Pogoda
Warszawa

Zmień miejscowość

Zlokalizuj mnie

Popularne miejscowości

  • Białystok, Lubelskie
  • Bielsko-Biała, Śląskie
  • Bydgoszcz, Kujawsko-Pomorskie
  • Gdańsk, Pomorskie
  • Gorzów Wlk., Lubuskie
  • Katowice, Śląskie
  • Kielce, Świętokrzyskie
  • Kraków, Małopolskie
  • Lublin, Lubelskie
  • Łódź, Łódzkie
  • Olsztyn, Warmińsko-Mazurskie
  • Opole, Opolskie
  • Poznań, Wielkopolskie
  • Rzeszów, Podkarpackie
  • Szczecin, Zachodnio-Pomorskie
  • Toruń, Kujawsko-Pomorskie
  • Warszawa, Mazowieckie
  • Wrocław, Dolnośląskie
  • Zakopane, Małopolskie
  • Zielona Góra, Lubuskie

Henryk Martenka: Ślepy zegarmistrz z ulicy Wiejskiej

I kto by pomyślał... Rząd zgodził się, by naukowcy mogli mieszać geny! Wbrew Bogu i naturze! W probówce mogą od dziś łączyć gen żabki z genem biedronki. I co może z tego wyjść? Co najwyżej sklep dyskontowy.

/AFP

Na pewno nie żaden chrześcijanin, tylko komórka macierzysta służąca leczeniu chorób dziś jeszcze nieuleczalnych. Ale nie lękajcie się... Zgodę na taki proceder wydał rząd Jej Królewskiej Mości, a nie jegomości Kaczyńskiego. Ten by w ogóle nie wydał zgody, nawet gdyby nie był zajęty pakowaniem manatków przed wyborami, gdyż nie było w tym gabinecie nikogo tak odważnego, kto by zatelefonował z taką informacją do Torunia. Ale czemu czepiam się chłopaków z naszego puebla?

Otóż patent ogłoszony w Wielkiej Brytanii przez tamtejszych genetyków ma jednoznaczne polskie korzenie. Jak doniósł nasz londyński korespondent, pierwowzorem metody mieszania genów był rozwiązany w piątek polski parlament! To tu brytyjscy naukowcy zaobserwowali niezwykłą w skali świata ruchliwość genową, która zaczęła rodzić twory rzadsze niż straszliwa ryba z Loch Ness. Geny zaczęły łączyć się w pary, potem trójkąty, czworokąty i tak dalej, w sposób nieznany ani Darwinowi, ani Miczurinowi, o mało jeszcze znanym genetyku Suskim nie wspominając. Ten ostatni bowiem, w rewolucyjnym zapędzie wyodrębnił gen patriotyzmu, co naukę niemiecką natchnęło do poszukiwania genu oszczędności, zaś rosyjską - genu trzeźwości. Dziś gazety się rozpisują o niejakim Craigu Venterze, ponoć najlepszym genetyku świata, który odczytał kod genetyczny własnego organizmu. Cienias... Gdyby był Polakiem, teczkę z kodem - i to niejednym! - przysłałby mu Instytut Pamięci Narodowej. Za zaliczeniem pocztowym, naturalnie. W Polsce mniej liczy się kod, ważniejszy jest kot.

Mieszanie (ale nie wstrząsanie!) ideologii, moralności i biologii musiało zaimponować zapóźnionym w rozwoju Anglikom. Wszak wszyscyśmy usłyszeli z ust Jacka Kurskiego, że to oczywiste, bo to dopiero PiS wyprowadził Polskę z cywilizacyjnych peryferii. Zresztą Kurski własnym jestestwem zaświadczył o cudzie, łącząc w sobie geny posła i bulteriera. Cud jednak w tym przypadku nie zostanie uznany przez Watykan, gdyż Roman Giertych, brawurowa mutacja genów kuca i kloca dębowego, dowiódł publicznie, że Kurski łże jak pies. Może więc w tym przypadku, gdy mieszały się geny Kurskiego, zaistniała jakaś nieszczęśliwa sytuacja, jak w filmie "Frankenstein"? Zamiast genów wyłącznie pozytywnych zmieszały się w nim także te złe, fałszywe? Bo skąd się nagle wzięło imię, skandowane w Sejmie na widok Kurskiego: "Oszust! Oszust!".

Geny wędrują po Sejmie RP wzdłuż linii foteli, a więc wzdłuż podziałów politycznych. To specyfika polska. Niezmienny u danego osobnika kod DNA mógł ulec radykalnej modyfikacji. W jednym momencie! Taka była kreacjonistyczna logika PiS-u i koalicjantów. O mało co nie wprowadzono do szkół nauki o smokach i zaklętych księżniczkach.

Pamiętamy Kazia Marcinkiewicza? Jego geny, niewinne jak uśmiech nażartego dziecka, umożliwiły mu objęcie stanowiska premiera rządu IV RP. Ale jeden ruch "ślepego zegarmistrza" (jak nazywa ewolucję Richard Dawkins), w jego roli Jarosław Kaczyński, sprawił, że genom Marcinkiewicza prysł jak bańka z szarego mydła. W piątek gość miał kod właściwy dla prezesa Rady Ministrów, a w sobotę już tylko odpowiedni dla fordansera na kinderbalu. Albo "etażowy" z Marriotta, Janusz Kaczmarek jako taki? W środę - swój człowiek, z genami czystymi jak zad kobyły Jagiełły, w czwartek trzask - prask! i koniec balu, panno Lalu. Okazało się, że to komuch z układu, a taki, jak wiadomo, genów nie ma. Bywa też odwrotnie, zapaskudzony genom towarzysza Jasińskiego z woli "ślepego zegarmistrza" został odwirowany, oczyszczony i doprowadził gościa na stanowisko ministra skarbu. Ale bywa też głupio, gdy zmutowane geny decydentów degenerują się i skutkują namacalnymi efektami, jak odcinek autostrady długi na 500 metrów, albo premiami motywacyjnymi dla pielęgniarek w kwocie 1,30 zł miesięcznie. Chociaż, jest w tym jakiś sens. Siostry mogą dzięki temu uiścić opłatę i śmignąć półkilometrową autostradą...

Nie wszyscy w Sejmie poddali się nieuchronnej ewolucji. Osiłki z Samoobrony, intelektualnie prawie jak wszyscy pozostali, postanowiły własnoręcznie zamieszać genami, za co odpowiedzialnym został brutalny impotent Łyżwiński. Gość miał znajomości w terenie i darmowy dostęp do rozległego genomu. Niemoc w dostosowaniu się do środowiska spowodowała, że cała formacja znalazła się na skraju wyginięcia, jak kiedyś grube ptaki dodo. Przypadek tej samoobrony opisał już Karol Darwin, co jego wprowadziło do historii, a Samoobronę do paki.

Majstrowanie przy genach nie zawsze owocuje udanym klonem. Gdybyśmy zamiast półtysiąca dobrze opłacanych baranów mieli tyleż samo owieczek Dolly! Korzyść przynajmniej jakaś by była. A tak, trzeba było żywot mutantów przerwać. Dokonać aborcji na żywym ciele Parlamentu. Sami sobie zgotowali ten los.

henryk.martenka@angora.com.pl

Angora

Zobacz także