Zamknięci i szczęśliwi? Getta dla bogatych
Wysokie bramy, budki strażników, kamery, szyfry nawet przy wejściach na plac zabaw - coraz więcej Polaków mieszka na takich osiedlach.
Gated communities czyli "osiedla za bramą" są często spotykane w Stanach Zjednoczonych, rozwijają się w Australii, Afryce Południowej, w Centralnej i Południowej Ameryce oraz w Kanadzie. W latach 90. moda na osiedla strzeżone dotarła też do Polski. W większych miastach powstaje coraz więcej takich osiedli. Obok nowych zespołów mieszkań o wysokim standardzie, wyposażonych w ogrodzenia, bramy, strażników i monitoring zamykane są również istniejące już ulice, powstałe w latach wcześniejszych apartamenty i całe osiedla bloków mieszkalnych.
Fabryka Marzeń?
Marina Mokotów - zamknięte osiedle w Warszawie dla 5 tys. mieszkańców, z własnymi ulicami, "miasto w mieście". 32 hektary powierzchni otoczone ogrodzeniem i istniejącym wcześniej wałem ziemnym. Dodatkowym, osobnym ogrodzeniem otoczone są budynki wewnątrz. Podwójne płoty. Bramka z kodem cyfrowym nawet przy wejściu na plac zabaw dla dzieci. Każdy budynek ma swój, osobny taki plac. Obcy nie mają prawa wstępu.
Podobnie wyglądają inne stołeczne "osiedla za bramą". Jest ich już kilkaset. Mieszkają w nich głównie ludzie młodzi, 30- 40-latkowie. - Moda na izolowanie zdaje się mieć coraz więcej swoich wyznawców. Zielone Zacisze, Bukowy Dworek, Lazurowa Dolina, Słoneczny Stok, Zielone Mieszkanko - to nazwy mające się kojarzyć z bezpiecznym, szczęśliwym życiem we własnym domu z zadbanym ogrodem, placem zabaw dla dzieci i spokojnym sąsiedztwem. Nasuwa się tutaj pytanie, czy nadzieje pokładane w osiedlach "za murem" rzeczywiście się spełniają, czy też grodzenie jest po prostu dobrym chwytem reklamowym deweloperów? - zastanawia się Katarzyna Zaborska z Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego, badaczka zjawiska zamkniętych osiedli.
Pod dobrym adresem
W Polsce jednym z głównych powodów coraz częstszego grodzenia przestrzeni miejskiej jest silna potrzeba bezpieczeństwa, wynika z badań Katarzyny Zaborskiej. - Współistnienie obszarów zamieszkanych przez ludzi o różnym statusie ekonomicznym skutkuje postępującym poczuciem zagrożenia zamożniejszych warstw społecznych. Zamykanie się w odizolowanych enklawach może być również reakcją na epokę komunizmu, kiedy to potrzeba własności prywatnej była piętnowana i tłumiona, a teraz wraca w formie "warownych" apartamentów. Tendencją lat 60. w Polsce było mieszanie warstw społecznych w mieszkaniach komunalnych, czego skutkiem była rosnąca frustracja. Ten czynnik zdaje się mieć również wpływ na rosnącą potrzebę odizolowania się i podkreślenia przynależności do wyższej klasy społecznej - tłumaczy Katarzyna Zaborska.
Obok poczucia bezpieczeństwa główne motywy zamieszkania w odgrodzonych apartamentach to potrzeba mieszkania "wśród swoich" i prestiż wynikający z "dobrego adresu".
Sąsiad? Nie znam
- Mieszkańcy miast "przemykają" ze strzeżonego parkingu przy domu do takiego samego w pracy, hipermarkecie czy centrum rekreacyjnym. Strzeżone osiedla tworzą nowy, prywatny świat, który staje się coraz bardziej wyizolowany z życia społecznego - zauważa Katarzyna Zaborska.
Mieszkańcy zamkniętych osiedli izolują się nie tylko od świata za bramą, ale i od siebie samych. Dzieci nie mają okazji pobawić się na wspólnym, osiedlowym placu zabaw, bo każdy blok ma swoją odrębną, ogrodzoną piaskownicę. Gdy sąsiadki chcą poplotkować przed wejściem, siedzą lub stoją na chodniku przed ogrodzeniem. Na domofonach nie ma nazwisk mieszkańców. Brakuje nawet ławek, gdzie można byłoby usiąść przed blokiem.
Bywa, że sąsiedzi wcale się nie znają. - Gdy pewien pan po pół roku powiedział sąsiadce "dzień dobry", ta się przestraszyła, bo nie wiedziała, kim jest - opowiada INTERIA.PL Katarzyna Zaborska.
Getta dla bogatych
Opinie na temat społeczności strzeżonych są podzielone. - Ich zwolennicy są zdania, że każdy ma prawo do bezpieczeństwa i poszanowania porządku. Twierdzą, że gdy państwo nie jest w stanie zapewnić go obywatelom, muszą oni sami o nie zadbać, a jedną z metod jest właśnie odizolowanie się od niebezpieczeństw świata zewnętrznego. Przeciwnicy takiego poglądu wskazują, że w ten sposób powstają kolejne "getta dla bogatych", których skutkiem jest rozczłonkowanie architektury miasta oraz wzrastające podziały społeczne. Ich zdaniem miejskość to właściwie ukształtowana i funkcjonująca przestrzeń publiczna, czyli: ulice, place, parki, w których zarówno mieszkańcy miasta, jak i goście mogą poruszać się swobodnie. Tymczasem, ogrodzone murem osiedla, a nawet całe dzielnice, dzielą miasto i powodują zmianę roli oraz dostępności przestrzeni publicznej - przekonuje Katarzyna Zaborska.
Nawet sami mieszkańcy strzeżonych apartamentów dostrzegają niedogodności "osiedli za bramą". Skarżą sie głównie na to, że ich znajomi, za każdym razem legitymowani przy wejściu, przestają ich odwiedzać.
Bezpieczna przestrzeń
Czy istnieje alternatywa dla osiedli strzeżonych, pozwalająca również na zapewnienie poczucia bezpieczeństwa? Być może rozwiązaniem jest program "secure by design", którego naczelnym założeniem jest odpowiednie zaaranżowanie przestrzeni jeszcze w fazie projektu tak, aby była przestrzenią bezpieczną.
W Holandii projekt ten jest realizowany z sukcesem od 5 lat - tam gdzie został wdrożony liczba włamań zmniejszyła się o 30 proc., a subiektywne poczucie bezpieczeństwa wzrosło aż o 70 proc.. - Warto jednocześnie zauważyć, że z badań prowadzonych w USA wynika, że wskaźniki przestępczości w ogrodzonych społecznościach nie są dużo niższe niż w pozostałych - komentuje Katarzyna Zaborska.
Pierwszym w Polsce projektem, który został stworzony według reguł "bezpiecznej przestrzeni" jest osiedle w Siechnicach pod Wrocławiem. Charakteryzuje się ono zwartą konstrukcją domów, brakiem naturalnych osłon oraz odpowiednią aranżacją małej architektury i zieleni. Osiedle ma system kamer, ale nie ma ochroniarza. Bloki są tak wobec siebie usytuowane, że potencjalnemu przestępcy trudno byłoby się tu ukryć.
Wspólnota mieszkańców
Bramy czy mury wcale nie są pewnym sposobem na spadek przestępczości. Wiele zależy także od tzw. "przestrzeni społecznych".
- Badania wskazują, że istnienie nieformalnych przestrzeni, w których można się spotkać z sąsiadami, umożliwia powstawanie poczucia wspólnoty lokalnej, identyfikacji z miejscem zamieszkania i polepszenia stosunków sąsiedzkich. Dzięki temu tworzone są nie zamknięte tereny, lecz przestrzenie pozwalające na wytworzenie wspólnoty mieszkańców, wpływającej na zmniejszenie przestępczości. Bezpieczeństwo jest ściśle związane z zaufaniem i współdziałaniem mieszkańców. Aktywność społeczna przejawiająca się w interakcjach między poszczególnymi jednostkami, a otwarta przestrzeń społeczna jest miejscem gdzie te interakcje mogą zachodzić - przekonuje Katarzyna Zaborska.
Dodaje przy tym, że potrzebna jest społeczna debata na temat osiedli strzeżonych. - Ludzie kupują mieszkania na takich osiedlach, nie zastanawiając się nad swoim wyborem. Czytają w reklamach, że takie osiedla są modne, że tam jest bezpiecznie, że będą wśród swoich. Potem, gdy już zorientują się, że nie o to im chodziło i tak zostają, bo przecież wydali sporo pieniędzy. Nikt nie uświadamia im skutków takiego wyboru. Może gdyby znali alternatywę, zdecydowaliby się na coś innego - mówi INTERIA.PL Katarzyna Zaborska.
Małgorzata Żyłko