Pogoda
Warszawa

Zmień miejscowość

Zlokalizuj mnie

Popularne miejscowości

  • Białystok, Lubelskie
  • Bielsko-Biała, Śląskie
  • Bydgoszcz, Kujawsko-Pomorskie
  • Gdańsk, Pomorskie
  • Gorzów Wlk., Lubuskie
  • Katowice, Śląskie
  • Kielce, Świętokrzyskie
  • Kraków, Małopolskie
  • Lublin, Lubelskie
  • Łódź, Łódzkie
  • Olsztyn, Warmińsko-Mazurskie
  • Opole, Opolskie
  • Poznań, Wielkopolskie
  • Rzeszów, Podkarpackie
  • Szczecin, Zachodnio-Pomorskie
  • Toruń, Kujawsko-Pomorskie
  • Warszawa, Mazowieckie
  • Wrocław, Dolnośląskie
  • Zakopane, Małopolskie
  • Zielona Góra, Lubuskie

Lepper i Giertych nie tacy najgorsi

Wczoraj zakończyła działalność, przed terminem, kolejna Rada Ministrów RP. Do lamusa historii odeszły tym samym m.in. słowa o gwałceniu prostytutki i niezręczny śmiech Andrzeja Leppera czy groźne spojrzenie Romana Giertycha - niezapomnianych wicepremierów rządu, także dostarczyciela oryginalnych cytatów, Jarosława Kaczyńskiego. Mylicie się jednak, jeśli uważacie, że tylko nas stać na takich polityków.

O "niepowtarzalności" polityków wiele mogą powiedzieć Włosi. Poprzedniego premiera Italii znają przecież wszyscy - nawet ci, którym z polityką zagraniczną nie po drodze. Silvio Berlusconi, magnat medialny i jeden z najbogatszych Włochów dokonał rzeczy - zdawałoby się - niemożliwej: jednym zdaniem obraził 1,3 miliarda osób! Stwierdził mianowicie, że "chińscy komuniści jedli dzieci". Pogrążył się dodatkowo, próbując ratować sytuację: "Przeczytajcie Czarną Księgę Komunizmu, a dowiecie się, że w Chinach za czasów Mao nie jedzono dzieci, ale gotowano je, by nawozić pola".

Robi wrażenie? A to dopiero początek "przypadków premiera Berlusconiego", ponieważ wywoływanie konsternacji wśród dyplomatów okazało się być jednym z jego ulubionych zajęć.

"Żarty" premiera Berlusconiego

W lipcu 2003 roku krewki Włoch powiedział do niemieckiego europosła Martina Schulza: "Panie Schulz, znam jednego producenta filmowego, który akurat kręci film na temat nazistowskich obozów koncentracyjnych. Sugeruję, że powinien pan zagrać rolę obozowego kapo. Byłby pan świetny!" .

Paradoksalnie Schulz był członkiem partii socjalistycznej, zaciekle zwalczanej w III Rzeszy, Berlusconi natomiast współrządził z sukcesorami włoskich faszystów. Żeby dyplomatom jeszcze bardziej utrudnić życie, premier pozwolił sobie na ten - jak mówił - "żart" dzień po objęciu przez Włochy przewodnictwa w Unii Europejskiej.

Ponad rok wcześniej, podczas oficjalnej sesji zdjęciowej na szczycie ministrów spraw zagranicznych UE, Berlusconi wykonał popularny gest "przyprawienia rogów" z tyłu głowy hiszpańskiego ministra Josepa Pique. Jak zawsze skończyło się na tłumaczeniach, że był to jedynie "żart", a premier chciał "rozluźnić" atmosferę i rozbawić grupkę skautów, którzy przyglądali się sesji.

Kontakty z kobietami

Berlusconi nie grzeszy też taktem w kontaktach z kobietami. Kiedy w 2005 roku otwierano Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności w Parmie (Włochy rywalizowały o lokalizację urzędu z Finlandią) premier Włoch powiedział, że w negocjacjach z prezydent Finlandii Tarją Halonen użył "całego swojego wdzięku playboya", by przekonać ją, że lokalizacja urzędu w Parmie jest korzystniejsza niż w Finlandii. Finowie nie kryli oburzenia, a włoski ambasador w Helsinkach został wezwany na dywanik tamtejszego ministra spraw zagranicznych.

To jednak nie koniec, ponieważ Berlusconiemu udało się pogorszyć tę - i tak już niezręczną - sytuację. Tłumacząc, co miał na myśli, mówiąc w uwodzeniu fińskiej pani prezydent, premier Włoch powiedział: "Każdy, kto widział zdjęcie Halonen wie, że nie mogłem mówić poważnie".

Żona wybaczyła

Protest wszystkich kobiet zasiadających we włoskim parlamencie wywołał natomiast sposób, w jaki Berlusconi przekonywał amerykańskich handlowców do inwestowania we Włoszech. Wymieniając powody, premier zaczął od stwierdzenia: "Mamy najładniejsze sekretarki na całym świecie..."

/AFP

O ile jednak z protestującymi posłankami można jakoś wytrzymać, o tyle z rozwścieczoną żoną już nie. Veronica Lario, była aktorka i druga żona Berlusconiego, zażądała publicznych przeprosin po tym, jak media z satysfakcją cytowały premiera zwracającego się do Mary Carfagna, deputowanej z ramienia Forza Italia (nota bene partii stworzonej przez Berlusocniego) i byłej show-girl, słowami: "Gdybym nie był żonaty, natychmiast ożeniłbym się z Tobą" i "Z Tobą poszedłbym wszędzie". Po tych niedwuznacznych propozycjach Berlusconi musiał opublikować przeprosiny na pierwszej stronie jednego z największych włoskich dzienników "La Repubblica". Ostatecznie żona wybaczyła.

Premier o "fiutach" i nie tylko...

Niewzruszeni pozostali natomiast Włosi. Kiedy na tydzień przed wyborami parlamentarnymi w 2006 roku Berlusconi, pytany o możliwość porażki swojej partii, wyraził opinię, że "ma zbyt wiele szacunku dla inteligencji Włochów, by uwierzyć w to, że jest wśród nich tylu fiutów, którzy mogliby głosować przeciwko własnym interesom", wyborcy stwierdzili, iż mają już dość ekstrawaganckiego premiera i poparli lewicę Romano Prodiego.

Zresztą o byłym premierze Włoch można opowiadać długo. Można przypomnieć jego recenzję działalności Margaret Thatcher ("To była niezła ci..") czy swojego poprzednika na stanowisku premiera Włoch Giuliano Amato ("Pożyteczny idiota"). Można też przywołać słowa Berlusconiego na temat Benito Mussoliniego ("Duce nikogo nie zamordował, tylko wysyłał ludzi poza granice kraju") lub jego samego ("Jestem Jezusem Chrystusem polityki, cierpliwą ofiarą, która poświęca się dla wszystkich"). Ale to chyba nie jest konieczne. Generalny obraz już mamy.

/AFP

"Oczywista oczywistość" Busha

Godnym rywalem Berlusconiego w konkurencji "wpadki" jest prezydent Stanów Zjednoczonych George W. Bush. Amerykanom gafy głowy państwa przeszkadzają chyba odrobinę mniej niż Włochom, ponieważ Bush sprawuje urząd już drugą kadencję. O ile jednak kontrowersje wokół krewkiego Włocha wynikają w większości przypadków z jego sposobu bycia i dyskusyjnego poczucia humoru, o tyle trudno wskazać jedną przyczynę wpadek Busha.

Wiele z nich to po prostu lapsusy słowne. Bo jak tu nie pomylić słowa "opportunity" (możliwość) i "opportunistic" (oportunistyczny)? Słuchacze zrozumieli, że mówiąc o "naszym cudownie oportunistycznym społeczeństwie" prezydent miał na myśli "nasze społeczeństwo cudownych możliwości". Bez problemu mogli się też domyślić, o co chodziło Bushowi, gdy podkreślał: "Nie jest najważniejszą sprawą bycie gubernatorem czy też pierwszą damą, jak w moim przypadku".

Wrogowie z zasobami

Trochę dłużej nad wypowiedzią głowy państwa zastanawiali się natomiast urzędnicy Pentagonu, gdy w adresowanym do nich przemówieniu w sierpniu 2004 roku lokator Białego Domu powiedział: "Nasi wrogowie są innowacyjni i mają zasoby - my również. Oni nigdy nie przestają wymyślać nowych sposobów na szkodzenie naszemu krajowi i naszym ludziom - my również". Konsternację wśród rozmówców wywołało też kategoryczne stwierdzenie Busha: "Nie dam się wciągnąć w wasze hipnoteoretyczne spory".

/AFP

Lapsusy słowne zdarzają się jednak wszystkim. Gorzej, kiedy głowa państwa zostanie przyłapana na "niepoprawnej politycznie" wypowiedzi. Bushowi zdarzyło się to kilka razy. W lipcu 2006 roku podczas szczytu G8, nie wiedząc, że mikrofony są włączone pozwolił sobie na niezobowiązującą uwagę do Tony'ego Blaira na temat sytuacji na Bliskim Wschodzie: "Widzisz, ironia polega na tym, że tak naprawdę powinni skłonić Syrię, żeby nakłoniła Hezbollah, żeby przestał robić to gówno i będzie po wszystkim".

Jeszcze ciekawiej było pięć lat wcześniej, kiedy przy włączonej kamerze prezydent zwrócił się do ówczesnego premiera Szwecji Görana Perssona tymi słowy: "Niesamowite, że wygrałem. W wyborach występowałem przeciwko pokojowi, dobrobytowi i urzędującej administracji".

"Czasami jestem sfrustrowany..."

Trudno również odmówić racji niezwykłej logice lokatora Białego Domu. John McCain nie mógł zaprzeczyć, gdy prezydent powiedział: "Sądzę, że się zgadzamy: przeszłość minęła". Nie sposób podważyć także tezy Busha na temat źródeł niepokojów w Los Angeles: "Kiedy mnie pytają, kto wywołał rozruchy i zabójstwa w L.A., moja odpowiedź jest prosta i jasna: Kto jest winien rozruchów? Winni są uczestniczy rozruchów. Kto jest winien zabójstw? Winni są zabójcy". Bez dyskusji zgodzimy się też z jakże trafną oceną wojny z terrorem z 2006 roku: "Czasami jestem sfrustrowany, czasami - zadowolony, rzadko - zaskoczony. Ale czas wojny nie jest czasem radości".

"Oczywistą oczywistością" wydaje się też prosta rada, jaką prezydent miał otrzymać od mamy (widać nie tylko nasi mężowie stanu cenią więzi rodzinne). Komentując w styczniu 2002 roku swój wypadek, kiedy zasłabł po zakrztuszeniu się preclem, Bush stwierdził: "Jeśli moja Matka tego słucha: Mamo, zawsze powinienem był Ciebie słuchać: najpierw należy przeżuć precel, a potem dopiero go połknąć". Nic dodać, nic ująć.

Na Bushu wpadki się nie kończą

George W. Bush to oczywiście nie pierwszy wysoki rangą urzędnik państwowy w Stanach Zjednoczonych znany ze swoich "wpadek", choć trzeba przyznać, że jego poprzednikom zdarzały się one nieco rzadziej. Nie oznacza to jednak, że były mniej spektakularne.

Dużą sensacją okazała się na przykład wypowiedź Ronalda Reagana zarejestrowana przed jednym z jego wystąpień radiowych. Rozgrzewając się przed przemówieniem, nieświadomy włączonych mikrofonów, prezydent powiedział: "Moi drodzy Amerykanie! Mam przyjemność ogłosić, że podpisałem dzisiaj ustawę, która wyjmuje spod prawa Rosję. Na zawsze! Zaczynamy bombardowanie za 5 minut". Wypowiedź nie została wyemitowana na antenie stacji, ale natychmiast wyciekła do prasy.

USA - część Europy?

Podobne zamieszanie wywołało zaskakujące stwierdzenie wiceprezydenta Dana Quayle'a (w administracji George'a Busha), który w ten sposób opisał międzynarodową role Stanów Zjednoczonych: "Mamy ważne zobowiązania wobec NATO. Jesteśmy częścią NATO. Mamy ważne zobowiązania wobec Europy. Jesteśmy częścią Europy". Quayle był zresztą ulubieńcem mediów nie tylko ze względu na oryginalne podejście do polityki zagranicznej, ale też swojej (nie)wiedzy na temat ortografii. Wiceprezydentowi zdarzyło się bowiem poprawić dziecko uczestniczące w konkursie literowania wyrazów. Maluch poprawnie przeliterował słowo "potato" (ziemniak), jednak polityk wytknął mu błąd, ponieważ jego zdaniem na końcu powinna się jeszcze znaleźć literka "e".

/AFP

Cudze chwalicie, swego nie znacie

Nie bądźmy jednak zbyt złośliwi względem amerykańskich polityków. Uderzmy się w piersi i przyznajmy, że również nasi rodzimi - europejscy - mężowie stanu nie są nieskazitelni, a Silvio Berlusconi nie jest wyjątkiem potwierdzającym regułę.

W Polsce szczególnie głośnym echem odbiły się słowa poprzedniego prezydenta Francji Jacquesa Chiraca. Komentując poparcie państw środkowoeuropejskich dla wojny w Iraku polityk wyraził przekonanie: "To nieodpowiedzialne zachowanie. Najwyraźniej są źle wychowani. Mam wrażenie, że nie wykorzystali okazji, żeby się zamknąć". Polscy dyplomaci byli powściągliwi w ocenie tych słów, media jednak nie miały zamiaru kryć oburzenia.

Podobnie zareagowały brytyjskie dzienniki, gdy w rozmowie z prezydentem Rosji Władimirem Putinem i kanclerzem Niemiec Gerhardem Schroederem Chirac powiedział, że europejskie rolnictwo zawdzięcza Wielkiej Brytanii jedynie chorobę szalonych krów, poza tym "jak można ufać ludziom, którzy tak źle gotują?".

"Bekający pijacy"

Sympatii wobec unijnych partnerów trudno się też doszukać w wypowiedzi włoskiego ministra turystyki Stefano Stefaniego na temat niemieckich turystów odwiedzających Półwysep Apeniński: "Niemcy to pozbawieni inteligencji bekający pijacy i aroganccy jasnowłosi nacjonaliści, którzy dokonują inwazji na nasze plaże..."

W słowach nie zwykł również przebierać prezydent Putin. Francuski dziennikarz, który zdenerwował byłego oficera KGB swoją krytyką polityki Rosji względem Czeczeni, usłyszał: "Jeśli jest pan gotów zostać islamskim radykałem i poddać się obrzezaniu, to zapraszam pana do Moskwy, gdzie mamy specjalistów, którzy zajmą się tym problemem. Proponuję poddać się operacji tak radykalnej, żeby nigdy nic panu nie odrosło".

Konflikt w Czeczeni ogólnie nie należy chyba do ulubionych tematów Putina, ponieważ zapowiadając działania wobec tamtejszych rebeliantów prezydent Rosji zapowiedział: "Zanurzymy ich w sedesie...".

Co za dużo, to niezdrowo

Gafy polityków to wdzięczny temat do dyskusji, taka "niekończąca się opowieść". Zazwyczaj kwitowane są uśmiechem, wzruszeniem ramion, czasem jednak ich sprawcy muszą się tłumaczyć, a niekiedy nawet stawić czoła demonstrującemu tłumowi.

Z tym ostatnim musiał sobie poradzić we wrześniu zeszłego roku premier Węgier Ferenc Gyurcsány. Wtedy to jedna z krajowych stacji radiowych wyemitowała nagranie z zamkniętego spotkania partii socjalistycznej, na którym szef rządu nieprzebierając w słowach przyznał, że jego ugrupowanie ukrywało informacje na temat faktycznego stanu gospodarki państwa podczas całej kampanii wyborczej. Jak oświadczył premier - jego rząd "kłamał od rana do wieczora". Emisja nagrania wywołała najpierw wielotysięczne demonstracje, które następnie przerodziły się w zamieszki. Mimo nacisków opozycji premier nie ustąpił jednak ze stanowiska.

To tylko skromny wycinek nieprzewidywalnej twórczości słownej polityków. Ale od czasu do czasu zdrowo jest zerknąć na inne podwórka, by przekonać się, że nasze nie jest jeszcze takie najgorsze.

INTERIA.PL

Zobacz także