Z informacji starosty tatrzańskiego Piotra Bąka wynika, że lekarze ginekolodzy zażądali wysokich stawek godzinowych. Dotychczas zarabiali 90 zł za godzinę dyżurowania, po godzinie 15. otrzymywali 95 zł za godzinę, a w weekendy i święta zarabiali 100 zł za godzinę. Organem prowadzącym szpital w Zakopanem jest starostwo powiatowe. Starosta został w poniedziałek powiadomiony o tym, że oddział ginekologiczno-położniczy na miesiąc zaprzestanie swej działalności, bo wszyscy pracujący tam lekarze odmówili podpisania aneksów do umowy. Siedmiu lekarzy ginekologów podpisało umowy o pracę ze szpitalem specjalistycznym w Nowym Targu, gdzie formalnie od początku października zaczęli wykonywać swe obowiązki. Stosowne zawiadomienie o sytuacji w szpitalu wysłano do Narodowego Funduszu Zdrowia i do wojewody małopolskiego. "To co się wydarzyło, było dla nas dużym zaskoczeniem, bo wcześniej nie otrzymaliśmy o problemach oficjalnej wiadomości. Z mojej wiedzy wynika, że lekarze chcieli wynegocjować wyższe wynagrodzenia" - powiedział starosta tatrzański Piotr Bąk. Zapewnił, że jakiekolwiek zmiany w funkcjonowaniu szpitala czy zamknięcie oddziału to sprawa bardzo skomplikowana i wymaga zgody rady powiatu, zmiany statutu szpitala i zgody wojewody. Starosta podkreślił, że nie dopuszcza takiej możliwości. "Zadaniem władz szpitala jest teraz znalezienie lekarzy, aby zapewnić funkcjonowanie oddziału ginekologiczno-położniczego. Zdaję sobie sprawę, że nie będzie to łatwe, bo specjalistów brakuje w całej Polsce. Sądzę że w ciągu miesiąca uda się skompletować skład lekarzy ginekologów" - dodał starosta. "Brak etyki zawodowej" Wicestarosta powiatu tatrzańskiego Jerzy Zacharko nie kryje zaskoczenia postawą lekarzy ginekologów, bo, jak tłumaczył, "oddział to jest zespół ludzi, czyli 21 położnych i pielęgniarki noworodkowe". "Pozostawienie przez lekarzy tej załogi może świadczyć o braku etyki zawodowej lekarzy, którzy w takiej sytuacji pozostawili swój personel. Wolą zarówno organu założycielskiego, czyli starostwa, jak i dyrekcji szpitala jest, aby oddział nadal funkcjonował. Szpital zakopiański jest w dobrej kondycji finansowej i może samodzielnie rozwiązać tę sprawę" - zakończył wicestarosta. Położne z zakopiańskiego szpitala powiedziały dziennikarzom, że ze strony dyrekcji nie było oficjalnych rozmów o zmianie funkcjonowania placówki nie było. "Nie dostałyśmy dotychczas niczego na piśmie, dlatego przychodzimy na dyżury według ustalonego wcześniej harmonogramu, ponieważ grafiki mamy na cztery miesiące naprzód. My jesteśmy gotowe do pracy i chcemy pracować w szpitalu w Zakopanem. Dyrekcja szpitala nie może nas zmusić do bezpłatnego urlopu. W tej chwili mamy tak zwany przestój, bo inaczej tego nazwać nie możemy. Taka sytuacja, gdzie nie ma pacjentów na oddziale, może się teoretycznie zdarzyć i tak traktujemy to co się dzieje obecnie" - powiedziała p.o. oddziałowa oddziału neonatologicznego Marta Stasiowska. Wszystkie pacjentki z oddziału ginekologiczno-położniczego zostały wypisane lub przewiezione do innego szpitala. W pracy są położne i pielęgniarki oraz ordynator oddziału, który zgodnie z umową musi dyżurować. Położne odbierają wiele telefonów od zaniepokojonych kobiet ciężarnych i od chorujących. "My nie wiemy tak naprawdę, czy oddział zostanie zlikwidowany. Mamy nadzieję, że nie, bo wszystkie jesteśmy gotowe do pracy tutaj. Przez wiele lat wkładamy swoje serce i umiejętności, za co nasze pacjentki nas doceniają" - zakończyła Stasiowska. Dyrekcja szpitala nie chciała rozmawiać z dziennikarzami. Planujemy kontynuację tematu.