...kolbami w drzwi załomocą
Kraj znów zamarł. Blady poranek, ludzie wyrwani ze snu, tłumy agentów na schodach, skuwane ręce zatrzymanych, auta z ciemnymi szybami, wielogodzinne przesłuchania...
Znów - według hollywoodzkich reguł - zatrzymano znanych polityków i znów według sprawdzonych w latach 50. metod (jaki to dziad uczy tych starych metod ziobrowych młodzieniaszków?). Ale dziś jest gorzej, bo tamta ubecja nie pozwalała sobie, by gość do "zdjęcia" bez pytania wyjeżdżał za granicę... Nie stosowano wtedy widowiskowych chwytów, wiedząc, że po 48 godzinach trzeba będzie zatrzymanych wypuścić, bo żaden peerelowski sąd nie wyda sankcji na areszt. Ale dość porównań. Nic, poza zewnętrznymi objawami, nie uprawnia do nich. Wówczas takie zatrzymania budziły grozę, dziś budzą śmiech. Metaforą skuteczności i powagi prokuratorów i gliniarzy jest ich widok wiszących bezradnie w zablokowanej windzie razem z Łyżwińskim.
Zatrzymanie na niespełna 48 godzin Kaczmarka, Kornatowskiego, Netzla i przestraszenie bogacza Krauzego jest pierwszym olbrzymim sukcesem Prawa i Sprawiedliwości. Jarosław Kaczyński może wreszcie odtrąbić sukces! Poszukiwany od dwóch lat mityczny układ, jak rak niszczący Rzeczpospolitą, wreszcie się zmaterializował! Błyskotliwa akcja tajnych służb, tysiące godzin pracy operacyjnej, poświęcenie najbardziej oddanych PiS-owi funkcjonariuszy przyniosły dziejowy, długo oczekiwany efekt. Teraz już wszystko się zmieni! Wreszcie znamy ojca chrzestnego, capo di tutti capi, jego doradców i żołnierzy. Znamy ich luksusowe kryjówki, w których nocami knują, znamy odrażający język, jakim się posługują. Pokazano nam to w telewizji. Ten układ łączy - jak sycylijskich mafiosów wioska Corleone - Trójmiasto. Stamtąd wywodzą się ludzie, których zaprzysięgli zniszczyć Kaczyński, Ziobro, Macierewicz, Kamiński i siostra Szczypińska. Tam krzepli, obrastali w piórka, tam kształcili się w zdradzie. Tylko jak Jarosław powie mamie, że ten układ zmontował jego brat bliźniaczy, Lech? Który forował tych ludzi, ręczył za nich, wprowadził do polityki, obdarował wysokimi stanowiskami. Uczynił z nich ikony IV RP.
Zapuszkowanie paczki z Trójmiasta tradycyjnie wzburzyło ortodoksyjnych demokratów i ożywiło sędziwe autorytety. Zmusiło opozycję do groteskowych wystąpień medialnych. Wybudziło z letargu nawet Platformę Obywatelską, której wódz Tusk jako przyszły zwycięski premier (czy cóś takiego) wypowiedział się publicznie. Niesamowite! Ale antagoniści PiS- -u też przekroczyli próg śmieszności. Wałęsa postraszył naród stanem wojennym, Giertych - bolszewikami i mienszewikami, Kwaśniewski z Lepperem - psychiatrykami, a Michnik - czymś, co pełza. Tylko nieznany bliżej dr Waldi Gontarski przejrzał na oczy i czujnie zawiadomił prokuraturę o popełnieniu przestępstwa przez... prokuratorów. Tymczasem spektakl, jaki zafundowali nam chłopaki z PiS-u, co najwyżej przypomina zawianego faceta, który sam sobie przyciął ptaka zamkiem błyskawicznym spodni. Czy to mogła być szekspirowska scena? Kogo miałoby to porazić? Chyba tylko urologa.
Wbrew dętym deklaracjom matactwo pozostaje najsilniejszym orężem ekipy na co dzień zajętej wołaniem o prawdę. Prokurator Barski zapytany przez dziennikarzy, czy jego szef Ziobro wiedział o zatrzymaniu trójmiejskiego układu, zaprzeczył. - Nigdy w życiu, Ziobro nie wiedział - mówił Barski, patrząc szczerze do kamery. Podziwu godna samodzielność...
Wiarygodność ziobrowych prokuratorów jest równa wiarygodności telewizyjnych pogodynek i warto byłoby im - jednym i drugim - płacić z dołu. I tylko wtedy, gdy się prognoza (albo zarzut) potwierdzi. Jeżeli o zdemaskowaniu układu wiedzą równocześnie premier i prezydent, a nie wie - załóżmy roboczo, że wierzymy Barskiemu - prokurator generalny, to oznacza, że Ziobro został odsunięty od obowiązków i całymi godzinami bawi się pod kołderką swoim - przepraszam za słowo - dyktafonem. Ale, niestety, nie wierzymy p. Barskiemu, który całym swoim jestestwem robi wrażenie, że prosi Ziobrę o zgodę nawet wtedy, gdy chce zagotować wodę na herbatę. Nie wierzę bowiem, że normalny facet, mający testosteronu tyle, ile Bóg normalnie nam daje, może wytrzymać z nawiedzonym szefem, będącym genetyczną krzyżówką Robin Hooda i Pinokia.
Nie wiemy, o co chodziło prokuratorom w spektakularnym zatrzymaniu trójmiejskiej trójcy. Zarzucając kłamstwo Kaczmarkowi, Netzlowi i Kornatowskiemu, prokuratorzy nie odkryli innej prawdy niż tę, że to nadal podstawowy instrument sprawowania władzy przez Prawo i Sprawiedliwość. Nie odkryli nic ponadto, o czym byśmy nie wiedzieli o ludziach, którzy szpiclują się nawzajem, nagrywają, podsłuchują, podkładają sobie świnie, zbierają haki. Robią to ? rzecz jasna - dla dobra Polski! Ale dzięki teatralnej konferencji prasowej w warszawskiej prokuraturze dowiedzieliśmy się, kogo nocą można spotkać w hotelu Marriott. A także tego, że zbrodniczy układ trójmiejski nie znał wierszyka Ludwika Jerzego Kerna: Do hotelu Marriott, chodzi tylko wariot. henryk.martenka@angora.com.pl