Szef rosyjskich archiwów państwowych Jurij Kozłow jest przekonany, że dziennik pokładowy Gagarina został wcześniej skradziony z jakiejś rosyjskiej organizacji rządowej. Według Kozłowa tuż po locie Gagarina zrobiono kilka kopii jego raportu i wysłano do rządowej agencji kosmicznej. Ich dalsze losy nie są znane. Przed aukcją rosyjscy i amerykańscy eksperci badali autentyczność dokumentu, ale niewiele zdołali ustalić. Kozłow sugeruje, że dziennik skradziono, bo zgodnie z rosyjskim prawem tego typu dokumenty powinny być przechowywane w archiwach. Autentyczność dokumentu sprzedanego na aukcji kwestionuje wdowa po pierwszym kosmonaucie - Walentyna. Twierdzi, że były tylko trzy kopie raportu Gagarina i wszystkie trafiły do archiwów państwowych. Nielegalnie mogło jednak powstać więcej kopii. Niewykluczone, że jedna z nich znalazła się w Nowym Jorku. Na tej samej aukcji sprzedano więcej kosmicznych pamiątek. Wyższe ceny niż dziennik pierwszego kosmonauty uzyskały na przykład cztery plakietki ze skafandra, w którym amerykański astronauta James Ervin chodził po Księżycu - 358 tysięcy dolarów - być może dlatego, że do dziś znajduje się na nich księżycowy pył.