Marcin Gortat w rozmowie z Piotrem Witwickim mówił o swoim zaangażowaniu w organizowanie pomocy dla ukraińskiej armii i ludności cywilnej. - Nie jest to rzecz, jaką chcę się chwalić, ale byłem w Ukrainie, niedawno pojechałem do Bachmutu. Byliśmy jakiś kilometr od linii frontu, kiedy artyleria pracowała, szalała. Mieliśmy szansę spotkać się z dowódcami, żołnierzami, którzy tam walczą - powiedział. Dzięki poznaniu żołnierzy i osób zaangażowanych w prace na miejscu, mam pewność, że wszystko, co przekazuję do Ukrainy, trafia do jej armii. - To nie idzie do żadnego magazynu, do żadnego huba, gdzie jest przerzucane, rozkradane i rozsprzedane, tylko to jedzie bezpośrednio do samych żołnierzy - podkreślił. Jak przyznał, nie bał się przebywać na froncie. - Byliśmy pod bardzo dobrą opieką. Byliśmy bardzo dobrze przygotowani. Byliśmy z odpowiednimi jednostkami żołnierzy z Polski: weterani, sami weterani - mówił. Gortat: Dzisiaj Ukraina potrzebuje ciężkiego sprzętu Marcin Gortat zaznaczył, że angażowanie się w przekazywanie Ukrainie pomocy wciąż jest bardzo ważne, mimo że nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę. - Wysłaliśmy tonę sprzętu: śpiwory, łóżka polowe, czy dziesiątki agregatów, które zapatrują szpitale, obiekty medyczne, a nawet bazy wojskowe. Dzisiaj u mnie na podwórku stoją kolejne dwa auta, które będziemy wysyłali na Ukrainę - mówił były sportowiec. Zdaniem Gortata Ukraina nie jest w "dobrym położeniu" na chwilę przed zbliżającą się ofensywą rosyjską. Jak zaznaczył, ukraińska armia potrzebuje ciężkiego sprzętu. - To już nie jest "potrzebujemy kamizelek, potrzebujemy butów", bo na obecną chwilę ten sprzęt w większej lub mniejszej ilości jest. Dzisiaj Ukraina potrzebuje dużego sprzętu: czołgów, samolotów nowej generacji. Potrzebują wozów opancerzonych. To jest sprzęt, który zwykły cywil czy grupa cywilów nie jest w stanie kupić - dodał.