Jerzy Kropiwnicki gościem Barbary Górskiej
Docelowa data wejścia Polski do Unii Europejskiej to rok 2003 - tym oświadczeniem złożonym w Brukseli premier Jerzy Buzek zaskoczył wszystkich. Miał bowiem oficjalnie potwierdzić i poinformować Brukselę, że Polska zgadza się na przesunięcie daty naszego wejścia do Piętnastki na pierwszego stycznia 2004 roku, a datę 2003 uważa za termin nierealny. W polskiej ambasadzie w Brukseli Barbara Górska rozmawiała z ministrem, szefem Rządowego Centrum Studiów Strategicznych Jerzym Kropiwnickim.
Barbara Górska: Panie ministrze, kiedy premier i minister Saryusz-Wolski byli w samolocie do Brukseli, w Warszawie opozycja obwieszczała, że mamy wielki dramat. Cała strategia negocjacyjna rządu Jerzego Buzka rozsypała się w proch. Wie pan o tym?
Jerzy Kropiwnicki: To w czasie dzisiejszego spotkania, jakie pan premier odbył z przewodniczącym Prodim i panem Verheugenem, który jest odpowiedzialny za poszerzenie Unii Europejskiej, pojawiało się tylko marginalnie. To znaczy - wysocy funkcjonariusze Unii systematycznie odmawiają rozmowy na temat daty, natomiast padły bardzo inne ważne stwierdzenia. Otóż w pewnym momencie pan przewodniczący Prodi zwrócił się do ministra odpowiedzialnego za rozszerzanie Unii o uzupełnienie szczegółów na temat tego, w jakim stanie są negocjacje między Polską a Unią Europejską. I zanim minister zaczął to relacjonować powiedział, że chciałby na początek i na koniec powiedzieć ważne stwierdzenie i żeby w tym kontekście widzieć to, co będzie mówił dalej. Powiedział, że jest on pod ogromnym wrażeniem zmian strukturalnych, jakie się dokonały w Polsce i że według jego oceny Polska spośród wszystkich krajów kandydujących dokonała najbardziej głębokich przemian strukturalnych, które gwarantują, że w momencie zjednoczenia on się na tej linii spodziewa najmniej frykcji.
Barbara Górska: Panie ministrze, to co pan powiedział w tej chwili brzmi optymistycznie. Pan przewodniczący też dziś w zasadzie nas chwalił. Niemniej jednak właściwie od wczoraj Polacy żyją taką informacją, że realna data naszej gotowości przesunęła się o cały rok. Czy to dobrze, że dyskusja nad tym przeniosła się do Brukseli, bo nawet w pewnym momencie sam przewodniczący powiedział, że czuje się jak w środku jakiejś wewnętrznej polskiej debaty.
Jerzy Kropiwnicki: Ta dyskusja nie jest tak naprawdę polską, z tego co wynikało z różnych prób objaśnień tego.
Barbara Górska: Data naszej gotowości to jest nasza sprawa, to nie jest sprawa Brukseli. Każdy kraj podaje taką datę, jaką uważa za stosowną, na przykład Ukraina - 2006 rok. Niemniej jednak, czy wypada byśmy o tym mówili dwoma różnymi głosami?
Jerzy Kropiwnicki: Data polskiej gotowości pod tym względem się nie zmieniła. Polska data gotowości to jest w dalszym ciągu 1 stycznia 2003 roku - tu nic się nie zmieniło. Natomiast jest pytanie i na to pytanie nie potrafili odpowiedzieć nasi kontrahenci, wobec których premier dzisiaj jednoznacznie tę datę potwierdził - czy i w jakim zakresie Komisja będzie w stanie na tę datę dokonać owego aktu ostatecznego. To znaczy to jest to, co premier kilkakrotnie prezentował, a co nam powiedziano. Chodzi o to, że proces uzgadniania w Komisji jest o tyle skomplikowany, że pod tym względem nie wystarczy ani liczba zamkniętych tematów w negocjacji ani nawet stanowisko poszczególnych ministrów unijnych.
Barbara Górska: Innymi słowy, tłumacząc to na bardziej zrozumiały dla słuchaczy język - teoretycznie Polska będzie gotowa do 1 stycznia 2003 roku, teoretycznie Unia będzie gotowa 1 stycznia 2003 roku Polskę przyjąć. Realnie 1 stycznia 2004 roku jest dużo pewniejszą datą, czy tak?
Jerzy Kropiwnicki: Zrobiłbym co do tego jedną poprawkę. Rząd polski podtrzymuje datę 1 stycznia 2003 roku i dla prezydenta Komisji Europejskiej ta data nie stanowi problemu. Natomiast to, co stanowi problem, to jest proces wielostronnych uzgodnień z krajami członkowskimi.
Barbara Górska: Niedobra rzecz się stała. Wczoraj minister Saryusz-Wolski powiedział w Warszawie coś, co wszystkie media upoważniło do obwieszczenia, że data naszej realnej gotowości wstąpienia do Unii Europejskiej przesuwa się o rok do przodu. Dziś właściwie okazuje się, że nie była to tak do końca prawda. Akredytowani dziennikarze w Brukseli dziwią się, że stało się to jakby ustami tego rządu, że w zasadzie jeśli nie jest to taka realna gotowość. To właściwie może powinien to ogłosić już następny rząd. Stało się niepolitycznie, co pan sądzi o takich opiniach?
Jerzy Kropiwnicki: Ja bym na ten temat tak nie dramatyzował, dlatego że kwestia tego, co tak naprawdę padło z czyichś ust - ja nie jestem dobrym komentatorem, dlatego że po pierwsze przy tym nie byłem. Natomiast to przy czym byłem, to jeszcze raz chciałem z całą stanowczością powiedzieć, że premier podtrzymał datę 1 stycznia 2003 roku i że ta data nie była kwestionowana. 1 stycznia 2003 roku Polska jest gotowa do przystąpienia do Unii Europejskiej i pan Prodi powiedział, że przyjmuje to do wiadomości i cała reszta dyskusji po prostu nie ma pożywki.
Barbara Górska: Czy to dobrze, że różni członkowie tego samego rządu mówią różne rzeczy i dzieje się to także w obecności funkcjonariuszy unijnych?
Jerzy Kropiwnicki: Chciałem powiedzieć, że nie ma to najmniejszego znaczenia, jeżeli dwóch najważniejszych ludzi w tym względzie - pan prezydent Prodi i pan premier oświadczają to, co oświadczają - pan premier, że Polska jest gotowa na 1 stycznia 2003 roku, a pan prezydent Prodi, że przyjmuje to oświadczenie do wiadomości. Cała reszta, moim zdaniem, nie zasługuje na to, żeby tutaj nadmiernie dzielić włos na cztery i zastanawiać się, co kto miał na myśli, kiedy mówił. Na tyle ile znam pana Jacka Saryusz-Wolskiego to sądzę, że on nie tyle mówił o gotowości Polski, ile o gotowości Unii do przyjęcia Polski.