Obecne elity są do spuszczenia!
O ludziach, którzy traktują go jak wroga, niezależnym dziennikarstwie, polskich chorobach, rządzie, Unii Europejskiej i o tym, co chciałby kiedyś powiedzieć ojcu i córkom, rozmawiamy z Rafałem A. Ziemkiewiczem, pisarzem i publicystą.
INTERIA.PL: Adwersarze często używają w stosunku do pana określeń "pisior" czy "prawicowiec". Niektórzy wręcz śmieją się z pana, mówią i piszą o panu jak o wrogu. Jak pan na to reaguje?
Rafał A. Ziemkiewicz: - Na insynuacje rzekomych związków z jakimkolwiek politykiem czy partią odpowiedziałem "Wielkim Konkursem Ziemkiewicza Dla Mend Internetowych"; łatwo znaleźć w wyszukiwarce. Konkurs trwa już od wielu miesięcy, zadanie wydaje się banalnie proste, a nagroda wciąż pozostaje do zdobycia.
- A co do szyderstw czy bluzgów to, że tak sparafrazuję rzymskiego cesarza: niech nienawidzą, byleby czytali.
Czy w Polsce można być pisarzem i publicystą prawdziwie niezależnym?
- Można, jeśli się jest gotowym zaryzykować, i jeśli ma się poparcie odbiorców przekładające się na czytelnictwo tygodnika, klikalność w internecie i sprzedaż książek. Oczywiście, nie jest to sposób na dorobienie się rezydencji w Konstancinie, ale idzie jakoś utrzymać rodzinę.
- Problem w tym, że obecnie wielkie media prowadzą taką politykę, aby ich dziennikarze byli bezimienni, i aby każdego można było w każdej chwili zastąpić innym w sposób dla widowni niezauważalny. To sprawia, że debiutantowi, zwłaszcza w z natury płacących lepiej mediach rządowych, nieporównanie trudniej niż za moich czasów przebić się i wyrobić rozpoznawalność. A bez niej jest skazany na kelnerstwo. To znaczy: co szefostwo zamówi, to dziennikarz przynosi.
W "Michnikowszczyźnie" stawia pan tezę, że to, co kryje się pod tym terminem, doprowadziło do degradacji naszego społeczeństwa. Jak kolejne lata polskiej pokomunistycznej rzeczywistości weryfikują tezy tej książki?
- Michnikowszczyzna przede wszystkim doprowadziła do degeneracji siebie samą. Kiedyś jej punktami odniesienia byli Kołakowski, Turowicz i Geremek, dziś to raczej Wojewódzki, Lis i Palikot. Kiedyś jej siłę stanowili wykonawcy tradycyjnych zawodów inteligenckich. Obecnie punkt ciężkości przesunął się na "biurową klasę średnią" i owych mitycznych "młodych wykształconych z wielkich miast", czyli na świeży awans społeczny, bo jednym z uwarunkowań III RP jest bardzo liczna migracja z prowincji, porównywalna tyko z wczesnym z PRL.
- A to są ludzie, którzy "ryją" na filmie "Ciacho", i to na ich użytek Michnik zamiast smędzić setny raz o termidorach i robespierach musi iść do Kuby opowiadać, jak to bezpieka po niego przyszła akurat "kiedy ruchał".
Czy można "uleczyć" polskie społeczeństwo z michnikowszczyzny? A może nie jest to choroba uleczalna?
- Można? Trzeba! Istotą michnikowszczyzny, tak jak to zjawisko rozumiem, jest zinstrumentalizowanie wartości, wszystkich imponderabiliów, dla bieżącej walki politycznej, a nawet jeszcze mniej, dla zgnojenia osobistych i środowiskowych wrogów.
- Właśnie dlatego tak to nazwałem, chociaż mózgiem tej formacji był Geremek, bo to Michnik wystąpił w roli autorytetu, mesjasza wolności, z wyżyn swych zasług i męczeństwa ślącego przekaz mniej więcej taki, że kryterium dobra i zła sprowadza się do tego, co służy układowi zawartemu w Magdalence, a co mu zagraża. Nie może funkcjonować kraj, którego elita otwarcie wyznaje moralność Kalego.
W pańskich książkach publicystycznych, obecnie wznawianych przez wydawcę, takich jak "Michnikowszczyzna", "Polactwo" czy "Czas wrzeszczących staruszków", wciąż przewija się - archaicznie to brzmi w XXI wieku, w czasach zachłyśnięcia się europejskością - staromodnie brzmiąca "troska o losy kraju nad Wisłą i jego mieszkańców". Nie ma ciekawszych tematów dla pisarza i publicysty?
- Nie ma. Metafora księdza Skargi o ostatku w burzy jest aktualna. Jeśli każdy będzie myśleć tylko o swoich tobołkach, wszyscy pójdziemy na dno razem z nimi; jeśli będziemy umieli się od nich na chwilę oderwać i wystąpić jako zgrana załoga, przetrwamy i my, i nasz dobytek.
- Rozkład państwa polskiego zaszedł tak daleko, że stajemy się, jak to ujął minister Boni, "przestrzenią neokolonialną" dla zachodnich koncernów, którym, jak niegdyś kanonierki z dyplomatami i misjonarzami, tak dziś drogę torują "organa wspólnotowe", rządy i gromady różnych euro-farmazonów, pouczających nas mniej lub bardziej obłudnie o tolerancji, postępie i cywilizacyjnych standardach.
- Ale prawda jest brutalna: zachodnie rządy są uzależnione od swoich elit i od wyborców, a koncerny - od udziałowców. I wszyscy oni chcą zysków, podtrzymania poziomu życia, do jakiego przywykli, konsumpcji. Jeśli zarząd czy prezydent nie spełnia tych oczekiwań, to się go zmienia. A skąd Zachód, stojący w obliczu kryzysu, może wydusić zysk pozwalający utrzymać mu jeszcze przez jakiś czas konsumpcję na obecnym, wybujałym poziomie? Z takich leszczy jak my, skoro nie umiemy się bronić.
Większość Polaków jest jednak zadowolona z naszego otwarcia na świat, ma poczucie, że na tym dużo zyskaliśmy. Inwestycje zagraniczne widać przecież na każdym kroku.
- To jest tak jak z kredytem bankowym. Większość Polaków, niestety, wierzy, że bank im coś DAJE. Weź kredyt gotówkowy teraz, a dostaniesz od nas pięć tysięcy na dowolny cel! Sprowadzenie całej świadomości naszych stosunków z unią do dotacji, to bliźniaczo podobna sprawa.
- Unia nam nic nie DAJE, unia inwestuje, żeby mieć z nas zysk. I to samo w sobie może być OK. Czy ja mówię, żeby bojkotować banki? Sam mam kredyt, przecież to oczywiste, że lepiej wprowadzić się do mieszkania i dziesięć lat je spłacać, niż dziesięć lat mieszkać pod mostem, aż się zaoszczędzi na kupno. Ale, na litość Boską, jak się bierze kredyt, to trzeba czytać umowę, a najuważniej to, co jest najdrobniejszym drukiem! A Polacy w stosunkach z Zachodem nie potrafią czytać umów, które podpisują żeby "dostać" od Unii pieniądze, nie mają nikogo, kto by im te umowy przeczytał i objaśnił.
- Bo rządzą nami ludzie zajęci wyłącznie rozprowadzaniem swoich kolesiów i pociotków na stanowiskach, i ochroną swoich przywilejów. Bo przecież prawdziwą przyczynę tej histerycznej nienawiści do PiS-u, ktokolwiek akurat tym "pisem" w danej chwili jest, stanowi świadomość, że opozycja w III RP, zwana umownie "prawicą", to siła, która chce wymiany elit. I w tym sensie, tak, jestem całym sercem prawicowcem. Obecne elity są absolutnie do spuszczenia.
W tekstach ukazujących się na bieżąco w "Uważam Rze" czy na stronach INTERIA.PL nieustannie je pan krytykuje - premiera Tuska, jego partię, prezydenta i innych ludzi władzy. Ale czy nie jest to walenie głową w mur? Sądząc po wynikach kolejnych wyborów, nie przekonał pan zbyt wielu rodaków do swoich poglądów...
- Bo rodacy wpadli w pułapkę stereotypu, że Europa wszystko wie i wszystko nam da, jak będziemy grzeczni. Myślenie zastępują u nas luźne skojarzenia: Europa kojarzy się nam z nowoczesnością i dobrobytem, Tusk kojarzy się z Europą, Kaczyński z patriotyzmem, a patriotyzm z wyrzeczeniami i cierpieniami - i takie odruchowe skojarzenia, wsparte potężnymi emocjami kreowanymi przez sferę mediów, napędzają chocholi taniec.
- Trzeba ten splot, delikatnie mówiąc, nieporozumień, mozolnie kruszyć we wszystkich kluczowych punktach. Zaczynając od tego, że nasze naiwne widzenie Europy - jako dobrej ciotki przysyłającej bezinteresownie pieniądze i dobre rady - jest zupełnie fałszywe.
Czy mimo wszystko jako Polacy nie możemy z optymizmem patrzeć na naszą przyszłość? Nie ma komuny, w bólach, ale utrwala się kapitalizm, gonimy Zachód...
- Guzik tam, gonimy! Proszę zerknąć choćby w raport Hausnera o wykorzystaniu środków unijnych i naszej innowacyjności - groza bierze...
- Problem leży w kompletnym niedopuszczaniu przez większość Polaków do wiadomości tego, że Zachód, przy całej gadaninie o postępowych wartościach, kieruje się kulturą korporacyjną, bo po laicyzacji to jedyny realny wzorzec, jaki mu został. A kultura korporacyjna jest taka, że się z człowieka wyciska wszystko, co się da, a kiedy już jest tak wyciśnięty, że dalsze ściskanie go przestaje się opłacać, dostaje karton na spakowanie rzeczy z biurka, odbiera się mu służbowe karty, telefon, i ochrona uprzejmie wyprowadza gościa z budynku: "Sorry Gregory, ale nie stać nas na sentymenty, wszyscy tak robią i jeśli firma nie będzie maksymalizować zysku, to inne ją zjedzą".
- I taki właśnie los szykują nam, jako narodowi, pomagdalenkowe elity, i ci z nas, którzy owładnięci owczym pędem i uwarunkowani nienawiścią do "ludu smoleńskiego" pozwalają tym elitom na wszystko. Nawet jeśli nie jestem w stanie wiele zmienić, chcę zapracować na prawo powiedzenia kiedyś moim córkom, i mojemu Tacie, kiedy się znowu spotkamy, że naprawdę zrobiłem wszystko, co było w mojej mocy.
Rozmawiał: Zygmunt Moszkowicz
-----
Rafał A. Ziemkiewicz urodził się w roku 1964. Debiutował jako autor opowiadań fantastycznych w roku 1982, a jako publicysta w 1991. Jest autorem kilkunastu książek - prozy, felietonów i publicystyki, a także tysięcy tekstów prasowych, zamieszczanych m.in. w "Najwyższym Czasie", "Gazecie Polskiej", "Wprost", "Newsweeku", "Dzienniku", "Rzeczpospolitej", "Uważam Rze" oraz w portalu INTERIA.PL.
Jest także dziennikarzem radiowym i telewizyjnym, autorem i prowadzącym programy publicystyczne, m.in. w Polskim Radiu 1, Polskim Radiu 3, Radiu "Plus" i TVP Info, a także cyklu programów historycznych w TVP Historia.
Występował w kabarecie "Pod Egidą" Jana Pietrzaka, pisywał scenariusze do gier komputerowych, śpiewał szanty i był rzecznikiem oraz członkiem władz konserwatywno-liberalnej Unii Polityki Realnej.
Żonaty, ojciec dwóch córek.
Za nowelę "Śpiąca królewna" oraz powieści "Pieprzony los kataryniarza" i "Walc stulecia" otrzymał nagrodę im. Janusza Zajdla i inne wyróżnienia, przyznawane w plebiscytach czytelników fantastyki. Publicystyka prasowa przyniosła mu Nagrodę Kisiela za rok 2001. Także jego powieści współczesne - erotyczne "Ciało obce", ukazująca kulisy polskiej polityki "Żywina" i autobiograficzny "Zgred" - weszły na listy bestsellerów.
Największą popularność przyniosła mu jednak publicystyczna trylogia o meandrach naszej polityki i transformacji ustrojowej: "Polactwo", "Michnikowszczyzna. Zapis choroby" oraz "Czas wrzeszczących staruszków".
W tym roku nakładem wydawnictwa Fabryka Słów ukażą się w listopadzie: "Władca szczurów" oraz "Wybrańcy bogów" - wznowienia debiutanckich tekstów fantastycznych, a także esej "Myśli nowoczesnego endeka".