Oprócz Sharon Tate zginęli wówczas jej goście. Fryzjer hollywodzkich gwiazd - Jay Sebring, przyjaciel Polańskiego z czasów studiów w łódzkiej filmówce - Wojtek Frykowski i jego narzeczona, córka potentata kawowego - Abigail Folger. Piątą, przypadkową ofiarą był Steven Parent, 18-letni znajomy dozorcy. Za tymi morderstwami stał Charles Manson i członkowie jego grupy religijnej zwanej Rodziną. Dzień później z ich rąk zginęły dwie kolejne osoby. Dlaczego młodzi ludzie postanowili zabijać na rozkaz Mansona? Co wspólnego z tą okrutną zbrodnią ma piosenka zespołu The Beatles "Helter Skelter"?Vincent Bugliosi, główny oskarżyciel w najgłośniejszym w dziejach amerykańskiego sądownictwa procesie, odpowiada na pytania, które dziś nadal nie przestają intrygować. (Zysk i S-ka) Wraz z wydawnictwem "Zysk i s-ka" przygotowaliśmy dla państwa trzy egzemplarze "Helter Skelter. Prawdziwa historia morderstw, które wstrząsnęły Hollywood". Aby zdobyć jeden z nich wystarczy odpowiedzieć na pytanie. Wcześniej polecamy lekturę fragmentu książki. FRAGMENT: "Sobota, 9 sierpnia 1969 Było tak cicho, że niemal dało się słyszeć grzechot kostek lodu w shakerach do drinków w domach stojących wzdłuż drogi w kanionie, powie później jeden z zabójców. Otaczające Hollywood i Beverly Hills kaniony robią z dźwiękami różne sztuczki. Wyraźne odgłosy pochodzące z miejsca oddalonego o dwa kilometry mogą być nieuchwytne dla ucha z dystansu kilkudziesięciu metrów. Tej nocy było gorąco, ale nie tak, jak poprzedniej, gdy temperatura nie spadała poniżej 34 stopni. Fala trwających trzy dni upałów zaczęła się załamywać kilka godzin wcześniej, około 22.00 w piątek — ku psychicznej i fizycznej uldze tych mieszkańców Los Angeles, którzy pamiętali, że zaledwie cztery lata wcześniej w taką właśnie noc w Watts doszło do aktów przemocy. Chociaż znad Pacyfiku nadciągała przybrzeżna mgła, samo Los Angeles pozostawało gorące i duszne, kisząc się we własnych wyziewach. Za to tutaj, wysoko ponad większą częścią miasta, a zwykle także powyżej warstwy smogu, było co najmniej 6 stopni chłodniej. Nadal jednak było na tyle gorąco, że wielu mieszkańców tych okolic spało przy otwartych oknach, licząc na zbłąkany podmuch bryzy. Zważywszy to wszystko, wydaje się zaskakujące, że większość ludzi niczego nie słyszała — ale było wówczas późno, tuż po północy, a dom pod numerem 10050 przy Cielo Drive stał na uboczu. Odosobnienie stanowiło jego słaby punkt. Cielo Drive to wąska ulica, która odchodząc od Benedict Canyon Road, zaczyna się nagle wić pod górę. Ta ślepa uliczka — łatwa do przeoczenia, choć znajduje się dokładnie naprzeciwko Bella Drive — kończy się przy wysokiej bramie posesji numer 10050. Za ogrodzeniem nie widać ani głównej rezydencji, ani domku gościnnego, stojącego nieco z tyłu. Natomiast przy końcu wybrukowanego podjazdu wyłaniał się róg garażu i, trochę dalej, drewniany parkan, który — chociaż był dopiero sierpień — zdobiły choinkowe lampki. Światełka, widoczne z drogi wiodącej od Sunset Strip, zostały zawieszone przez aktorkę Candice Bergen, gdy mieszkała tu z poprzednim lokatorem posiadłości, Terrym Melcherem, producentem telewizyjnym i fonograficznym. Gdy Melcher, syn Doris Day, przeprowadził się do stojącego na plaży w Malibu domu swojej matki, kolejni najemcy pozostawili światełka. Tej nocy paliły się, jak zwykle. Odległość od frontowych drzwi rezydencji do bramy wjazdowej wynosi ponad 30 metrów. Od bramy do najbliższego domu, przy Cielo 10070, jest prawie 90 metrów. W domu przy Cielo Drive 10070 państwo Seymour Kott leżeli już w łóżku (goście, którzy byli na kolacji, wyszli około północy), gdy pani Kott usłyszała coś, co brzmiało jak trzy czy cztery wystrzały z broni palnej, oddane w krótkich odstępach czasu. Odgłosy te zdawały się dobiegać od strony bramy posiadłości 10050. Nie spojrzała na zegarek, ale twierdziła później, że musiało to być pomiędzy 00.30 a 1.00 w nocy. Po chwili pani Kott zasnęła. Tim Ireland był jedną z pięciu osób sprawujących opiekę nad całonocnym biwakiem trzydziestu pięciu dziewczynek z Westlake School for Girls, obozujących pod gołym niebem w odległości ponad kilometra od Cielo Drive 10050, dokładnie na południe od posiadłości. Pozostali opiekunowie spali, ale Ireland czuwał przez całą noc. Mniej więcej o 00.40 usłyszał coś, co wydało mu się samotnym męskim głosem, dobiegającym z dużej odległości z północy lub z północnego wschodu. Mężczyzna krzyczał: "Och, Boże, nie, proszę, nie! Och, Boże, nie, nie, nie, nie...". Trwało to dziesięć do piętnastu sekund, a potem krzyk urwał się; cisza, która nagle zapadła, była niemal równie przerażająca. Ireland szybko skontrolował stan obozu, ale wszystkie dzieci spały. Obudził swojego przełożonego, Richa Sparksa, który nocował w budynku szkoły, a gdy opowiedział mu o tym, co usłyszał, uzyskał jego zgodę na objechanie okolicy i sprawdzenie, czy ktoś nie potrzebuje pomocy. Ireland pojechał okrężną drogą, począwszy od North Faring Road, przy której znajdowała się szkoła, na południe przez Benedict Canyon Road do Sunset Boulevard, potem na zachód do Beverly Glen i z powrotem na północ, w kierunku szkoły. Nie zauważył niczego niezwykłego, chociaż dobiegło go szczekanie wielu psów. Zanim nastał świt, słychać było i inne odgłosy. Emmet Steele, zamieszkały przy Beverly Grove Drive 9951, został obudzony przez swoje dwa psy myśliwskie. Zwykle ignorowały one powszednie odgłosy, ale szalały na dźwięk strzałów z broni palnej. Steele wyszedł z domu, żeby rozejrzeć się po okolicy, ale — nie zauważywszy nic podejrzanego — wrócił do łóżka. Przypuszczał, że incydent miał miejsce około drugiej, trzeciej w nocy. Robert Bullington, pracownik Bel Air Patrol, prywatnej służby ochrony, z której usług korzystało wielu właścicieli domów w tej zamożnej okolicy, zaparkował samochód przy Summit Ridge Drive przed posiadłością nr 2175. Przez otwarte okna w samochodzie usłyszał coś, co uznał za trzy wystrzały, przedzielone kilkusekundowymi przerwami. Bullington zawiadomił o tym telefonicznie swoją centralę. Eric Karlson, który był oficerem dyżurnym w kwaterze głównej ochrony, zanotował tę rozmowę w dzienniku służby o 4.11 nad ranem. Z kolei Karlson zadzwonił do Wydziału Policji Zachodniego Los Angeles, podlegającego Departamentowi Policji Los Angeles (LAPD), i złożył doniesienie. Oficer, który je odebrał, zauważył: "Mam nadzieję, że nie chodzi o morderstwo; właśnie dostaliśmy z tej okolicy wiadomość o krzyczącej kobiecie". Steve Shannon, gazeciarz z "Los Angeles Times", jadąc na rowerze w górę Cielo Drive między 4.30 a 4.45 nad ranem, nie słyszał żadnych podejrzanych odgłosów, ale gdy włożył gazetę do skrzynki pocztowej domu 10050 Cielo Drive, zauważył zawieszony na bramie przewód telefoniczny. Spostrzegł także, że nadal świeci się umocowana z boku garażu żółta lampa przeciwko owadom. Gdy Seymour Kott wyszedł o 7.30 rano po swoją gazetę, także zauważył to światło i wiszące na bramie przewody. Około ósmej rano na skrzyżowaniu Santa Monica i Canyon Drive wysiadła z autobusu Winifred Chapman. Pani Chapman, jasnoskóra Murzynka po pięćdziesiątce, była gosposią w domu przy Cielo Drive 10050. Denerwowała się, gdyż wyglądało na to, że z powodu fatalnej komunikacji autobusowej w Los Angeles spóźni się do pracy. Jednakże szczęście jej sprzyjało. Gdy zaczęła rozglądać się za taksówką, spostrzegła mężczyznę, u którego kiedyś pracowała. Człowiek ten podwiózł ją niemal pod samą bramę posiadłości. Natychmiast zauważyła wiszące na bramie przewody, a ich widok ją zaniepokoił. Po lewej stronie bramy stał metalowy słupek, na szczycie którego znajdował się przycisk uruchamiający bramę. Podobny słupek stał po drugiej stronie; oba przyciski umieszczono tak, aby kierowca mógł do nich dosięgnąć, nie wysiadając z samochodu. Widząc zerwane przewody, pani Chapman pomyślała, że może nie być prądu; gdy jednak nacisnęła przycisk, brama się otworzyła. Gospodyni wyjęła ze skrzynki "Timesa" i pośpieszyła w głąb posiadłości. Zauważyła, że na podjeździe stoi nieznane jej auto, biały rambler, zaparkowany pod dziwnym kątem. Minęła go, tak jak i kilka innych samochodów stojących w pobliżu garażu, nie poświęcając im wiele uwagi. W tym domu goście często zostawali na noc. Ponieważ ktoś zostawił zapalone zewnętrzne światła, podeszła do wyłącznika w rogu garażu, by je zgasić. Na końcu wybrukowanego parkingu zaczynała się wyłożona płytami chodnikowymi ścieżka, która prowadziła do głównego wejścia do budynku. Pani Chapman nie weszła jednak na ścieżkę, tylko skręciła w lewo i skierowała się do wejścia dla służby, znajdującego się w przybudówce na tyłach rezydencji. Nad drzwiami pod krokwią ukryty był klucz. Wyjęła go, otworzyła drzwi i weszła do środka, kierując się wprost do kuchni, gdzie podniosła słuchawkę telefonu. Panowała w niej głucha cisza. Chcąc zawiadomić kogoś, że linia telefoniczna jest zerwana, powędrowała przez jadalnię w stronę salonu. Nagle stanęła jak wryta. Drogę tarasowały dwa olbrzymie niebieskie kufry, których nie było, gdy poprzedniego popołudnia wychodziła z domu. Na kufrach, podłodze i dwóch ręcznikach leżących na progu widniała krew. Pani Chapman nie obejmowała wzrokiem całego salonu — długa kanapa zasłaniała fragment przed kominkiem — ale wszędzie, gdzie spojrzała, widać było czerwone rozpryski. Frontowe drzwi były uchylone; kobieta zauważyła kilka plam krwi na kamiennym podjeździe. A dalej, na trawniku, nieruchome ciało. Odwróciła się i z krzykiem wybiegła z domu wyjściem dla służby, ale na podjeździe zmieniła trasę, by dostać się do przycisku sterującego bramą. Po drodze przebiegła z drugiej strony białego ramblera i dopiero teraz zauważyła wewnątrz auta czyjeś zwłoki. Wypadła za bramę, zbiegła ze wzgórza do najbliższego domu, 10070, gdzie zaczęła dzwonić i walić pięściami w drzwi. Gdy u Kottów nikt nie odpowiedział, pobiegła do następnego domu, 10090, i waląc w drzwi, krzyczała: "Morderstwo, śmierć, ciała, krew!". Piętnastoletni Jim Asin rozgrzewał na podjeździe silnik samochodu. Była sobota i Jim, jako członek 800. Jednostki Sił Porządkowych Skautów Amerykańskich, czekał na swego ojca, Raya Asina, który miał zawieźć go do Wydziału Policji Zachodniego Los Angeles, należącego do Departamentu Policji Los Angeles, gdzie chłopak był wyznaczony do pracy biurowej. Zanim doszedł do ganku, jego rodzice zdążyli otworzyć drzwi. Podczas gdy państwo Asin starali się uspokoić roztrzęsioną panią Chapman, Jim zatelefonował pod policyjny numer alarmowy. Nauczony przez skauting dokładności, zanotował czas — 8.33. W oczekiwaniu na przyjazd policji ojciec i syn podeszli do bramy Cielo Drive 10050. Biały rambler stał jakieś dziesięć metrów od ogrodzenia, zbyt daleko, by można było zobaczyć, co jest w środku, ale Asinowie zauważyli, że nad bramą został przecięty nie jeden przewód, lecz kilka. Wróciwszy do domu, Jim po raz drugi zatelefonował na policję, a potem, po kilku minutach, trzeci raz. Istnieje pewna niejasność dotycząca tych rozmów. Oficjalny raport policyjny stwierdza jedynie: "O 09.14 jednostkom 8L5 i 8L62 Zachodniego Los Angeles podano drogą radiową »Kod 2«, przypuszczalnie morderstwo, 10050 Cielo Drive". Pierwszym radiowozem, 8L5, z włączoną syreną[1], przyjechał funkcjonariusz Jerry Joe DeRosa. DeRosa zaczął przesłuchiwać panią Chapman, ale trudno było dowiedzieć się od niej czegokolwiek. Była w histerii i nie wyrażała się jasno na temat tego, co widziała — "krew, wszędzie ciała" — trudno było wydobyć z niej nazwiska i powiązania pomiędzy zamordowanymi osobami. Polański. Altobelli. Frykowski. Do rozmowy włączył się Ray Asin, który znał mieszkańców 10050 Cielo Drive. Wyjaśnił, że dom jest własnością Rudiego Altobellego, który przebywa w Europie, ale przed wyjazdem wynajął dozorcę, młodego mężczyznę nazwiskiem William Garretson. Garretson mieszka w domku gościnnym, mieszczącym się na tyłach rezydencji, którą Altobelli wynajął reżyserowi filmowemu Romanowi Polańskiemu i jego żonie. Jednakże w marcu Polańscy wyjechali do Europy i na czas ich nieobecności wprowadzili się tam przyjaciele, Abigail Folger i Wojtek Frykowski. Pani Polańska wróciła nie dalej jak miesiąc temu, a Frykowski i Folger mieli mieszkać wraz z nią do powrotu męża. Pani Polańska to aktorka filmowa. Nazywa się Sharon Tate. [1] Niejasności dotyczą także pory przybycia radiowozów. Policjant DeRosa stwierdził później, że zjawił się na miejscu około 9.05, co jest porą sprzed przypuszczalnego momentu odebrania "Kodu 2". Policjant Whisenhunt, który przybył jako drugi, określił czas swego przybycia na "pomiędzy 9.15 a 9.25", podczas gdy funkcjonariusz Burbridge, który zjawił się po obu poprzednich, twierdził, że miało to miejsce o 8.40."