Środa, w negocjacjach rządu z nauczycielami, zaczęła się od niepokoju. Poranna sesja nie przyniosła niczego nowego. Wydawało się, że jeśli żadna ze stron wieczorem nie przedstawi konkretnej propozycji, rozmowy mogą zostać zerwane, a widmo strajku realnie zajrzy do tysięcy szkół. Doszło jednak do nieoczekiwanego obrotu spraw. Podczas wieczornej sesji w środę rząd co prawda nie odpowiedział na propozycję związkowców, ale ci przedstawili nowe możliwości. Z jednej strony wyszli naprzeciw argumentom podnoszonym przez rząd, a z drugiej chcą ugrać dla siebie jeszcze więcej. Propozycja musiała zaskoczyć stronę rządową, która poprosiła o cały dzień przerwy. W piątek ma się do niej ustosunkować i przedstawić własny pomysł. Co związki nauczycielskie położyły na stole? Z pozoru nic nowego, bo wciąż domagają się wzrostu płac o 30 proc., ale podzieliły tę kwotę na dwie transze po 15 proc. Pierwotna propozycja zakładała wzrost wynagrodzeń od 1 września 2019 o 30 proc. z wyrównaniem od 1 stycznia 2019 roku. Według związkowych wyliczeń, koszt całej operacji wyniósłby 11,3 mld zł. - Budżetu państwa nie stać na tak wyraźną zmianę. W budżecie na ten rok nie znalazły się na to środki - podkreślała kilka razy premier Beata Szydło, a jej słowa powtarzali inni politycy PiS. Szydło jednocześnie zaapelowała, by związkowcy odwołali planowany strajk, a po egzaminach rozpoczęli rozmowy dotyczące całościowej zmiany systemu wynagrodzeń, która prawdopodobnie miałaby obowiązywać od przyszłego roku. Była premier dała tym samym sygnał, że być może w przyszłorocznym budżecie znajdzie się więcej pieniędzy na edukację. Z takiej deklaracji sprytnie skorzystały związki. Ich nowa propozycja jest poniekąd ukłonem w stronę rządu, ale summa summarum mogą na tym jeszcze zyskać. Dlaczego? Względem pierwszej oferty związki rezygnują z wyrównania 15 proc. od stycznia, co oznacza, że łączny koszt całej operacji na 2019 r. spadnie do 8,5 mld zł. Związki schodzą więc o blisko 3 mld zł. Sęk w tym, że podwyżka w systemie 15+15 proc. okaże się ostatecznie droższa dla budżetu państwa - biorąc pod uwagę przyszły rok i kolejne. Rząd akceptując propozycję związkowców, kupiłby więc sobie czas. Teoretycznie mógłby więc zakończyć spór już teraz, stosunkowo małym kosztem, problem natomiast zacząłby się w 2020 r. i później. Nie wiadomo, jak na tę propozycję zareaguje strona rządowa, bo z jednej strony strajk jest jej wybitnie nie na rękę i chciałaby szybkiego zakończenia sporu, a z drugiej prawdopodobnie liczy, że będzie rządzić w kolejnych latach. A wówczas znalezienie środków na zwiększenie subwencji oświatowej wymagałoby dużej gimnastyki. Inna sprawa, że związki deklarują, że jest to ich ostatnia, graniczna propozycja. Przed rozpoczęciem rozmów strona nauczycielska przygotowała dwa warianty negocjacyjne i oba zostały już położone na stole. Trzeciego czy czwartego już nie mają. Na nasze pytanie, co się stanie, jeśli rząd nie zaakceptuje tej propozycji, słyszymy krótkie i dosadne - "strajk". Różnice w propozycjach i tak są spore, bo oscylują wokół 7 mld zł. Dopiero w piątek rano można spodziewać się propozycji z drugiej strony. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy, że rząd posiada jeszcze rezerwy i może podwyższyć swoją ofertę. O ile? To wciąż zagadka. Poniżej prezentujemy szczegółowe wyliczenia propozycji związkowej. Pierwsza rubryka dotyczy jednorazowej podwyżki w wysokości 30 proc., a druga opcji 15+15 proc. Opcja 30 proc. Nauczyciel stażysta - podwyżka o 725,10 zł brutto Nauczyciel kontraktowy - 746,10 zł Nauczyciel mianowany - 847,20 zł Nauczyciel dyplomowany - 995,10 zł Opcja 15+15 Nauczyciel stażysta - 362,55 zł + 416,93 zł = 779,48 zł brutto Nauczyciel kontraktowy - 373,05 zł + 429,01 zł = 802,06 zł Nauczyciel mianowany - 423,60 zł + 487,14 zł = 910,19 zł Nauczyciel dyplomowany - 497,55 zł + 572,18 zł = 1069,73 zł