Henryk Martenka: Iluzjoniści
Rysunek Henryka Sawki w "Życiu Warszawy", grubą kreską ciągnięty, przedstawia dwóch facetów. Pierwszy, gapiąc się w telewizor, mówi: "Premier powiedział, że nie będzie podatku katastralnego". Drugi gość na to: "To znaczy, że będzie". Z tezą rysownika-satyryka, że premier kłamie, absolutnie się nie zgadzam.
Premier Jarosław Kaczyński nie jest kłamcą. I jego brat Lech nie jest kłamcą. I pisowski dwór braci bliźniąt nikomu nie kłamie. Wszyscy są ludźmi uczciwymi i prawdomównymi. Oni tylko inaczej - niż reszta - postrzegają rzeczywistość. Inaczej widzą proporcje rzeczy, w innych kolorach widzą świat. Psychiatria zna tę przypadłość, wcale nierzadką i dotykającą nie tylko polityków.
W codziennej aktywności władz państwa widać niepokojącą liczbę objawów, które medycyna określa jako zaburzenia spostrzegania. Najczęstszym symptomem są iluzje patologiczne, co oznacza zniekształcenie widzenia ludzi i przedmiotów. Opinia publiczna twierdzi: Polska ma beznadziejnego ministra spraw zagranicznych. Premier (a za nim niesie echo z Pałacu Prezydenckiego) odpowiada: "Pani Fotyga to doskonały minister!". "Odzyskaliśmy MSZ!" - radował się swego czasu Jarosław Kaczyński, ale spece od spraw międzynarodowych twierdzą, że owszem, mamy MSZ, ale tylko jako budynek w alei Szucha. Premier (a za nim niesie echo z Pałacu Prezydenckiego) przekonuje, że szczyt w Brukseli to niewątpliwy sukces, choć opinia europejska i nasza, krajowa, studzi naokoło kubłami zimnej wody. "W Brukseli straciliśmy twarz" - tytułuje swój komentarz prorządowy dziennik "Rzeczpospolita". "Stosunki z Niemcami wcale nie są złe" - jest przekonany prezydent Lech Kaczyński. "Rzadko kiedy były gorsze" - zgodnie narzekają eksperci i politycy, polscy i zagraniczni.
Premierowi szczególnie doskwiera depersonalizacja. To objaw polegający na poczuciu zmiany własnej osoby. Raz premier gniewnie woła: "Nie będzie rozmawiał z przestępcami" (to o pielęgniarkach), a za chwilę siada do stołu z koalicyjnym wicepremierem Lepperem, by podpisać z nim aneks umowy koalicyjnej. Lepperem skazanym za przestępstwa przez sąd. "Ustanowimy wreszcie solidarne państwo" - deklarował nie tak dawno Jarosław K. "Gdyby moje biuro okupowali mężczyźni, a nie wy, już byłoby po sprawie" - elegancko pogroził pielęgniarkom ten sam gość.
Choroba psychiatryczna nie jest zakaźna, zatem wychodzi na to, że obecnie rządzący Polską mają ją w genach. Halucynacje, kolejny objaw, słychać w deklaracjach wspomnianej minister spraw zagranicznych. "Wiąże nas z Unią Europejską umowa dżentelmeńska, która sprawia, że traktat z Nicei daje nam fory na dwa kolejne lata". "Ta umowa - odpowiada na omamy p. Fotygi publicysta Rafał Ziemkiewicz - pozwala nam jedynie prosić, bez gwarancji, że cokolwiek uzyskamy...".
Metamorfopsja, następny objaw choroby, to zaburzenia proporcji otaczającej rzeczywistości. Rozpoznawana jest głównie u wicepremiera Gosia, małego wielkiego człowieka rządu Jarosława Kaczyńskiego. To Gosiu w stepie świętokrzyskim wzniósł kolejowy peron swego imienia, to on na przedmieściach Kielc widzi już wielki port lotniczy na miarę naszych czasów. Tylko Gosiu dorównuje mężom stanu z Wybrzeża Kości Słoniowej, którzy na afrykańskiej sawannie wznieśli świątynię dwa razy większą od Bazyliki św. Piotra.
Złudy pamięciowe to stan, kiedy chory nie do końca jest pewien przeżywania zjawisk. Przypomnijmy sobie partyjne akty strzeliste o nową jakość w polskiej polityce. Polityków uczciwych, etycznych, moralnie i obywatelsko nienagannych i popatrzmy, co jest. Nie ma usprawiedliwienia Panie Premierze, choć owe złudy pamięciowe tłumaczą wiele...
Halucynoidy to epizodyczne doznania, które często dostrzegamy w działaniach Zbigniewa Ziobry i Aleksandra Szczygły. Gniewne wyroki, rzucane przez Ziobrę mają zastąpić sądy, dowody i prawdę. Przykład warszawskiego doktora uznanego przez ministra a priori za zabójcę to podręcznikowy przykład, z którego uczyć się będą studenci. Z kolei minister wojny Szczygło przysięga, że nasi wojownicy w Afganistanie są świetnie uzbrojeni. "Owszem - pisze matka żołnierza - jak sami kupią sobie kamizelki kuloodporne, celowniki, magazynki".
Liga Polskich Rodzin, koalicjant pożądany jak alergia, popadła w psychozę z nieznanego bliżej powodu. Mimo politycznego bytu całkowicie zależnego od PiS-u - hałaśliwie domaga się zmiany wyniku szczytu brukselskiego, uznając go za przegrany, choć całkowicie kłóci się to z propagandą PiS-u, głoszącego, że to niekwestionowany sukces Polski. Ale w polskim cyrku Liga to tylko stary, żałosny klaun. Brawa widowni zbierają ciągle iluzjoniści.
henryk.martenka@angora.com.pl