Zarząd Krajowy SLD rozważy możliwość utworzenia rządu koalicyjnego
Sytuacja powyborcza i określenie kalendarza działań na najbliższe dni - to główny temat obrad zarządu krajowego SLD, który zebrał się dzisiaj.
- Z pewnością do ogłoszenia oficjalnych wyników wyborów żadne definitywne decyzje nie zapadną - powiedział rzecznik Sojuszu Michał Tober pytany, czy podczas zarządu będzie omawiany wariant rządu mniejszościowego lub koalicyjnego.
Zdaniem Józefa Oleksego, "żaden jeszcze ewentualny kandydat koalicyjny nie rysuje się jako przesądzony".
Leszek Miller pytany, czy będzie rozważana możliwość utworzenia rządu koalicyjnego odpowiadał: "właśnie w tej sprawie idę na posiedzenie zarządu".
Dziennikarze pytali Tobera, czy deklaracja liderów "Samoobrony", że poprze rząd mniejszościowy jest dla Sojuszu istotnym sygnałem? - Bardzo wielu polityków spoza SLD i Unii Pracy mnoży różne scenariusze, składa deklaracje - uważnie się tym głosom przysłuchujemy, ale decyzje co do dalszego przebiegu wydarzeń musimy podjąć samodzielnie - powiedział rzecznik SLD.
Atmosfera podczas obrad zarządu krajowego SLD mimo niedzielnej wygranej daleka jest od euforii. Wszystko dlatego, że zanim liderzy Sojuszu przystąpią do tworzenia czy to rządu mniejszościowego, czy też koalicyjnego, muszą rozliczyć winnych za poważne błędy popełnione w trakcie kampanii wyborczej, które splendoru Sojuszowi bynajmniej nie dodały. Pod politycznym pręgierzem jest szef sztabu wyborczego Krzysztof Janik. Z informacji RMF wynika, że zażalenia składają setki rozczarowanych i zszokowanych kandydatów, którzy byli pewni swego, a jednak do Sejmu nie weszli. O fatalnych błędach dziś mówią niemal wszyscy. Wielu na pozór pewniaków, którzy przejechali tysiące kilometrów, odbyli setki spotkań, dziś odchodzi z kwitkiem. Po pierwsze - kandydatów na listach SLD było po prostu za dużo. Wśród tysiąca dwudziestu osób mnóstwo było figurantów, którym coś partia zawdzięczała, więc w nagrodę wpisała ich na listy. Po drugie - listy źle skonstruowano. Między kandydatami wybuchały bratobójcze wojny. Musieli ostro rywalizować we własnym okręgu, były podgryzania a nawet donosy do prokuratury. Ci przegrani politycy SLD, a są ich setki, pogrążeni wciąż w ciężkim szoku mówią dzisiaj: "Pot, krew i łzy. Nasz pot już poszedł na marne, łzy leją się od wczoraj, a dziś zapewne poleje się czyjaś krew".
RMF/PAP