Kościół a la carte
"Tak, jestem katolikiem, ale w Boga nie wierzę i nigdy w kościele nie byłem". Paradoks?! Jest ich dużo więcej w sondażu na temat: "Co to znaczy być katolikiem we Francji?", przeprowadzonym przez instytut CSA na zlecenie dwumiesięcznika Le Monde des Religions.
Sondaż dotyczy wyłącznie tych Francuzów, którzy czują się katolikami. Takich jest 51 proc. (45 proc. mężczyzn, 55 proc. kobiet; 17 proc. ludzi młodych, w wieku od 18 do 34 lat, i tylko 14 proc. mieszkańców aglomeracji paryskiej). A jeszcze w latach 60. filozof i ateista Jean-Paul Sartre pisał o swych rodakach, że "wszyscy jesteśmy katolikami". W początkach lat 90. ich odsetek szacowano na 80 proc., w roku 2000 - na 69 proc., a dziś francuski katolicyzm dryfuje ku religii mniejszościowej.
Przyjrzyjmy się tym katolikom, bo to przypadek szczególny. Z nich tylko 52 proc. wierzy w Boga. I to jakiego Boga? W osobowego, zgodnie z teologią chrześcijańską, wierzy ledwie 18 proc.. Pozostali (79 proc.) w Boga bliższego New Age lub religiom wschodnim, w uniwersalną Siłę, Ducha, Energię.
Inna lista wierzeń: w zmartwychwstanie Chrystusa wierzy 58 proc. katolików, w Jego niepokalane poczęcie 39 proc., w Trójcę Świętą 37 proc., w diabła 33 proc., a w cuda 64 proc.. Trzy czwarte uważa, że śmierć nie jest kresem egzystencji ludzkiej. Wpadają jednak w pewną konfuzję, mając wskazać, co po śmierci. Połowa: coś jest, ale nie wiem co. A między tymi, co wiedzą, w zmartwychwstanie ciała wierzy 10 proc., a w reinkarnację, w inne życie na ziemi - 8 proc..
Rozdźwięk między praktykującymi a niepraktykującymi jest równie wielki. Nic nowego. Połowa katolików nigdy nie postawiła nogi w kościele lub tylko podczas ceremonii chrztu, pogrzebu czy ślubu, i to nie z własnej inicjatywy, lecz jako zaproszeni goście. Okazjonalnie chodzi do kościoła 31 proc. (Boże Narodzenie, Wielkanoc); regularnie, tzn. raz w miesiącu - 17 proc., a co tydzień - 8 proc.. Przynajmniej raz w tygodniu modli się 25 proc., nigdy - 30 proc.. Ale - tu niespodzianka - zdecydowana większość pamięta "Zdrowaś Mario" (81 proc.) i "Ojcze nasz" (88 proc.). Co drugi ma Biblię (nie znaczy, że czyta), a krucyfiks lub wizerunek Matki Boskiej jest w domach 62 proc. katolików.
Prawie wszyscy ci katolicy przejęli wiarę od rodziców. Lecz na pytanie, czy jest dla nich ważne, żeby ich dzieci otrzymały wychowanie religijne - 33 proc. odpowiada negatywnie. A zatem pod tym względem dystansują się od własnych rodziców. Dystans do instytucji Kościoła i jego nauczania jest jeszcze większy. Za zniesieniem celibatu księży jest aż 81 proc., a za wyświęcaniem kobiet niewiele mniej, bo 79 proc..
Francuscy katolicy charakteryzują się otwartością na inne wyznania. 80 proc. uważa za ważny dialog swego Kościoła z innymi religiami. Dla 50 proc. prawda jest we wszystkich religiach, a dla 39 proc. wszystkie religie mają taką samą wartość. Zaskakująco mało, bo 7 proc, przekonanych jest, że jedynie katolicyzm jest depozytariuszem Prawdy. Nawet u regularnie praktykujących ten odsetek nie przekracza 10 proc..
Mimo dystansu wobec Kościoła katolickiego, aż 76 proc. ma o nim dobrą opinię. Także papieża Benedykta XVI dobrze ocenia 71 proc. (w przeciwieństwie do Jana Pawła II, kiedy sondaże odnotowywały wskaźnik jego popularności wyższy niż instytucji, której przewodził). Ten paradoks jednoczesnego dystansu i dobrej opinii o Kościele tłumaczy się marginalizacją francuskich katolików. Stają się mniejszością w swoim społeczeństwie i jak każda mniejszość potrzebują pozytywnej identyfikacji wspólnotowej. W tym przypadku - symbolicznych instytucji Kościoła i jego przywódcy - papieża.
Czy zatem Francja jest jeszcze katolickim krajem? Ta "najstarsza córa Kościoła", która chrześcijaństwo wprowadziła w II wieku, zobojętniała na swe pochodzenie. Jej wiara i kultura nie płyną już tą samą łodzią. Starą religię zepchnięto do sfery prywatności. Tam traci swój wpływ, traktowana jak zdziwaczała z wiekiem dama, której już nikt nie pyta o zdanie. Liczba praktykujących katolików zbliża się do liczby muzułmanów, żydów i buddystów razem wziętych. Francuskie chrześcijaństwo staje się kościołem a` la carte, z którego każdy wybiera to, co dla niego bardziej smakowite i użyteczne. Wielkanoc? Pascha? Kto o tym pamięta? Na paryskich ulicach nic nie przypomina świąt. Ani w witrynach sklepów, ani przed kościołami. Żadnej świątecznej atmosfery. Trudno zauważyć, że te dni wolne od pracy mają jakiś związek z tradycją, religią, domem rodzinnym. Nawet nazwa "Wielkanoc" (Pâques) wychodzi z użycia, zastępowana przez "małe wakacje".
Pytam zaprzyjaźnioną francuską dziennikarkę Louise, czy pójdzie w niedzielę do kościoła. - Pójdę - odpowiada - chociaż już nie potrafię uwierzyć w tajemnicę obecności Chrystusa w Eucharystii. Nie wierzę w zmartwychwstanie ciała i wątpię w życie wieczne. Dlatego podczas wyznania wiary milczę. Jestem katoliczką, ale mój umysł podróżuje też po innych duchowościach, które także karmią moją wiarę. - A na czym ta wiara polega? - dopytuję. - Dla mnie wierzyć to wątpić. Jestem zdania naszego akademika Jeana d'Ormessona, że z Bogiem się łączą dwie katastrofy. Pierwsza byłaby taka, iż zniknie On na zawsze z naszej pamięci. Druga, że odkryjemy z absolutną pewnością, że On istnieje. Kwestia Boga musi zostać trwale otwarta. To sprawa naszej wolności.
Świętujmy. Ciałem i duchem, chlebem i winem. I radujmy się. Oraz życzmy sobie wszyscy - wierzący, niewierzący, wątpiący - jeśli już, to możliwie jak najpóźniejszego zmartwychwstania, tak jak św. Augustyn w słynnej modlitwie prosił Boga, by dał mu dar czystości, ale jeszcze nie teraz. Alleluja!
Leszek Turkiewicz, Paryż