Doniesienia z południowej granicy Stanów Zjednoczonych nie schodzą z czołówek amerykańskich mediów. Dzień w dzień pokazywani są ci, którzy próbujące dostać się do Ameryki, forsując zasieki z drutu kolczastego czy Rio Grande. W grudniu amerykańskie służby imigracyjne niemal każdego dnia odnotowywały 10 tysięcy prób nielegalnego przekroczenia granicy. To rekord. Tak źle nigdy jeszcze nie było. Przybywa też osób będących na amerykańskiej liście osób z powiązaniami terrorystycznymi, które usiłowały dostać się nielegalnie do USA. Równocześnie tak blisko, a zarazem tak daleko nie byli politycy od przyjęcia zmian w prawie imigracyjnym. Politycy na Kapitolu zarzekają się, że chcą w tej sprawie współpracować i apelują o jedność ponad podziałami. Słowa w czyny trudno jednak zamienić, bo przecież za dziewięć miesięcy wybory prezydenckie, a mało który temat nadaje się tak świetnie do prowadzenia kampanii wyborczej jak nielegalna imigracja. USA: Kongres imigracją podzielony W październiku ub. roku prezydent Joe Biden przesłał do Kongresu prośbę o dodatkowe 14 miliardów dolarów na wzmocnienie granicy. Za te pieniądze miało być zatrudnionych 1000 dodatkowych funkcjonariuszy straży granicznej, kupiony sprzęt do wykrywania nielegalnych substancji (chodzi przede wszystkim o fentanyl, który co roku zabija dziesiątki tysięcy Amerykanów). Dodatkowe środki miały usprawnić także działanie sądów imigracyjnych, które rozpatrują wnioski azylowe. Chociaż na granicy jest kryzys, Kongres na razie nie pochylił się nad prośbą prezydenta. Trwają za to nieustannie negocjacje nad projektem reformy systemu imigracyjnego. Senat, jak twierdzą negocjatorzy z jednej i drugiej strony sceny politycznej, jest tuż przed wypracowaniem kompromisu. Senacki projekt nie ujrzał jeszcze światła dziennego, ale są przecieki na temat tego, co się w nim znajduje. Jednym z kluczowych zapisów ma być ten pozwalający prezydentowi na zamknięcie granicy, gdy z pięciu dni średnia liczba nielegalnych przekroczeń granicy wyniesie 5 tysięcy. Zamknięcie granicy nie byłoby odsyłaniem wszystkich z kwitkiem i zabarykadowaniem wjazdu do USA, - oznaczałoby, że chcący ubiegać się o azyl nie mogliby tego zrobić do czasu, aż liczba nielegalnych prób spadłaby do 3750 dziennie. Kompromisowy projekt najprawdopodobniej będzie głosowany w Senacie w przeszłym tygodniu, ale już wiadomo, że nie poprze go Izba Reprezentantów. Joe Biden obiecuje: Zamknę granicę Republikanin Mike Johnson, spiker Izby Reprezentantów, chociaż projektu nawet nie wdział, a tym bardziej nie czytał, zapowiedział, że jest on nie do przyjęcia dla republikanów w Izbie, bo jest zbyt liberalny i problemów nielegalnej migracji nie rozwiąże. Johnson, przemawiając w Kongresie grzmiał, że demokraci wymagają od amerykańskich podatników, by godzili się na wydawanie setek milionów dolarów na edukację, mieszkania i programy dla nielegalnych imigrantów, czyli dla ludzi, którzy świadomie złamali amerykańskie prawo. Spiker Johnson dla pełności obrazu mógł dodać, że miliony nielegalnych migrantów pracujących w USA płacą tam podatki. Według Amerykańskiej Rady Imigracyjnej w 2019 roku nielegalni migranci zapłacili prawie 19 miliardów dolarów podatków federalnych oraz niemal 12 miliardów dolarów podatków lokalnych i stanowych. Tych danych jednak spiker Johnson nie podał. Mówił o przemycie fentanylu, o terrorystach przenikających bez problemu do USA, o gangach siejących postrach w amerykańskich miastach i o prezydencie, który nic nie robi by zagwarantować Ameryce bezpieczeństwo oraz zatrzymać inwazję na granicy z Meksykiem. Johnson tłumaczył także, że Joe Biden nie wykorzystuje do opanowania sytuacji przysługujących mu prerogatyw. Prezydent twierdzi jednak, że to co mógł zgodnie z prawem zrobić, już zrobił i teraz czeka, aż Kongres uchwali nowe rozwiązania. "Ponadpartyjny projekt byłby dobry dla Ameryki i pozwoliłby na naprawienie systemu migracyjnego. Dałby mi także jako prezydentowi prawo do zamknięcia granicy, do czasu aż sytuacja zostałaby opanowana. Gdyby projekt był już dzisiaj prawem, to zamknąłby granicę natychmiast" - napisał w oświadczeniu Joe Biden. Republikanie uważają jednak takie wezwania Bidena za czystą hipokryzję, bo jak tłumaczą, gdyby prezydent chciał, to dawno temu mógł już zamknąć granicę. Sprawa nie jest jednak taka prosta. W 2019 roku Badawczy Serwis Kongresu w przygotowanym opracowaniu o granicy zaznaczył, że zapisów wprost dających prezydentowi takie prawo nie ma. Donald Trump wkracza do akcji. Straszy kryminalistami i obłąkanymi Migracja jest drugim, po gospodarce, najważniejszym tematem dla wyborców w USA. Donald Trump doskonale o tym wie. Wie także, że w sprawie walki z nielegalnymi imigrantami to jemu Amerykanie ufają bardziej. 52 proc. badanych i to w stanach kluczowych dla wyniku wyborów prezydenckich mówi, że to Trump zatrzyma falę nielegalnej imigracji. Za Bidenem w tej sprawie wierzy zaledwie 30 proc. badanych. Tak pokazuje najnowszy sondaż dla Bloomberga, z którego wynika także, że aż 61 proc. badanych uważa, iż za kryzys na granicy odpowiada Joe Biden. To informacje fatalne dla urzędującego prezydenta ubiegającego się o reelekcję. Dla Donalda Trumpa im większy chaos na granicy, tym większe korzyści polityczne. I ponownie nielegalna migracja jest jednym z filarów jego kampanii wyborczej. Już zapowiedział, że gdy powróci do Białego Domu, to rozpocznie największe w historii Ameryki deportacje, tych którzy w USA są bezprawnie. Podczas wiecu w New Hampshire po wygranych przez niego prawyborach, Trump tak opisał swoim zwolennikom sytuację na południowej granicy: Donald Trump wie, że problem nielegalnej imigracji może zniweczyć marzenie Bidena o drugiej kadencji. Dlatego były prezydent Amerykanom o granicy z Meksykiem nie pozwoli zapomnieć. Trump dał wprost do zrozumienia Republikanom na Kapitolu, że wszelkim reformom imigracyjnym, które pomogłyby Bidenowi uporać się z problemem jest stanowczo przeciwny. Jego zwolennicy w Kongresie uważnie słuchają tych sugestii i najwyraźniej się do nich stosują, skoro już zapowiedzieli, że nie poprą projektu, którego nawet nie widzieli. Kara za współpracę z demokratami Taka postawa republikanów rozzłościła nawet jednego z senatorów tej partii, który jest członkiem zespołu negocjującego projekt reformy. Senator James Lankford z Oklahomy w weekend w wywiadach telewizyjnych mówił, że nie rozumie postawy sowich kolegów od dawna nawołujących do zmian w prawie imigracyjnym, a teraz blokujących możliwość ich wprowadzenia. - Tylko żartowaliśmy, a tak naprawdę nie chcemy zmian w prawie, bo przecież mamy wybory prezydenckie - według Lankforda tak właśnie można podsumować działania republikanów w Kongresie. Po tych gorzkich słowach senator został surowo upomniany przez Partię Republikańską w Oklahomie, której członkowie zarzucają mu teraz, że negocjując z demokratami nie chce poprawić bezpieczeństwa Ameryki, ale naraża je na szwank idąc na ustępstwa w sprawie nielegalnej imigracji. Lankford zarzuty odpiera krótko: Czysty absurd USA: Pierwszy taki przypadek od niemal 150 lat Republikanie szykują się także do impeachmentu człowieka z administracji Bidena, który odpowiada bezpośrednio za granicę - czyli szefa Departamentu Bezpieczeństwa Narodowego Alejandro Mayorkasa. Według republikanów Mayorkas nie wypełnia swoich obowiązków, bo nie panuje nad sytuacją na granicy z Meksykiem, co skutkuje zalewem Ameryki przez kryminalistów i terrorystów. Głosowanie nad postawieniem Mayorkasa w stan oskarżenia i wysłaniem aktu oskarżenia do Senatu ma odbyć się w przyszłym tygodniu. Nie jest wcale przesądzone, że krucjata republikanów przeciwko Mayorkasowi się powiedzie. Grupa kongresmenów Partii Republikańskiej nie chce tego wniosku poprzeć. Twierdzą, że zarzuty oparte są na wątpliwych przesłankach. Uważają, że Mayorkas jest niekompetentny. Tłumaczą jednak, że sama niekompetencja do wszczęcia impeachmentu nie wystarczy. Gdyby jednak Izba Reprezentantów postawiła Mayorkasowi zarzuty, to byłby to drugi przypadek procedury impeachmentu wobec członka rządu w ciągu 148 lat. W 1876 roku procedura została wszczęta wobec sekretarza wojny w gabinecie prezydenta Granta Williama W. Belknapa. Belknap został oskarżony o korupcję i łapówkarstwo, ale Senat go nie skazał. W przypadku Mayorkasa, gdyby jego sprawa przeszła przez Izbę Reprezentantów i jednak trafiła do Senatu, też tak będzie. Republikanie nie mają w Senacie 2/3 głosów, a tyle potrzeba by osobę, przeciwko której toczy się impeachment usunąć z urzędu. W styczniu służby graniczne nie notują na razie masowych prób nielegalnego przekroczenia granicy, ale to jedynie cisza przed burzą. Dla Interii z Waszyngtonu Magda Sakowska, Polsat News. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!