tych dni wolnych od handlu nieco więcej, to być może ten kryzys dojdzie do dna i będzie odbicie.
No, ale wie pan, ze zakaz handlu to są miliardowe straty, to jest groźba bezrobocia dla tych ludzi. Oni wcale nie tęsknią za takim zakazem.
- To jest jedna z teorii. Jednak suma pieniędzy, jaką wydajemy na zakupy, jest stała i niezależnie od tego, czy będziemy to robili w 5, 7 czy 8 dni, to wydamy te same pieniądze. Tu nie przesadzajmy.
Stała - niestała. Mam wrażenie, że są tacy, którzy idą do sklepu i wydają pieniądze, których normalnie by nie wydali.
- Ja jeżdżę sporo po Polsce, rozmawiam z ludźmi. To, co dzieje się w tej chwili, jeśli chodzi o sklepy wielkopowierzchniowe na terenach poza wielkim miastem, to jest także duża konkurencja. Mogę podać panu przykład: miasteczko Drohiczyn, w którym po kolejnym, drugim sklepie wielkopowierzchniowym handel wewnętrzny tych małych, rodzinnych sklepów całkowicie zamarł. To jest także poszukiwanie sposobu na to, jak wspierać małą i średnią przedsiębiorczość. Trzeba jasno powiedzieć, że to nie jest kwestia tylko dnia wolnego od pracy i problem tylko religijny, ale także problem ekonomiczny.
Przekona pan do tego PSL?
- Nie, nie będę starał się przekonywać, bo akurat w PSL-u mamy swobodę, jeśli chodzi o poglądy...
Ale jak partia powie: Zły pomysł, to pan się wycofa czy nie?
- Ale partia tego nie powie. My mamy swobodę, żeby w tych kwestiach swobodnie się wypowiadać i podejmować swobodne decyzje. Z tego powodu - zapewniam pana - PSL się nie rozpadnie.
A pańskim zdaniem ten zakaz przejdzie czy nie?
- Nie wiem, nie wiem. Nie sądzę, żeby przy tej nagonce, która już się rozpoczęła, posłowie mieli odwagę, żeby wbrew tej burzy medialnej podjąć mądrą decyzję.
Czy ludowy koalicjant liczy się ze zmianą władzy w Platformie?
- Czy ze zmianą władzy w Platformie... trudno jeszcze powiedzieć...
Ale czy macie takie poczucie, że Schetyna, Gowin, Tusk - dacie radę z każdym, czy któryś byłby niewygodny?
- Mam takie przeczucie, że w Platformie zaczyna się budzić wewnętrzne demokratyczne życie, które w jakiś sposób, poprzez obciążenia sześciu lat rządzenia, gdzieś tam było tłamszone. Pamiętamy także eliminację pewnych polityków z Platformy. Dzisiaj kilku polityków ma odwagę podjąć wewnętrzną dyskusję. Może zbyt mocno akcentują kwestie personalne, może za mało kwestie programowe - choć i w liście Gowina, i w dzisiejszym wywiadzie Schetyny widać, że nie tylko o personalia chodzi. Więc dobrze, bo jeśli partie są wewnętrznie demokratyczne i prowadzą dyskusję, to znaczy, że bardziej demokratyczne będzie państwo.
Przeżylibyście zmianę premiera?
- To nie jest problem nasz, to jest problem wewnętrzny Platformy Obywatelskiej. Mało tego, pan premier Donald Tusk sam na to zwraca uwagę, że ewentualna rekonstrukcja rządu może nastąpić dopiero wtedy, kiedy zakończy się proces wyborczy w PO...
Nie za późno?
- ...tak że nie kwestionuję tego, że w trakcie tego procesu wyborczego może nastąpić zmiana premiera.
Oczywiście, jeśli zostanie zmieniony szef PO - może zostać zmieniony premier.
- To jest normalna demokratyczna procedura wewnątrz. Czy nie za późno? Ja myślałem mimo wszystko, jak analizuję jako polityk, że należało dokonać rekonstrukcji rządu jak najszybciej, postawić nowe zadania, zaproponować nowe rozwiązania i dopiero wtedy realizować ten program wyborczy PO.
Czyli odwrócić kolejność?
- Tak, odwrócić kolejność.
Jak poszedł pan na spotkanie koalicyjne, to się pan rozczarował?
- Nie rozczarowałem się, partner koalicyjny ma swój kalendarz, ma swoje wewnętrzne sprawy. Ja się cieszyłem wtedy, kiedy my prowadziliśmy swoją kampanię sprawozdawczo-wyborczą i kongres, że Platforma Obywatelska nam się w to nie wtrąca. My nie wtrącamy się Platformie, pozostawiamy to im.
Ale jest sens czekać, skoro gołym okiem widać, że niektórzy ministrowie sobie nie radzą? Jest sens czekać z ich wymianą do września czy do października?
- Z pewnością lepiej byłoby, w mojej ocenie, gdyby pan premier dokonał rekonstrukcji wcześniej. To jest wybór pana premiera i jego odpowiedzialność. Niech pan zwróci uwagę, że Donald Tusk, przynajmniej w tej drugiej kadencji, bardzo mocno podkreślał autorski charakter swojego rządu. W związku z tym musi także sobie zdawać sprawę z tego, że jego odpowiedzialność za ten rząd jest zdecydowanie większa, niż by to miało być przy projekcie tylko i wyłącznie Platformy i PSL-u. Więc zostawmy to jemu...
Niech pokaże, co potrafi.
- Czas pokaże, pan premier także pewnie jakieś koncepcje na tę okoliczność ma.
Koalicyjną miłość oceniłby pan jako nieco więdnącą?
- W koalicji nie ma czegoś takiego jak miłość. Koalicja to interes gospodarczy, programowy.
Ale z Pawlakiem lepiej się chyba Tuskowi układało niż z Piechocińskim?
- Trudno powiedzieć. Ja oceniam, iż relacje są podobne. Premier Tusk bez większych oporów przyjął zmianę, jaka dokonała się w PSL.
Ale słyszę od pańskich kolegów, że jakoś nie ma chemii między Piechocińskim a Tuskiem.
- Janusz Piechociński jest bardzo aktywnym politykiem. Powiem tak: między Piechocińskim a Tuskiem jest podobna chemia jak między Pawlakiem a Tuskiem. Choć charaktery Piechocińskiego i Pawlaka są zdecydowanie inne.
Czyli ta chemia jest duża czy mała?
- Czy jest duża ? Nie wiem, w mojej ocenie , jak na relacje polityczne i sześć lat współpracy w koalicji, ta chemia jest mała. Myślę, że też jest mała skłonność do głębszych dyskusji w kwestiach programowych, gospodarczych. Bardzo mocno podnieśliśmy sprawy związane z koniecznością aktywizacji zawodowej oraz programami, które proponuje Kosiniak- Kamysz w zakresie wsparcia młodych ludzi szukających pracy - do 30. roku życia i dla tych "50 plus".
A ta mała chemia między Piechocińskim a Tuskiem?
- Chemia jest niepotrzebna - potrzebna jest wzajemna współpraca, rozmowa, wyznaczanie celów i określanie głównych kierunków współpracy.
Może też twarda ręka do PSL-u, bo tu "polityczna prostytucja", tu pogoń na rowerze za żoną, tu korupcja... Co się z wami dzieje? Gdzie moralne zasady?
- Myślę, że moralne zasady są potrzebne wszystkim, dlatego właśnie, gdyby ta niedziela była na to, żeby się zatrzymać i pobyć razem z rodziną, a nie hasać tylko i wyłącznie za dobrami dnia codziennego - być może wtedy ta moralność w polityce byłaby zdecydowanie lepsza.