Pogoda
Warszawa

Zmień miejscowość

Zlokalizuj mnie

Popularne miejscowości

  • Białystok, Lubelskie
  • Bielsko-Biała, Śląskie
  • Bydgoszcz, Kujawsko-Pomorskie
  • Gdańsk, Pomorskie
  • Gorzów Wlk., Lubuskie
  • Katowice, Śląskie
  • Kielce, Świętokrzyskie
  • Kraków, Małopolskie
  • Lublin, Lubelskie
  • Łódź, Łódzkie
  • Olsztyn, Warmińsko-Mazurskie
  • Opole, Opolskie
  • Poznań, Wielkopolskie
  • Rzeszów, Podkarpackie
  • Szczecin, Zachodnio-Pomorskie
  • Toruń, Kujawsko-Pomorskie
  • Warszawa, Mazowieckie
  • Wrocław, Dolnośląskie
  • Zakopane, Małopolskie
  • Zielona Góra, Lubuskie

Henryk Martenka: Ryba bierze

Bohaterem ostatnich dni jest pewien anonimowy, bohaterski rodak, który bykom się nie kłaniał. Żeby dowieść stanu swej odwagi, jak i - nie bójmy się tego słowa - rozumu, pojechał nasz bohater do Pampeluny w Hiszpanii.

/AFP

Tam, co roku, setki takich jak on herosów zjeżdżają się, by wziąć udział w ulicznym biegu przed cwałującymi i mocno wkurzonymi bykami. Lipcowa zabawa w Pampelunie powinna zostać oficjalnie nazwana I etapem Nagrody Darwina, przyznawanej osłom, którzy wysiłkiem własnym oczyszczają ludzkość z przygłupów. Byk, z którym spotkał się nasz rodak, nie zważał ani przez moment, że gość, któremu właśnie urywa mosznę z zawartością, jest synem wielkiego narodu, ojczyzny papieża. Byk miał to po prostu w dupie. A bohater leży teraz pozszywany, pod kroplówką, ale kto widział kiedyś polskiego bohatera zwycięskiego, zdrowego i w jednym kawałku?

Urywanie moszny w Pampelunie stało się niespodziewanie metaforą całego lipcowego tygodnia w Polsce, w którym nastroje polityczne były równie frenetyczne, jak na ulicach Pampeluny. Nie było bowiem dnia w Warszawie, by komuś ktoś nie próbował urwać moszny. Najpoważniejszym pacjentem został naturalnie Andrzej Lepper, którego premier-ordynator IV RP okaleczył radykalnie i bez znieczulenia. Tak to wyglądało od początku tej żałosnej afery, a z upływem czasu nabrało jeszcze bardziej radykalnego wyglądu. Jądra wicepremierowi wyrwał szwagier prezydentowej, ponieważ wicepremiera miał już dość. Poza tym służby donosiły, że choć Lepper jeszcze nie dał się skorumpować, to jednak skorumpować się mógł. Przy okazji ów szwagier sprawdził swą najmocniejszą służbę tajną, która, by spenetrować najważniejsze walory wicepremiera, posłała nań minihelikopter. Poważnie, w kraju, w którym chirurg z II stopniem specjalizacji zarabia tyle, co zbrojarz-betoniarz, chłopcy z tajnych służb bawią się drogocennymi aparatami tylko po to, by urwać mosznę jakiemuś watażce spod Darłowa. Ale jaja!

Brawurowa akcja służb państwowych przeciwko urzędującemu wicepremierowi (w literaturze nazywa się to zamachem stanu) wywołała silne i barwne emocje koalicjantów. Krążący w okolicach Darłowa, a wysłany w celu inwigilacji wicepremiera helikopter podsłuchowy, najpierw wytrącił z równowagi wicepremiera Gosia, który - też pochodząc z tych samych prastarych, słowiańskich okolic - przeraził się własnych myśli, sądząc, że to na niego Kamiński wysłał latające diabelstwo. Ale okazało się, że nie. Niemniej Gosiu tak się zdenerwował możliwością utraty moszny, iż spontanicznie - choć jakże banalnie - sypnął na zebraniu partyjnym, że Ryba bierze! I to spowodowało, że misterna, tajna intryga, jaką Centralne Biuro Antykorupcyjne pracowicie snuło od stycznia wokół Leppera i całego Ministerstwa Rolnictwa "spłonęła" na panewce jak stodoła w Krośniewicach. Lepper, pogromca komorników i niszczyciel zagranicznych zbóż, natychmiast wyczuł, że pląsa po polu minowym. Tylko pojąć nie mógł, kto mu te miny w pole powtykał...

Podobny lęk, który strwożył mocarnego Gosia, dotknął Wielkiego Konia koalicji - Romana Giertycha. Ktoś usłużny, ponoć z ZNP, szepnął na mieście, że i na niego jest wyrok. Giertych, adwokat i nauczyciel, jak się tytułuje, napisał dramatycznym listem do prezydenta wszystkich Polaków, że tak nie może być! Nie można wicepremierowi moszny urywać bez dowodów i bez winy. Wicepremier, trzeci już do imentu znerwicowany, popadł w takie wibracje umysłu, że padł mu dysk i pamięć operacyjna. W rozmowie z Moniką Olejnik nie tylko Wielki Koń, Który Mówi pomieszał Sienkiewicza z Konopnicką, ale i szkapę pomylił z ogierem. Tylko skrajny szok, w jaki popadł Roman G., tłumaczy, że poczciwą kobyłę pomylił z Łyskiem z pokładu Idy. Chłopską szkapę z podziemnym zwierzem górniczym?! Dobrze, że są wakacje i dzieciarnia siedzi przy piwie, bo ministra edukacji zabiłaby swym perlistym, niewinnym śmiechem.

Piękny umysł premiera Jarosława Ka. jednym mistrzowskim posunięciem wprawił w śmiertelną palpitację trzech wybitnych mężów stanu. Cała trójka wicepremierów, której grunt się spod nóg usunął, omal nie oddała z przerażenia ducha Panu, gdyż ich wypadnięcie z orbity publicznej jest rodzajem eutanazji. Nieodwracalnej i ostatecznej. A urwana moszna, choćby nie wiedzieć w jak bolesny sposób, mimo wszystko daje szansę na ciąg dalszy. Choćby i taki wysoko śpiewany jak u Stefana Stuligrosza.

henryk.martenka@angora.com.pl

Angora

Zobacz także