Pogoda
Warszawa

Zmień miejscowość

Zlokalizuj mnie

Popularne miejscowości

  • Białystok, Lubelskie
  • Bielsko-Biała, Śląskie
  • Bydgoszcz, Kujawsko-Pomorskie
  • Gdańsk, Pomorskie
  • Gorzów Wlk., Lubuskie
  • Katowice, Śląskie
  • Kielce, Świętokrzyskie
  • Kraków, Małopolskie
  • Lublin, Lubelskie
  • Łódź, Łódzkie
  • Olsztyn, Warmińsko-Mazurskie
  • Opole, Opolskie
  • Poznań, Wielkopolskie
  • Rzeszów, Podkarpackie
  • Szczecin, Zachodnio-Pomorskie
  • Toruń, Kujawsko-Pomorskie
  • Warszawa, Mazowieckie
  • Wrocław, Dolnośląskie
  • Zakopane, Małopolskie
  • Zielona Góra, Lubuskie

Radziszewska: "Nie" dla legalizacji związków partnerskich

Dzisiaj w Polsce nie ma przestrzeni ani społecznej, ani politycznej na uchwalenie ustawy o związkach osób homoseksualnych - mówi pełnomocnik rządu ds. równego traktowania Elżbieta Radziszewska.

/RMF

Nie ma na to zgody - dodaje w Przesłuchaniu w RMF FM. Przyznaje też, że przed końcem roku ustawa antdyskryminacyjna zostanie uchwalona i podpisana przez prezydenta.

Agnieszka Burzyńska: Weźmie pani udział w dzisiejszej akcji Kongresu Kobiet i złoży podpis pod projektem wprowadzającym parytety płci na listach wyborczych?

Elżbieta Radziszewska: Nie wezmę, dlatego, że uważam, że będzie to nieskuteczne. Od początku mówiłam, że taka ustawa jest niepotrzebna i raczej uczyni więcej złego niż dobrego. Chociaż sama dyskusja wokół tego jest wielką korzyścią.

Parytety są upokarzające dla kobiet? Tak mówią ich przeciwnicy.

Ja tak nie uważam, ale jeżeli chcemy skorzystać z tego, żeby wykorzystać możliwości, umiejętności kobiet - również w polityce - po to chociażby, żeby Polska lepiej się rozwijała, to trzeba sięgnąć po ten potencjał, który do tej pory nie jest wykorzystany w pełni, czyli po kobiety, to trzeba skutecznie działać tak, żeby ich w polityce było więcej. Te metody się w Europie nie sprawdziły, w związku z tym trzeba działać wewnątrzpartyjnie.

To dlaczego Donald Tusk chce zrobić coś złego dla kobiet? Pani mówi, że ta ustawa wprowadziłaby więcej złego niż dobrego.

Bo ta ustawa mówi o obowiązkowym, ustawowym wprowadzeniu na listach 50 procent.

Ale dlaczego premier to popiera w takim razie?

Premier nie popiera. Premier jest za rozwiązaniami wewnątrzpartyjnymi. To jest skuteczne, bo jeżeli partia wewnątrz siebie postanowi...

Wszędzie czytamy, że premier popiera tę inicjatywę. Michał Boni nawet złożył swój podpis.

Michał Boni może popierać. Każda prywatna osoba może popierać, ale premier rozumiejąc politykę i jak to wygląda, jest za promowaniem skutecznym kobiet w partii. Zresztą co czyni skutecznie od kilku lat i wiemy o tym, bo teraz do Parlamentu Europejskiego z Platformy jest 40 prawie procent kobiet.

To Michał Boni nie wie, co robi?

Ma takie zdanie. Ma prawo. Tolerancja polega również na tym, żeby uwzględniać cudze, odmienne zdanie. Co nie znaczy, że należy swoje własne zmienić.

A kiedy ostatni raz rozmawiała pani z premierem?

Ze trzy tygodnie temu, czy cztery.

To była miła rozmowa?

Zawsze jest miła.

Czy ostra dyskusja?

Nie.

Nie postawił pani warunków, że ma się pani poprawić i coś w końcu zacząć robić?

Ale ja robię bardzo dużo i premier o tym wie, w związku z tym nie było podstaw, żeby mi stawiać warunki.

A nie przykro pani, że nie chwalił się wczoraj pani osiągnięciami?

Nie przykro mi, dlatego, że sama pani wie, bo spotkałyśmy się wczoraj po roku, jeżeli nawet dziennikarze nie interesują się tym, co ja robię?

Dziennikarze się interesują.

Nie interesują się.

Artykułów jest mnóstwo. Na ten temat, czego pani nie zrobiła.

I tu pani trafiła w sedno. To znaczy opisują tylko dziennikarze, którzy chcą mi dołożyć, z czego ja się cieszę, bo przynajmniej jest okazja, żeby w ogóle porozmawiać o tym co robię, bo nawet jeśli jest konferencja prasowa, czy rozmowa ze mną to potem nic się nie dzieje i dziennikarze nie piszą. A jak panie feministki mi wystawią jedynkę, albo ponarzekają na mnie to jest okazja do rozmowy.

To porozmawiajmy o tym, co pani robi. Dlaczego pani przyjęła to stanowisko?

Dlaczego nie powiedziała pani "Donaldzie ja do końca nie rozumiem tych problemów. Poza tym dajesz mi urząd, na którym ja niewiele mogę zdziałać".

A dlaczego miałam tak powiedzieć, skoro rozumiem, wiem i uważam, że to stanowisko jest niezbędne i bardzo potrzebne.

To osiągnięcia?

Bardzo dużo. Co to znaczy dyskryminować? To znaczy różnicować. Jeżeli ktoś wewnątrz jakiejś grupy...

Ale nie definiujmy, tylko porozmawiajmy o osiągnięciach.

Trzeba zdefiniować, bo bardzo wiele osób nie rozumie, co to znaczy dyskryminować kogoś. Ja zajmuję się dyskryminacją z bardzo wielu powodów. Ze względu na płeć, na poglądy polityczne, rasy, pochodzenie narodowe, wiek, status rodzinny. Spojrzenie na wszystko i na każdym polu.

Ja czytam artykuły i pani chwali się rzeczami ważnymi, ale z całym szacunkiem łatwymi, bo łatwo przekonać, że niepełnosprawne dzieci nie powinny być dyskryminowane w szkołach. Walka z pedofilią też wszystkich raczej łączy niż dzieli. Teraz trudniejsza kwestia. Lewica w najbliższych dniach złoży projekt legalizacji związków partnerskich.

Na czym polega problem. Pani cytuje wypowiedzi pań feministek, czy dziennikarek, które mają poglądy zbliżone do tych pań o skrajnie lewicowych poglądach i pani swoją wiedzę opiera tylko na tych artykułach, cytując je, nie wiedząc jaka jest.

Nie, nie. Walką z dyskryminowaniem dzieci niepełnosprawnych, chorych przewlekle, w szkołach chwaliła się pani sama?

Tak?

A ja pytam o trudniejsze kwestie.

A pani feministki krytykują, dlaczego zajmuję się dziećmi, które są dyskryminowane. Dlatego, że powinnam się tym zajmować i dlatego, że według mnie jest to sprawa bardzo ważna. Bo żadne dziecko przewlekle chore?

Jest ważna, ale jest w kompetencjach innych ministerstw.

Nie, jest w moich kompetencjach. O, właśnie, pani redaktor, jest w moich kompetencjach. Ponieważ dyskryminacja z każdego powodu, ze względu na wiek, chorobę - to są również moje kompetencje. Nie tylko dyskryminacja ze względu na płeć czy orientację seksualną.

Więc porozmawiajmy o sprawach bardziej kontrowersyjnych. Lewica złoży?

Pani mnie pyta o rzeczy, które są barwne, kontrowersyjne, a nie wszystkie z tych, o których jest mowa, do mnie należą.

Tak, bo to do pełnomocnika od równego traktowanie też należą kontrowersyjne rzeczy. Lewica złoży projekt legalizacji związków partnerskich, w tym homoseksualnych. I co mówi minister Radziszewska?

Ja pamiętam sprzed 5 lat sytuację, kiedy lewica już, pani Jaruga-Nowacka, proponowała tę ustawę i lewica jej nie poparła, ona nigdy nie ujrzała światła dziennego i dzisiaj, podejrzewam, że będzie podobnie.

Ustawa nie ma szans?

Pani Jaruga-Nowacka powiedziała zresztą: ona tej dyskusji jeszcze w swoim klubie nie przeprowadziła i nie wie, czy ta ustawa będzie. A po drugie: nie wiem, czy pani pamięta sprzed kilku miesięcy badania przeprowadzone wśród działaczy lewicy i tam ponad 60 procent aktywnych działaczy lewicy powiedziało...

Ale ja się nie pytam o działaczy lewicy, ja pytam, co mówi pani minister Elżbieta Radziszewska na ten temat.

Ale ja pani mówię, że ustawa może wejść w życie wtedy, kiedy wnosi w życie wartości akceptowane społecznie. Nie może być tak, że mówimy o tolerancji dla skrajnej nietolerancji, ale również o tolerancji dla rzeczy nieakceptowalnych społecznie. Dzisiaj...

Czyli mówi pani stanowcze "nie"?

Dzisiaj w Polsce nie ma przestrzeni ani społecznej, ani politycznej na uchwalenie ustawy o małżeństwach dotyczących osób homoseksualnych.

O związkach, związkach. Nie mówimy o małżeństwach, tylko o związkach.

Zamiennie środowisko osób homoseksualnych używa obu sformułowań.

Czyli nie ma zgody. A gdzie jest ustawa antydyskryminacyjna?

Taka ustawa, to jest ustawa o wdrażaniu dyrektyw unijnych.

Dwa lata temu zapowiedział ją premier Donald Tusk.

Pięć lat temu? od pięciu lat jest wałkowana. I to już proszę zwrócić uwagę, na czym polega problem: teraz już za kilka miesięcy będzie. I ona już będzie uchwalona i podpisana przez prezydenta.

O pani minister, pani już mówiła w lutym, że będzie. Ale premier mówił, że do końca tamtego roku będzie.

Ale ustawa należy do ministerstwa spraw społecznych, nie do mnie. I ona od początku należy tam, jak tam była pani Kalata.

Ale to jest ustawa antydyskryminacyjna!

Pani redaktor - nie. Nie ustawa antydyskryminacyjna. My przepisy antydyskryminacyjne w dziesiątkach ustaw, które są ? mamy. To nie jest ustawa, która jest kodeksem antydyskryminacyjnym. Przepraszam bardzo. Tu pani wiedza też wynika z doniesień pań feministek skrajnie lewicowych.

I jest niepotrzebna ta ustawa, która jest w tej chwili w ministerstwie?

To jest wąska ustawa. Ona jest potrzeba, dlatego, że ona mówi o definicjach, które są potrzebna, że tak powiem, płaszczyznowo-horyzontalnie. Ale ta ustawa jest właściwie potrzebna tylko z jednego powodu: żeby wprowadziła niezależny organ, niezależny od rządu. Nie może być to ani urząd centralny, ani pełnomocnik, ani inspektor generalny. Ktoś taki, kto ma trzy zadanie, zgodnie z dyrektywami unijnymi, monitoruje...

Więc jednak jest ważna.

Jest ważna. Jest ważna, ale nie tak, że bez tej ustawy to my jesteśmy w polu i na szarym końcu.

Ale grożą nam karzy z Unii Europejskiej!

Tak, jak przy wielu dyrektywach i w tym wypadku tak, jak w stosunku od 9 innych krajów Unii Europejskiej. Nie tylko Polska. I my z tym zdążymy, ale chodzi o jeden zapis: niezależny organ. I wiemy, ze będzie nim Rzecznik Praw Obywatelskich i on będzie monitorował, sprawdzał, sprawozdawał, co rząd robi - a właściwie czego nie robi - i udzielał wsparcia fizycznym ofiarom dyskryminacji. Tyle jest potrzebne - i aż tyle. Jest to bardzo ważne.

I kiedy będzie ta ustawa na 100 procent?

Przed końcem roku na pewno znajdzie się w Sejmie.

W grudniu. Tak? Na 100 procent? Daje sobie pani rękę w razie czego uciąć?

Tak, na pewno. Ręki to sobie w ogóle nie daję obciąć. Wnioskodawcą - proszę pamiętać - jest Ministerstwo Pracy. Ja bym chętnie tę ustawę wzięła, ale tak jest, jak jest. Bo ta ustawa od początku jest w Ministerstwie Pracy, od czasu PiS-u.

Ale jak gdzie indziej coś pani może wziąć z innych ministerstw, to pani bierze. Sama pani zrezygnuje ze stanowiska, czy...?

A dlaczego mam rezygnować? Ja dopiero zaczęłam pracę. Zmiana sposobu myślenia związana jest z pracą długoterminową.

Podobno nawet premier chciał panią odwołać.

Tak, tak. Wieszczą feministki, wyczytały to z fusów kawy.

Czyli to plotki?

Oczywiście, że plotki. Pani redaktor, ja się wpraszam częściej, ja chętnie z panią porozmawiam na tematy mniej kontrowersyjne, natomiast dotyczące prawdziwej krzywdy ludzi, bo tam, gdzie jest dyskryminacja, jest krzywda pojedynczego człowieka. I warto o tym mówić, przypominać i mówić, jak rozwiązywać problemy i jak zmieniać ludzkie myślenie, które wynika ze stereotypów, czasem kilkutysiącletnich.

To będziemy przypominać.

Przesłuchanie RMF FM - posłuchaj:

RMF

Zobacz także