Piotrowa Barka na Piątej Alei
Nowojorska Piąta Aleja, serce Manhattanu i jedna z najbardziej zatłoczonych i zabieganych ulic Nowego Jorku. Turyści pędza od sklepu do sklepu. Na rogu 51. ulicy stoi katedra. Najpiękniejsza w New York City.
Już wcześniej zawitała do niej Matka Boża Częstochowska. Niejednokrotnie też Jan Paweł II stąpał po jej kamiennej posadzce, zarówno jako kardynał, jak i papież. W niedzielę 3 kwietnia zaśpiewaliśmy i Jej i Jemu "Czarną Madonnę". Na koniec ktoś zaintonował, jak zawsze spontanicznie - "Góralu, czy Ci nie żal". Tym razem nie miał kto odśpiewać, a odpowiedź podyktowały polonijne łzy.
Podczas gdy od Franciszkańskiej po Krakowskie Przedmieście, Krzeptowski i Częstochowskie Aleje rzeki rodaków płynęły do kaplic i kościołów, w Stolicy Świata, jak zwykł Nowy Jork nazywać Jan Paweł II, tłumy Polaków zjawiły się na Mszy św. za Jego duszę w przepięknej katedrze św. Patryka. Msza św., będąca inicjatywą o. Krzysztofa Wieliczki, swoistego opiekuna duchowego Polonii Amerykańskiej, i kard. Edwarda Egana - arcybiskupa Nowego Jorku, zgromadziła tak wielu wiernych, że połowa przybyłych stała na zewnątrz katedry, co rusz wyciągając parasole w ten smutny wiosenny dzień. Szczególne było to święto Miłosierdzia Bożego dla wszystkich tych, którzy tak doskonale rozumieli tęsknotę Ojca Świętego za ojczyzna, którzy nie tylko dla Niego, ale i dla siebie intonowali podczas Jego pielgrzymek "Góralu, czy Ci nie żal". Łykając łzy, zaintonowali też teraz tę pieśń na koniec tej szczególnej celebracji życia Ojca Świętego. Celebracji życia, ponieważ, dzięki ks. Wieliczce Msza ta stała się właśnie świętem życia, nie śmierci i smutku. Choć trzeba przyznać, ze już pierwsze chwile w długiej kolejce, która ustawiła się do katedry, były pełne wzruszeń, bo choćby usłyszeć ojczysty język w tak szczególnych chwilach dla narodu, choćby ujrzeć jakby znajome Polskie twarze, ujrzeć papieskie lub biało-czerwone flagi w rekach wiernych. - to już szkli oczy, to ściska gdzieś głęboko w sercu. Tyle, że tego dnia flagi nie powiewały już frywolnie jak zwykle - tego dnia spoważniały jakby pod ciężarem czarnych wstążeczek je opasających.
Dorota Karolak przyniosła bardzo szczególną biało-czerwoną flagę - po Mszy św. papieskiej i jeszcze wiele dni później ozdabiała ona ołtarz jednej z najbardziej znanych katedr na świecie, stojąc na straży obrazu Najwspanialszego Polaka wraz z bukietem biało-czerwonych róż. Pani Dorota przyszła na Mszę ze swoimi córkami: "przez tę flagę chciałam pokazać naszą polskość, szkoda, że tak mało tych flag tutaj...nie tak dużo jak na pielgrzymkach, które pamiętam od najmłodszych lat. Nigdy nie zapomnę, gdy w białych sukieneczkach stałyśmy tuż po Pierwszej Komunii Świętej kilka kroków od Papieża".
Pani Dorota od 11 lat jest w Nowym Jorku, ale, jak mówi, zawsze śledziła Papieskie pielgrzymki do Ojczyzny i swoim dzieciom, które zapewne niewiele więcej poza wielkim smutkiem ich mamy po odejściu Ojca Świętego będą pamiętać, będzie nieustannie starała się przedstawiać Jana Pawła II jak członka rodziny, jak najbliższego sercu. Wydawało się, ze w tym niezapomnianym dniu stanowiliśmy właśnie taką polską rodzinę, odgrodzoną murem modlitwy od najbardziej komercyjnej ulicy Nowego Jorku, gdzie tłumy Amerykanów i zagranicznych turystów przemykały z torbami zakupów. Wśród tłumu czekających na wejście do katedry usłyszałam jednak Amerykanina. Spytany, czy mówi po polsku, odpowiedział, że rozumie tylko odrobinę. Dlaczego wiec znalazł się na polskiej Mszy? "Moja dziewczyna jest Polką - odpowiedział.- A nawet urodziła w Wadowicach. I to 18 maja!". Pani Małgorzata Dobkowska, o której mowa, przytaknęła i opowiedziała, jak to kard. Wojtyła towarzyszył jej od najmłodszych lat: "Pamiętam jak był z nami, gdy przygotowywałam się do Pierwszej Komunii Świętej. Moja siostra przyjmowała od ks. Wojtyły sakrament bierzmowania". " A jak byli dziećmi, rozdawał im cukierki w kościele" - dodaje Allen Twigg, przyjaciel Pani Małgorzaty.
Spytałam Allena, czy jego podejście do Papieża zmieniło się, gdy poznał Małgorzatę.
"O tak, chociażby dlatego, że byłem w Polsce już 6 razy, odkąd się poznaliśmy. Byliśmy kilkakrotnie na Jasnej Górze. To takie niesamowite, cudowne miejsce, obraz Matki Bożej jest wprost powalający. Nie mogę się doczekać naszej kolejnej podróży do Polski, już za dwa tygodnie".
Tu, w Nowym Jorku, tęsknota i smutek powiększone są z pewnością o ocean, dzielący nas od bliskich. Wielka woda oddzieliła nas od Ojczyzny w czasie, na który mimo choroby Ojca Świętego nikt tak naprawdę do końca nie był przygotowany ani tam, ani tutaj. Pani Dorota chciałaby być teraz w Rzymie, mnie oczy szklą się, gdy pomyślę o modlitwach moich przyjaciół studentów pod słynnym oknem w Krakowie, czy w kościele św. Jacka w Warszawie. Ukojenie jednak, po wzruszającym odśpiewaniu "Czarnej Madonny" na początku Mszy św., przyszło dopiero podczas kazania ks. Krzysztofa. Kojące, bo bardzo polskie, pełne ciepłych słów miłości: "Trudno jest mówić, kiedy serce płacze - nasz ból jest świadectwem jak bardzo kochamy go wszyscy... Nasz ukochany Ojciec Święty Jan Paweł II odszedł do wieczności, dziękujemy za jego 27 lat pontyfikatu, za jego miłość, za nadzieję (...) Wierzymy, ze spotkamy się z ukochanym Ojcem Świętym u tronu Jezusa Zmartwychwstałego". Nic nie mogło powstrzymać łez, które same cisnęły się do oczu, gdy w drodze do Komunii Świętej próbowaliśmy zaśpiewać "Barkę". Myśli przywoływały wtedy obrazy morza złoto - białych flag pod Jasnogórskim Szczytem. Tu, w sercu Manhattanu, chór młodzieży zaśpiewał ABBA OJCZE. Ojcze, który patrzysz juz na nas z nieba, ze stolicy innego świata. Patrzysz na osierocony naród, którego dzieci i tu, w Stolicy Świata, przyszły do św. Patryka pomodlić się wśród łez za Twoją Duszę. I każdy ze zgromadzonych odczuł chyba, że gwar i szum tłumu i pędzących żółtych taksówek ucichł jakby na tą szczególną uroczystość.
Po Mszy św. zapytałam kapłana, o czym pomyślał na wieść o śmierci Ojca Świętego odpowiedział: - Co dał światu - odpowiedział - a uczył, jak dawać Miłość i jak ją otrzymywać. A poza tym, o jakiej śmierci mówimy? Przecież on żyje!
- W naszych sercach?
- Przede wszystkim w naszej wierze chrześcijańskiej...
A wiec, podążając za słowami kapłana, to początek nowego rozdziału nie tylko dla nas, Polaków, zarówno tych w kraju, jak i tych rozrzuconych po całym świecie. Nas tu, w Nowym Jorku, rodaków we Francji, Niemczech, Korei czy Australii. Rodaków Człowieka, który zmienił losy świata, który odnowił oblicze Ziemi nie tylko tej od Baltyku po Tatry, ale tej od Lizbony przez Ural po Nowy Jork, gdzie w niedzielę, zarówno za sprawą o. Wieliczki, jak i pełnego gościny dla polskich zbolałych serc kard. Edwarda Egana, mogliśmy zacumować swoją barkę, mimo że nie ma już Kapitana.
Paulina Drapała
Tygodnik Katolicki "Niedziela"