Są starsze od Putina. Rosjanie wysyłają czołgi na front
Rosyjskie czołgi T-54 i T-55, czyli modele, których produkcja rozpoczęła się zaraz po zakończeniu II wojny światowej, mogą trafić na front. Według ukraińskiej agencji Unian Rosjanie mają poważne problemy z modernizacją pojazdów pancernych i sięgają do magazynów po przestarzałe modele.
Przed napaścią Rosji na Ukrainę uważano, że Moskwa dysponuje największą liczbą czołgów na świecie. Jednak w walkach ponosi ogromne straty w sprzęcie, a eksperci twierdzą, że z powodu sankcji nie da się szybko remontować zniszczonych maszyn.
Niektóre elementy wyposażenia, zwłaszcza elektronika, są z powodu nałożonych przez Zachód sankcji kupowane nielegalnie, co znacznie spowalnia cały proces. Dlatego - twierdzi agencja Unian - spośród uszkodzonych pojazdów do walk wraca zaledwie jedna trzecia z zapowiadanych przez Kreml 800 jednostek rocznie.
Czołgi starsze od Putina
Dodatkowo sporo czołgów trafiło na front ze starych magazynów bez przygotowania i modernizacji. "Takie pojazdy z reguły 'odpadają' w ciągu 1-3 tygodni eksploatacji nawet bez ostrzału" - powiedział agencji Unian ekspert wojskowy Nikołaj Sałamacha.
Dlatego Moskwa zmuszona jest sięgać po coraz starsze maszyny. Magazyny bazy rezerwowej na Dalekim Wschodzie zaczęły opuszczać czołgi T-54 - twierdzi agencja, powołując się na analityków z Conflict Intelligence Team. Produkcję T-54 rozpoczęto w 1945 roku, zakończono - niemal 60 lat temu, czyli kilka lat przed urodzeniem prezydenta Rosji Władimira Putina.
Od początku inwazji rosyjskie siły korzystały z T-62 (produkowano je w latach 1963-1978), ale po raz pierwszy z magazynu pobrano czołgi T-54/55.
***
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!
INTERIA.PL/PAP