Jak wyglądał Jezus Chrystus?
Wszyscy znamy "ustandaryzowany" w naszej kulturze obraz Jezusa: całkiem przystojny biały mężczyzna po trzydziestce; kasztanowe loki i broda wyglądające na dość przyjemne w dotyku.
Ale czy Jezus Chrystus - jeśli naprawdę istniał - naprawdę tak właśnie musiał wyglądać?
Jezus o południowej urodzie
Jezus Chrystus - w końcu najprawdopodobniej rodowity Galilejczyk - był zapewne urody typowo śródziemnomorskiej. Ergo - jego wygląd nie różnił się od wyglądu współczesnych nam mieszkańców Palestyny, Libanu czy Izraela - choć tutaj należy wziąć poprawkę na fakt, że ogromna liczba obecnych izraelskich obywateli, dawnej żydowskiej diaspory, posiada obecnie rysy praktycznie wszystkich ras świata: oprócz osób reprezentujących urodę bliskowschodnią, mieszkają w Izraelu Żydzi o skórze czarnej, reprezentanci wszystkich białych odcieni europejskich, a nawet Żydzi hinduscy i chińscy.
Jezus jednak, żyjący w Palestynie w I w n.e., włosy miał najprawdopodobniej czarne (a nie kasztanowe) i sztywne albo kręcone (a nie opadające łagodnymi falami na ramiona). Oczy miał zapewne ciemne, podobnie, jak skórę. Nie nosił prawdopodobnie również długich szat. W tamtych czasach noszono raczej znacznie wygodniejsze i bardziej odpowiednie dla gorącego klimatu tuniki.
Richard Neave, specjalista od rekonstrukcji twarzy na potrzeby kryminalistyki zatrudniony w University of Manchester, spróbował pokazać światu, jak mogła wyglądać prawdziwa twarz Jezusa. Na podstawie kilku czaszek galilejskich wieśniaków z czasów Chrystusa odtworzył wygląd typowego lokalnego przedstawiciela nizin społecznych, z których najpewniej wywodził się Jezus (mimo, że według ewangelii pochodzić miał z królewskiego rodu Dawida). Oczywiście, że przypominało to ewentualną rekonstrukcję twarzy Józefa Piłsudskiego na podstawie wyglądu czaszek wilnian sprzed I wojny światowej, ale rekonstrukcja taka pozwala nam zorientować się, jakie typy urody dominowały w Galilei w czasach, w których żył i działał Chrystus.
Broda
Przestawiano go jednak w sposób najróżniejszy. Przyjrzyjmy się, jak wizerunek Jezusa ewoluował w dziejach.
Jezus mógł być brodaty. Tak też przedstawił go Neaves, wychodząc z założenia, że brody po prostu były rzeczą w ówczesnym Izraelu powszechną. Podobnie, jak krótkie - a nie długie - włosy.
O "brodatości" Jezusa wie każde dziecko socjalizowane w kulturze chrześcijańskiej, ale nie od zawsze przedstawia się go w ten właśnie sposób. Przed VI w. naszej ery jego obraz nie był w żaden sposób ustalony. Przez długi czas w ogóle unikano jakichkolwiek przedstawień Jezusa: uważano, że byłoby to bałwochwalstwo.
W przedstawieniach z rzymskich katakumb z początków naszej ery Jezus zazwyczaj brody nie ma. Często natomiast wyposażany jest w atrybuty postaci z rzymskiej czy greckiej kultury. I tak na przykład w katakumbach rzymskiego mauzoleum Marcelina i Piotra przedstawiony jest jako Orfeusz, a w mozaice w "grobowcu Juliuszów" pod bazyliką św. Piotra w Watykanie - jako bóg Słońca Helios, o ile w tym przypadku mamy faktycznie do czynienia z wizerunkiem Chrystusa, co nie jest na 100 procent pewne. Przypomnijmy, że do tej właśnie wczesnochrześcijańskiej tradycji portretowania Chrystusa nawiązał Michał Anioł na słynnym fresku z Kaplicy Sykstyńskiej. Przedstawił tam Jezusa jako muskularnego, potężnego, herkulesowego wręcz młodzieńca. Po epoce Konstantyna, gdy chrześcijaństwo przestało być prześladowaną sektą, a stało się religią panującą w Imperium Rzymskim i państwach, które powstały na jego gruzach - zdarzało się, że przedstawiano Chrystusa jako potężnego władcę, często - jak na raweńskim wizerunku z V wieku - w wojskowym stroju.
Aleksamenos i jego bóg o oślej głowie
Jako o ciekawostce należy wspomnieć o graffiti z rzymskiego Palatynu, na którym ktoś szydzi z chrześcijanina o imieniu Aleksamenos. Możliwe, że szydzący i wyszydzany to rzymscy żołnierze. Na rysunku widzimy ukrzyżowanego człowieka z głową osła. Grecki podpis głosi: "Aleksamenosie, czcij swojego boga".
Każdy po swojemu
Rzymianie przedstawiali Chrystusa najczęściej dokładnie tak, jak większość ludów po nim - jako osobę o urodzie typowej dla własnego regionu. Na mozaice przedstawiającej chrzest Chrystusa, również z katakumb Marcelina i Piotra, Jezus wygląda jak rasowy Rzymianin.
Chrześcijanie z Bliskiego Wschodu - czyli w szerokim rozumieniu krajanie Jezusa - malowali Chrystusa takim, jakim według nich był - czyli na swój obraz i podobieństwo. Na bliskowschodnich przedstawieniach Jezus przypomina więc - jeśli chodzi o kolor skóry, oczu i włosów - rekonstrukcję Neave'a. Jest może nieco bardziej przystojny.
Ale o ile wierni kościołów lewantyńskich mieli podstawy uważać, że Chrystus wyglądał podobnie do nich, to przedstawiciele innych regionów świata po prostu sami tworzyli dla siebie obraz boga. Również na swój obraz i podobieństwo. Często chodzić mogło o wąski horyzont artystów - nie wyobrażali sobie oni po prostu świata innego, niż ich własny. Dlatego też na wielu obrazach również żołnierze rzymscy i tłum gapiów na Golgocie nosi stroje charakterystyczne dla epoki, w której powstawał wizerunek.
Jezus: prawdziwy Europejczyk
Jak przedstawiają Chrystusa Europejczycy - wiemy: wystarczy wejść do pierwszego lepszego kościoła. Jak wspomniano na początku tego artykułu - dominuje wizerunek kasztanowłosego brodacza o przyjemnej urodzie i jasnej cerze. Zdarzają się także wizerunki cokolwiek rudego Chrystusa (jak na irlandzkiej księdze z Kells), a także Chrystusa - blondyna.
Być może ich autorzy opierali się na teorii, którą sformułował w II w. Celsus, grecko-rzymski filozof niechętny chrześcijaństwu. Głosił on, nie bardzo wiadomo, na jakiej podstawie, że Jezus był nieślubnym synem Żydówki Marii i rzymskiego legionisty o imieniu Pantera (w oryginale "Panthera"). Według jednej z teorii Pantera ów miałby być służącym w rzymskich legionach Germaninem. Teoria ta była jedną z ulubionych teorii nazistów, którzy mieli słabość do tajemniczych legend i bajdurzeń, a echa jej można odnaleźć choćby w "Rozmowach z katem" Moczarskiego. Moczarski ze zdumieniem stwierdza, że Gruppenfuehrer SS Juergen Stroop, kat żydowskiego getta w Warszawie, naprawdę wierzy w germańskie pochodzenie Jezusa.
Czarny Jezus
W kościele etiopskim dominuje wizerunek Chrystusa czarnoskórego. Jego rysy twarzy to po prostu rysy charakterystyczne dla etiopskich wyznawców. Niektórzy czarnoskórzy wierni kościołów chrześcijańskich (głównie amerykańskich) również teoretyzują na temat afrykańskiego pochodzenia Jezusa odwołując się w swoich zawiłych wywodach do Nubijczyków, którzy jakoby mieli być pośród przodków Chrystusa. W ostatnich latach wizerunek czarnego Chrystusa pojawia się coraz częściej w popkulturze.
Tutaj jednak, jak się wydaje, sprawa traktowana jest z dystansem i chodzi w niej przede wszystkim o efekt, a nie o domaganie się jakiejkolwiek "dziejowej sprawiedliwości". Afroamerykanie śmieją się, że Jezus musiał być czarny. "Mówił do wszystkich >>bracie<< (stereotypowi amerykańscy Czarni zwracają się do siebie per "brother") i nie miał sprawiedliwego procesu"
Jako ciekawostkę potraktujmy fakt, że na Filipinach czci się - jak wierzą niektórzy, cudowną - figurkę "czarnego Nazarejczyka" przechowywaną w rzymskokatolickim kościele Quiapo w Manili. Kult ten przypomina jednak kult częstochowskiej "Czarnej Madonny". A nikt przecież w Polsce nie przekonuje, że Matka Boska była Murzynką.
Biały Jezus kontra reszta świata
Choć na świecie dominuje europocentryczny (a nie bliskowschodni) obraz Chrystusa - rozwieziony w najodleglejsze zakątki świata przez misjonarzy i utrwalony zachodnią popkulturą - to jednak niektórzy artyści chrześcijańscy w Azji - w Chinach, Korei czy Japonii - przedstawiają Chrystusa po swojemu. I tutaj - jak już wspomniano - nie chodzi o "rzetelność historyczną" - bo jej nie ma i w europejskim obrazie Chrystusa - ale raczej o zbliżenie osoby, którą chrześcijanie uznają za swojego zbawiciela do lokalnych wyznawców. Dlatego też w obu Amerykach spotkać się można z wyobrażeniami Chrystusa jako Latynosa czy nawet Indianina, a Hindusi ukazują czasem Chrystusa w pozie jogina.
Muzułmanie
Muzułmanie przedstawiają Jezusa (Isa) jako jednego z ważniejszych proroków, który jednak nie jest Bogiem ani jego synem. Wyobrażenia Jezusa w tej kulturze zdarzają się niezwykle rzadko, ponieważ Koran zakazuje tworzenia obrazów boskich stworzeń. Zdarzają się jednak miniatury (głównie perskie i tureckie), na których widzimy Jezusa i jego rodzinę niezbyt odbiegających strojem i wyglądem od lokalnego wzoru. W 2007 roku irański reżyser Nader Talebzadeh nakręcił film pt. "Jezus, duch boży" (znany też pod tytułem "Mesjasz"), w którym przedstawia islamską wizję życia Chrystusa. Nie ma tu mowy o żadnym ukrzyżowaniu: według muzułmanów Isa po prostu wniebowstąpił. Co ciekawe, grający Jezusa Ahmad Soleymani Nia ucharakteryzowany jest na człowieka o włosach jasnych, choć - cóż - o nie do końca identyfikowalnym, żółto-rudawym odcieniu przypominającym rozbite na głowie jajko.
Zobacz trailer filmu:
"Prawdziwy obraz" Jezusa
odbiciach" twarzy Jezusa wiązanych z chustą św. Weroniki, która miała otrzeć z potu i krwi twarz Chrystusa w drodze na Golgotę. Tych "prawdziwych obrazów" Chrystusa namnożyło się w chrześcijańskiej Europie dość dużo, tak więc można oglądać je m. in. w Wiedniu, w hiszpańskim Alicante, we włoskiej Genui, w klasztorze kapucyńskim w małej, środkowowłoskiej wiosce Manopello, czy samej bazylice św. Piotra w Watykanie. Specyficzną odmianą veraikony jest całun Turyński, który - mimo wielu ekspertyz datujących go na późne średniowiecze i wyjaśnień, w jaki sposób całun powstał - nadal przez wielu uważany jest za prawdziwy wizerunek Jezusa Chrystusa.
Chronowizor
Chętnych do zobaczenia "prawdziwej twarzy" Chrystusa nie brakuje. Zmarły w 1994 roku ksiądz Marcello Pellegrino Ernetti skonstruował aparat za pomocą którego - jak sam twierdził - zobaczyć można było przeszłość. Ernetti, jak sam twierdził, obejrzał w chronowizorze wiele wydarzeń z przeszłości, w tym - oczywiście - ukrzyżowanie Jezusa. Jako dowód pokazywał rzekomą fotografię, która miała przestawiać Chrystusa chwilę przed śmiercią. Mimo, że sprawa była szyta nićmi o grubości okrętowych lin, wiele osób wierzy do tej pory, że fotografia (opublikowana w niedzielnym wydaniu "Corriere Della Sera") jest prawdziwa, a chronowizor przechowywany jest w najbardziej sekretnych głębinach archiwum watykańskiego.