Pogoda
Warszawa

Zmień miejscowość

Zlokalizuj mnie

Popularne miejscowości

  • Białystok, Lubelskie
  • Bielsko-Biała, Śląskie
  • Bydgoszcz, Kujawsko-Pomorskie
  • Gdańsk, Pomorskie
  • Gorzów Wlk., Lubuskie
  • Katowice, Śląskie
  • Kielce, Świętokrzyskie
  • Kraków, Małopolskie
  • Lublin, Lubelskie
  • Łódź, Łódzkie
  • Olsztyn, Warmińsko-Mazurskie
  • Opole, Opolskie
  • Poznań, Wielkopolskie
  • Rzeszów, Podkarpackie
  • Szczecin, Zachodnio-Pomorskie
  • Toruń, Kujawsko-Pomorskie
  • Warszawa, Mazowieckie
  • Wrocław, Dolnośląskie
  • Zakopane, Małopolskie
  • Zielona Góra, Lubuskie

​Kulisy badania kolekcji znalezionej w domu Gurlitta

Gdy w mieszkaniu Corneliusa Gurlitta znaleziono cenną kolekcję dzieł sztuki, co do których istniało podejrzenie, że pochodzą z grabieży, właściciel odmówił współpracy. - To smutne, że tuż przed zakończeniem badań zmarł, a osoby, które przeżyły wojnę, wciąż muszą czekać na rozwiązanie tej sprawy - powiedział Roland Kempfle, członek międzynarodowej grupy zadaniowej Taskforce "Schwabinger Kunstfund", badającej kolekcję Gurlitta.

Budynek, w którym mieszkał Cornelius Gurlitt
Budynek, w którym mieszkał Cornelius Gurlitt/AFP

Rok po ujawnieniu informacji o znalezieniu w monachijskim mieszkaniu Corneliusa Gurlitta -syna jednego z komisarzy ds. sztuki Trzeciej Rzeszy - cennej kolekcji, głos w sprawie zabrał przedstawiciel Taskforce "Schwabinger Kunstfund", która zajmuje się badaniem proweniencji, czyli pochodzenia, każdego ze znalezionych w domu Gurlitta obrazów.


Podczas odbywającej się w Krakowie konferencji eksperckiej "Zagrabione - odzyskane" opisał kulisy tej głośnej sprawy.

"Od początku wiedzieliśmy, że to będzie trudne zadanie"

- Zadanie specjalnie powołanej grupy polegało na wyjaśnieniu proweniencji tych dzieł. Od początku wiedzieliśmy, że to będzie bardzo trudne. Praca wymagała podejścia międzynarodowego i multidyscyplinarnego - mówił Roland Kempfle.

Podkreślił, że jedną z okoliczności utrudniających badania był fakt, że należało przeszukać nie muzea państwowe, ale zasoby prywatne. Posiadacze takich zasobów - jak zaznaczył - nie chcą pomagać. I tak było z Corneliusem Gurlittem, który przez bardzo długi czas odmawiał jakiejkolwiek współpracy.

Co więcej, w przypadku znalezionej w mieszkaniu Gurlitta kolekcji , będącej prywatnym zbiorem, grupa nie mogła skorzystać ze spisu inwentarzowego, bo go po prostu nie było. Konieczność sporządzenia inwentarza 1222 przedmiotów dodatkowo utrudniała prace.

- Mieliśmy do dyspozycji liczne dokumenty, dowody sprzedaży, choć wiele z nich było niekompletnych i zawierało błędne założenia - tłumaczył, podkreślając, że badanie ponad tysiąca obiektów to praca niezwykle złożona, ponieważ eksperci muszą określić proweniencję każdego obrazu z osobna.

- Można było stworzyć grupę dzieł sztuki, co do których mieliśmy podejrzenia, że zostały zagrabione. Inne zostały sklasyfikowane do grupy dzieł powstałych po 1945 roku. Były też takie, które rodzina Gurlittów pozyskała po 1945 r. - wyliczał.

Gurlitt nie chciał się zgodzić na badania

Sprawę dodatkowo komplikowało niemieckie prawo.  - Działania teoretycznie powinny wymagać zgody osoby prywatnej, ale Gurlitt nie miał zamiaru zgodzić się, byśmy prowadzili te badania - wyjaśniał ekspert.

Dodał, że międzynarodowa grupa zadaniowa Taskforce "Schwabinger Kunstfund" została powołana  w ramach postępowania prokuratorskiego, a prokurator zaczął drążyć sprawę właściwie ze względu na przestępstwa podatkowe.

Kempfle przypomniał, że w momencie, gdy sprawa Gurlitta trafiła do sądu, trzeba było pamiętać również o domniemaniu niewinności, a co za tym idzie - po prostu udowodnić Gurlittowi, że zawinił. Sam Cornelius Gurlit był bardzo słabego zdrowia w chwili, gdy kolekcja została znaleziona, i nie chciał się w żaden sposób angażować w postępowanie restytucyjne.

Trudna współpraca

- Kolejnym etapem były rozmowy z nim i w kwietniu tego roku Gurlitt podpisał umowę, w której wyraził zgodę na dalsze prowadzenie badań przez grupę zadaniową. Oświadczył, że zgadza się na przyjęcie postanowień konferencji waszyngtońskiej, czyli że należy dokonać zwrotu dzieł sztuki, które pochodzą z grabieży - mówił Kempfle.

- Umowa nie zawierała natomiast jego zgody do upublicznienia zawartości tej kolekcji, dlatego nie byliśmy w stanie nigdy opublikować pełnej listy dzieł - tłumaczył.

Ekspert podkreślił, że na każdym etapie prac bardzo ważne było rozmawianie z Gurlittem i cierpliwe wyjaśnianie mu kontekstu, tła pochodzenia dzieł, które znaleziono w jego mieszkaniu.

Po śmierci Gurlitta

Gurlitt zmarł 6 maja 2014 r. Po jego śmierci grupa zadaniowa mogła kontynuować swoje prace bez przeszkód - dzięki zawartej wcześniej umowie. Współpracowała w tym zakresie ściśle z zarządcami majątku spadkowego i sądem w Monachium.

Już kilka tygodni po śmierci Gurlitta Taskforce "Schwabinger Kunstfund"  była w stanie opublikować pierwsze konkretne wyniki swoich badań. Gurlitt zmarł więc tuż przed ogłoszeniem efektów pracy.

Warto zaznaczyć, że grupa ta nie jest posiadaczem znalezionych dzieł - to oznacza, że nie ma prawa zwrócić ich prawowitym właścicielom. -  Czekamy na decyzję sądów oraz spadkobierców - mówił Kempfle.

Skomplikowane i czasochłonne badania

Ekspert porównał również sytuację z 2013 r., gdy w mediach pojawiły się informacje o odkryciu zbiorów, z sytuacją z 2014 r. Gdy znaleziono kolekcję, nie dysponowano żadnym inwentarzem. Opinii publicznej zostały więc udostępnione informacje tylko o części kolekcji, a przed międzynarodową grupą badaczy stanęło zadanie intensywnej współpracy w celu ustalenia proweniencji.

Rok później zostały już udostępnione informacje o wszystkich dziełach, co do których istniało podejrzenie, że zostały zagrabione. W lutym zarządca majątku Gurlitta znalazł kolejne obiekty - tym razem w domu w Salzburgu. Również te obrazy zostały przekazane grupie zadaniowej w celu ustalenia pochodzenia.

- Często słyszymy, że to wszystko trwa tak długo - mówił Kempfle. - Pamiętajmy, że badania proweniencyjne zajmują kilka miesięcy. Nawet, jeśli dokument wydaje się być bez zarzutu, należy wypełnić wszystkie luki w wiedzy, by badania były kompletne - tłumaczył.

Brakujące elementy

Największym priorytetem, jak podkreślił ekspert, było prześledzenie całego roszczenia. Aż 450 obrazów jest bowiem przedmiotem podejrzeń. - Mamy mnóstwo małych klocków, z których musimy ułożyć cały obraz. Czasem nie jesteśmy w stanie rozwiązać zagadki w 100 proc., bo trudno jest znaleźć wszystkie brakujące elementy - mówił.

Z grupą zadaniową współpracuje wielu specjalistów. - Prowadzimy badania w archiwach, szukamy dokumentacji aukcji z lat 30. - wymieniał Kempfle. Wszystkie te informacje będą bardzo pomocne, jeśli chodzi o badanie poszczególnych elementów kolekcji.

Zapewnił, że cała wiedza Taskforce "Schwabinger Kunstfund" jest upubliczniana i włączana do bazy. Podkreślił jednocześnie, że wyniki pośrednie nie będą ogłaszane opinii publicznej, ponieważ "publikacja niekompletnych danych byłaby okrutna dla wnioskodawców". Jak tłumaczył, grupa chce podać kompletne wyniki, ponieważ ofiary czekające na rezultat badań, po prostu na to zasługują.

Na zakończenie przypomniał, że Gurlitt nie chciał pomagać, włączać się w te działania i ogólnie promować restytucji.  Całą swoją kolekcję zapisał w testamencie Muzeum Sztuki w Bernie.

- To smutne, że tuż przed zakończeniem naszych działań Gurlitt zmarł, a osoby, które przeżyły wojnę, wciąż muszą czekać na rozwiązanie tej sprawy - podsumował.

INTERIA.PL

Zobacz także