Jak się wożą polskie pany
Polacy wyżywają się na Wschodzie i wożą po nim, jak po swojej dawnej kolonii, bo mają kompleksy wobec Zachodu. I wygląda na to, że albo tego nie widzą, albo się tego nie wstydzą. Tyle, że obecna Polska to zupełnie inny kraj, który Wschód kolonizował. To Polska, która liczy ledwie kilkadziesiąt lat.
Stereotypowe postrzeganie Polski na zachód od naszego kraju jest dokładnie takie samo, jak polski stereotyp odnoszący się do krajów na wschód od nas. Ale Polacy, zamiast się zorientować w jakim idiotycznym znajdują się ustawieniu i nabrać do niego zdrowego dystansu - wyżywają się na biednym Wschodzie za to, jak sami biorą w tyłek na Zachodzie.
Polscy kibole pojechali - na przykład - do Wilna i pod Ostrą Bramą darli się, że "Polskie Wilno" (wyobraźcie sobie, swoją drogą, niemieckich kibiców krzyczących na wrocławskim rynku, że Breslau jest niemiecki, ileż by było płaczu i bicia się pięściami w narodowe klaty), a potem, już na trybunach, wywiesili na trybunach transparent z napisem "Litewski chamie, uklęknij przed polskim panem". Polscy narodowcy przyklasnęli kibolom: wystarczy poczytać komentarze pod medialnymi doniesieniami. Od razu podniosły się krzyki, że Litwini sami sobie winni, bo prześladują polską mniejszość, bo okupują polskie Wilno, bo Azja, a przede wszystkim - że w końcu "prawda historyczna", bo przecież Polak zawsze był "panem", a Litwin "chamem", więc niech się nie rzucają.
Słowem - Polska nacjonalistyczna wytoczyła cały swój arsenalik pretensji i klisz wobec wszystkiego, co leży na wschód od linii Curzona. I stosuje kolonialne myślenie wobec wschodu.
Cóż.
Współczesne Litwa i Polska to nie te same kraje, które tworzyły Rzeczpospolitą Obojga Narodów
Po pierwsze, sam fakt przynależności do polskiej etni, nie sprawia, że jest się panem, ale to banał. Po drugie, jeśli mowa o przekładaniu stosunku "pan" - "cham" na stosunki polsko-litewskie, to też nie bardzo, bo "panami" byli w Rzeczpospolitej zarówno ci, którzy uważali się za Polaków (Koroniarzy), jak i ci, którzy uważali się za Litwinów. Tyle, że, tak się składa, ani Litwa obecna nie jest Litwą z czasów starej Rzeczpospolitej, ani obecna Polska nie jest Koroną.
Oba kraje wykorzystują nazwy państw, z którymi, owszem, mają coś wspólnego, ale powoływanie się na dawne historyczne relacje między nimi jest dość zabawne, bo w przypadku Litwy, jak i Polski mamy do czynienia z - tak naprawdę - zupełnie innymi krajami. Litwa obecna to nie jest Wielkie Księstwo Litewskie, które było z Polską w Unii, i któremu terytorialnie i kulturowo bliżej byłoby do obecnej Białorusi, choć i tamten kraj rusyfikacja i łukaszenkizacja mentalnie mocno oddala od tradycji Wielkiego Księstwa.
Litwa obecna natomiast to państwo nawiązujące do języka i tradycji narodu, który, co prawda, podbił ruskie ziemie i nadał im swoją nazwę, ale był zbyt mało liczny, by nadać powstałej w ten sposób Wielkiej Litwie swoją tożsamość i rozpuścił się w niej, jak tureccy Bułgarzy w podbitych przez siebie Słowianach.
Inaczej jednak niż w Bułgarii, na Litwie zachował się zakątek,w którym przetrwał pierwotny język Litwinów, i obecna Litwa, mimo, że nie odcina się od tradycji Wielkiego Księstwa, to terytorialnie i kulturowo nawiązuje raczej do czasów sprzed Unii, gdy była dla Polski raczej utrapieniem i groźnym przeciwnikiem, a nie sojusznikiem, którego spolonizowano.
Litwin bywał panem, a Polak - chamem
A jeśli już Polacy bardzo by się uparli, żeby wypominać Litwinom, kto przez kilkaset lat był na Litwie panem, a kto chamem, to - cóż poradzić: szlachta Wielkiego Księstwa Litewskiego najczęściej uważała się za Litwinów właśnie, tyle, że nie widziała w tej swojej litewskości specjalnej odrębności kulturowej od polskości (choć od "koroniarskości" już tak).
Co więcej, żyli w Rzeczpospolitej posiadacze ziemscy uznający się za Litwinów, którzy "mieli" chłopów posługujących się językiem polskim.
No właśnie. Posługujących się językiem Polskim. Ale czy Polaków? Bo obecna Polska to też nie jest ta Polska z czasów I RP.
Trzon obecnego narodu polskiego tworzą nie ci bowiem, którzy uważali się za Polaków w czasach, gdy żyli w Rzeczpospolitej "panowie" i "chamy", tylko właśnie potomkowie tych chłopów, czyli "chamów", którzy owszem, dialektami polszczyzny się posługiwali, ale o tym, że są Polakami dowiedzieli się całkiem niedawno - jedni 150, a inni ledwie 70 lat temu.
1000-letnia Polska? Nie do końca...
Tak, tak, szlachty, tradycyjnego nośnika polskości, już u nas nie ma. Nasz naród jest nowy, młody. Liczy nie tysiąc, a kilkadziesiąt do stu lat.
Owszem, podpiął się pod starą, szlachecką Polskę, przejmuje jej etos i obyczaje, a nawet język (bo przecież tym właśnie było nagięcie chłopskich dialektów, do oficjalnego, "pańskiego" języka polskiego) - ale przejmuje je w wersji wulgarnej, uproszczonej, przejmuje to, co zrozumiał z tego, co przekazywała mu polska inteligencja.
Bo to w szkołach nauczono etnicznie polskich chłopów być Polakami, to w szkołach dokonano "przekazania polskości" od szlachty do chłopstwa.
Szlachta z Polski jednak zniknęła, i chłopi zostali w niej sami.
Tak, tak: obecny Polak jest potomkiem takich samych "chamów" jak Litwini. Niczym innym.
Polacy też musieli klękać
No, ale w porządku. Jeśli nawet założymy, że Polacy wymyślili sobie transparent wzywający "litewskiego chama" do klęknięcia przed "polskim panem" jako symbol niegdysiejszej polskiej dominacji kulturowej na Litwie, to też nie jest zbyt fajnie. Polacy sami wiele razy byli poddawani kulturowemu sado-maso i dominowani kulturowo przez Niemców i Rosjan, przy czym była to dominacja często skrajnie upokarzająca.
W tej sytuacji latanie po Wilnie i chwalenie się, że samemu się kogoś zdominowało przypomina radość z gwałtu dokonanego na słabszym przez kogoś, kto sam został wielokrotnie zgwałcony.
Gratulacje, kibice. Jeśli Polacy uważają, że ten, komu narzucano kulturę i cywilizację powinien klękać - to sami powinni uklęknąć. Bo Polacy, przykro mówić, sami również klękali. I nie są to epizody historii, którymi lubimy się chwalić.
Pamiętam, jak kiedyś jeden z polskich europarlamentarzystów rechotał wyższościowo przy okazji , że nazwa litewskiego Sejmu brzmi "dziwnie podobnie" do polskiego "Sejmu". Cóż, polski "burmistrz" brzmi dziwnie podobnie do niemieckiego "burgermeister", podobnie, jak "wójt" do "vogt", "sołtys" do "schultheiss", a rycerz do "ritter", i gdyby to Niemcy chcieli sobie pobyć podobnie protekcjonalni wobec nas, jak my bywamy wobec Litwy (Białorusi, Ukrainy), i gdyby ich logika była taka sama, jak logika polskich nacjonalistów - mogliby sobie na naprawdę wiele pozwolić: w Polsce aż tłoczno od miast pozakładanych na prawie niemieckim, budowanych bardzo często przez etnicznie niemieckich osadników, niemieckie pochodzenie mają słowa odnoszące się do systemowych rozwiązań państwowych, Niemcy są źródłem wielu sosownych w Polsce rozwiązań cywilizacyjnych bądź chociaż drogą przez którą one przechodziły... naprawdę, wpływ, jaki wywierano na nas jest o wiele większy, niż wpływ, który my wywieraliśmy na kogokolwiek. Tym bardziej, że i tak byliśmy głównie szlakiem "transferu myśli cywilizacyjnej" idącej na Wschód a nie jej źródłem.
Stereotyp "wschodniości" jak gorący kartofel
To samo dotyczy powszechnego stereotypu Wschodu. Jest on w naszym postrzeganiu tak samo "zacofany", "barbarzyński", "prostacki", "prymitywny", "zachlany", "brudny" i "rozbabrany", jak my jesteśmy "zacofani", "barbarzyńscy" itd. w oczach Zachodu.
Jeśli za powyższe cechy Wschód krytykujemy, to sami powinniśmy dążyć do pozbycia się ich od siebie. A czepianie się innych za to, co jest też naszym udziałem, jest właśnie jedną z tych "barbarzyńskich", "prostackich" i "prymitywnych" cech.
Słowem - Polacy gardzą Wschodem bo sami są pogardzani na Zachodzie. Odbijają sobie w prostacki sposób swoje kompleksy na Rosji, Ukrainie, Litwie i Białorusi za każdym razem, gdy usłyszą w Niemczech, że Polacy to złodzieje, w Anglii - że wyżerają łabędzie z miejskich parków, czy w Stanach - że są po prostu głupi i chleją wódkę jak porąbani.
Wtedy właśnie zaczynamy czepiać się mniej więcej tego samego u innych, tych na wschód od nas. Przerzucamy nasz własny stereotyp dalej, jak gorący kartofel.
Podejrzewam, że zdajemy sobie sprawę z tego, że tak to właśnie wygląda, ale z jakiegoś powodu jesteśmy zbyt mało narodowo dojrzali, żeby coś z tym zrobić. Bo przedkładamy nadal emocje nad rozsądek. A ta prymitywna emocja, to dresiarskie wyżycie się na innym za własne krzywdy, jest nam - widocznie - potrzebna.
Wstyd i obciach, "panowie szlachta".
Sarmaci, k***a.
Ziemowit Szczerek
P.S. No, chyba, że tylko tak sobie kibice napisali o tych "chamach" i "panach", żeby sprowokować kibiców litewskich, bo obrzucanie się błotem jest fajne i należy do cześci kibicowskiego etosu. To sory.