Pogoda
Warszawa

Zmień miejscowość

Zlokalizuj mnie

Popularne miejscowości

  • Białystok, Lubelskie
  • Bielsko-Biała, Śląskie
  • Bydgoszcz, Kujawsko-Pomorskie
  • Gdańsk, Pomorskie
  • Gorzów Wlk., Lubuskie
  • Katowice, Śląskie
  • Kielce, Świętokrzyskie
  • Kraków, Małopolskie
  • Lublin, Lubelskie
  • Łódź, Łódzkie
  • Olsztyn, Warmińsko-Mazurskie
  • Opole, Opolskie
  • Poznań, Wielkopolskie
  • Rzeszów, Podkarpackie
  • Szczecin, Zachodnio-Pomorskie
  • Toruń, Kujawsko-Pomorskie
  • Warszawa, Mazowieckie
  • Wrocław, Dolnośląskie
  • Zakopane, Małopolskie
  • Zielona Góra, Lubuskie

Zabójcze solaria, czarna wołga i inne miejskie mity

Podobno kiedy przeglądasz się w lustrze, wystarczy wypowiedzieć siedem razy słowa "krwawa Mary" albo "Mary Worth", by za tobą pojawiła się przerażająca twarz tej martwej od dawna kobiety.

/AFP

Od tej pory Mary nie da ci spokoju, ukazując ci się w ciemnych pomieszczeniach, w biały dzień czy podczas snu. Kiedyś w końcu cię zabije. Jeśli będziesz miał(a) więcej szczęścia, wyrwie ci tylko oczy.

Miejskie legendy to opowieści będące częścią folkloru naszych czasów - spełniają tą samą funkcję, co niesamowite opowieści naszych pradziadków, które zamieniały się w legendy, baśnie, porzekadła, a nawet ludowe mądrości.

Stare diabły, święci, demony i duchy żyją w tych legendach nadal, z tym, że obecnie towarzyszą im masowi mordercy, kosmici, arabscy terroryści, sataniści czy różnej maści mutanty, jak na przykład ofiary przeprowadzanych przez Niemców podczas drugiej wojny światowej eksperymentów medycznych.

Leśne monstra

/AFP

Podobno polskie lasy - szczególnie w zachodniej części kraju - do tej pory zamieszkują przedziwne istoty - hybrydy posiadające ciała świń czy psów i głowy niemowląt. Stwory te podkradają się nocami pod stojące na uboczu domy i wywabiają na zewnątrz ich mieszkańców płacząc i zawodząc, jak dzieci, po czym mordują zwabionych. Są pośród nich olbrzymy ze świńskimi ryjami na twarzach, psiogłowcy i - w zasadzie - cała menażeria doktora Moreau.

Jedną z najsłynniejszych postaci tego typu, funkcjonująca w amerykańskich miejskich mitach, jest "człowiek - ćma" - Mothman. W miasteczku Point Pleasant w Wirginii, gdzie widywano go najczęściej, ma nawet swój pomnik. Mothman jest humanoidalną istotą o gorejących, czerwonych oczach osadzonych - uwaga - w okolicach ramion. Kiedy wzbija się do lotu, przypomina olbrzymią ćmę. Odgłos, jaki wydaje lecąc, jest czymś pomiędzy straszliwym buczeniem i bzyczeniem owada a kobiecym piskiem. Ukazuje się nocą - podobnie, jak nasze pohitlerowskie mutanty - przy opuszczonych domach i w lasach. Nie krzywdzi raczej ludzi - żywi się ich psami. Nie jest wybredny - zjada zarówno psią rasowa arystokrację, jak i skundlony plebs. Właściciele znajdują jedynie psie kości rozrzucone dramatycznie w okolicy budy czy miski z wypisanym na niej imieniem pupila.

Czarownik ze wsi obok

/AFP

Oczywiście, jak to w miejskiej legendzie, nikt osobiście go nie widział. Prawie jednak każdy "zna kogoś, kto zna kogoś, kto widział". Występuje tu schemat podobny do tego, który zaobserwowali warszawscy studenci kulturoznawstwa na białoruskiej wsi - każdy lokalny mieszkaniec wie, że w okolicy mieszka czarownik o dwóch sercach. Ale kiedy studenci starali się go odszukać, okazywało się, że czarownik mieszka zawsze "w sąsiedniej wsi".

Jednym z najbardziej znanych miejskich mitów z kategorii "nadprzyrodzonych" jest mit o "znikającym autostopowiczu". Występuje - jak większość legend - w wielu wersjach. Zdarzenie miało miejsce pod Krakowem, Warszawą, Lublinem, Nowym Jorkiem, Berlinem czy Ołomuńcem. Kierowca samochodu, jadącego pustą drogą w środku nocy, zatrzymuje się, bo na poboczu stoi mała, samotna dziewczynka. Dziewczyna prosi o podwiezienie i podaje adres. Na wszystkie pytania, typu "co tu robisz sama, o tej porze", odpowiada cichym głosem "później, później, teraz nie czas na to, muszę szybko wrócić do domu". Mężczyzna zawozi dziewczynkę pod wskazany adres, lecz kiedy odwraca się w jej stronę, widzi, że tylne siedzenie jest puste. Jest przerażony, ale puka do drzwi domu, pod który podjechał. Blada kobieta w drzwiach mówi mu, że nie jest pierwszym, który podwoził tutaj ducha jej córeczki, która zginęła w wypadku samochodowym.

Zazwyczaj jednak miejskie legendy opisują zdarzenia, których zajście jest bardzo prawdopodobne, co sprawia, że są wiarygodne. Wydarzenie też zazwyczaj jest niesamowite - a to pomaga w szybkim rozprzestrzenieniu mitu.

Diaboliczne peruki i szatański parasol

/AFP

Takim na przykład jest mit o pannie młodej, która umarła na weselu, zatruwszy się trupim jadem - suknia była zdjęta przez grabarza ze zwłok wyłożonych w kaplicy i sprzedana do komisu. Podobnie jest z legendą o kobiecie, która wstydząc się tego, że jest łysa, nie zdejmowała nigdy peruki. Od jakiegoś czasu bolała ją głowa, poszła więc do lekarza, który stwierdził, że pod peruką zalęgły się robaki, które przegryzały się powoli przez czaszkę i żerowały na mózgu. Inny mit tego typu mówi o dziewczynie, która tak długo opalała się w solarium, aż ugotowały jej się wnętrzności.

W czasach jednak, kiedy złe duchy i demony zastępowane są przez straszliwe solaria i mordercze peruki, ludzie nadal potrzebują historii, które - pozostając realne - niosą ze sobą otoczkę diabolicznej nadnaturalności. Oto więc opowieść, która wydarzyła się - według świadków, którzy "znają tych, którzy znają etc." - w większości chyba amerykańskich miasteczek. Oto nastolatka chcąc wkupić się do "tajnego stowarzyszenia" założonego przez innych nastolatków - musiała przekraść się nocą do kaplicy leżącej w środku cmentarza i przynieść z powrotem leżącą na czole złożonych tam zwłok monetę. Bała się strasznie, przebrnęła jednak jakoś przez przerażający cmentarz do krypty. Leżąca w trumnie kobieta była potworna - twarz jak czaszka, dłonie jak szpony. Dziewczyna porwała z jej czoła monetę i, umierając ze strachu, wracała biegiem przez cmentarz, gdy poczuła na ramieniu dotyk zimnej dłoni. Jej serce nie wytrzymało. Rano znaleziono ją martwą u stóp nagrobnego, kamiennego anioła, o którego rękę się otarła.

Podobna historia opowiadana jest w Polsce: powodem pójścia na cmentarz o zmroku był przegrany zakład. Mężczyzna ubrany w prochowiec, z parasolem (była jesienna noc) wybrał się tam i ukląkł przy jednym z grobów. Wył wiatr i mężczyzna słyszał na ciemnym cmentarzu niesamowite odgłosy. Był przerażony i chciał odejść, jednak coś złapało za połę jego długiego prochowca. Mężczyzna umarł na zawał. Okazało się, że klękając, odruchowo wbił parasol w ziemię, przygważdżając do niej połę płaszcza.

Dziadunio w herbacie

/AFP

Niektóre mity są naprawdę makabryczne. Bazują generalnie na zasadzie "jeśli coś jest możliwe, to prawdopodobnie się wydarzyło". I tak na przykład pewna kobieta przemycała samolotem narkotyki w wypatroszonych zwłokach niemowlęcia, a rodzina z Ameryki, wysyłająca co miesiąc paczki z frykasami do socjalistycznej Polski, wysłała razu pewnego prochy dziadunia, który przed zejściem wyraził wolę bycia pochowanym w rodzinnym kraju, co napisano w osobnym liście. List jednak nie doszedł, a do Polski doręczono samą urnę. Polska rodzina - niczego nie świadoma i zadziwiona kolejnym nieznanym przysmakiem - słodziła dziaduniem herbatę, dopóki nie przyszedł opóźniony list.

Mity nasze powszednie

Najbardziej jednak popularne miejskie mity dotyczą naszego codziennego życia. I tak na przykład ludzie, których lata szkolne przypadały na koniec lat osiemdziesiątych dwudziestego wieku, pamiętają zapewne mit, że guma marki "turbo" jest rakotwórcza. Niektórzy zapewne nadal w to wierzą. Podobnie, jak w ludzkie odchody w napojach z McDonalds'a.

Obecnie rozpowszechnionym mitem jest pogłoska, że śmieci segregowane w kontenerach są wrzucane do tego samego kontenera w śmieciarce. Po części jest to prawda - niektóre kosze w Rumunii wyposażone są w osobne wloty dla szkła, metalu i papieru, ale wszystkie te śmieci wpadają do wspólnego worka. Pośród Polaków mieszkających na Wyspach pojawiła się pogłoska o bezrobotnych rodakach zjadających łabędzie i wiewiórki w parkach. Podobnie trzeba traktować legendy o szczurach i kotach serwowanych w wietnamskich restauracjach w Polsce.

Niektóre współczesne mity są wręcz zwyczajnymi plotkami - jak ten o romansie byłego prezydenta RP z Edytą Górniak.

Za czasów socjalizmu najbardziej rozpowszechnionym mitem była legenda o czarnej wołdze, w której jeździły - zależnie od wersji - wampiry, diabły, księża bądź działacze KC, porywając młode dziewczyny. Równie popularny był mit o podziemnych korytarzach i ukrytych halach w podziemiach Pałacu Kultury.

W latach osiemdziesiątych tematem miejskich legend w Polsce byli sataniści - wiązało się to z pojawieniem się w szarym i zgrzebnym kraju przedstawicieli subkultury fanów heavy metalu, którzy nie ukrywali fascynacji mrocznymi tematami i ubierali się - jak na tamte czasy - dziwnie. Mnożyły się szeptane opowieści o czarnych mszach na cmentarzach i krzyżowaniu czarnych kotów. Mit ten był na tyle nośny, że niektórzy domorośli sataniści faktycznie zaczęli odprawiać tego typu "obrzędy", myśląc, że tak właśnie powinni się zachowywać prawdziwi czciciele Lucyfera. Przed wizytami papieża Polska huczała od plotek o planowanym przez satanistów (a nie - co dziwne - np. komunistów) zamachu na jego życie (do dzieci miał podchodzić ubrany a'la Woland mężczyzna i pytać "kiedy przyjeżdża pan Jezus").

Mity prawdziwe

/AFP

Niektóre krążące mity mają w sobie jednak dużo prawdy, bądź prawdziwe się stają - jak ten z mordowaniem czarnych kotów, czy pogłoska o wciskaniu żyletek w jabłka darowane amerykańskim dzieciom podczas nocy Halloween. Mit ten był tak popularny, że ktoś w końcu zaczął wciskać te nieszczęsne żyletki w te nieszczęsne jabłka.

Niektóre mity są na tyle prawdopodobne, że ich zaistnienie wynika z prostego rachunku prawdopodobieństwa, jak na przykład legenda o trupie w hotelowym łóżku, zobrazowana przez Roberta Rodrigueza w jego części filmu "Cztery pokoje", kilka razy wydarzyła się naprawdę, podobnie jak historia o dzieciaku, który niechcący powiesił się na halloweenowej linie wisielczej, która - według producenta - nie miała prawa się zacisnąć.

Niektóre mity wydają się celowo urealniane - po Nowym Jorku przez długie lata krążył mit, że w systemie kanałów krążą aligatory, które właściciele spuszczali, kiedy były małe, w toalecie. I oto kilka dni temu w Indianapolis znaleziono w kanałach zdechłego aligatora. Wydaje się jednak, że został tam podrzucony przez jakiegoś "urban legend freaka".

Są mity, które były celowo wymyślone, aby wywrzeć określony skutek społeczny. Tak na przykład mit o naćpanej LSD opiekunce do dziecka, która upiekła je w piekarniku zamiast indyka był stworzony w latach 60-tych w celu zohydzenia narkotyków i hippisowskiej psychodelicznej subkultury w oczach amerykańskiej opinii publicznej. Do tej kategorii można też zaliczyć rozpowszechniany przez propagandę PRL mit o stonce ziemniaczanej zrzuconej na ludową ojczyznę przez wrogie komunizmowi amerykańskie siły. Mit o generale Andersie, który miał pojawić się w Polsce na białym koniu przypomina już stare, prawdziwe legendy - o śpiących rycerzach czy królu Arturze, którzy przybędą, kiedy naród znajdzie się w opresji.

/AFP

Niewykluczone, że celowo wymyślony był również mit o rzekomej śmierci Paula McCartneya w wypadku samochodowym i zastąpienia go sobowtórem. Fani dostrzegali w tekstach zespołu rozmaite znaki i sygnały, które miałyby sugerować, że Paul nie żyje. Zjawisko przybrało rozmiary masowej histerii - na okładkach płyt dostrzegano świeżo wykopane groby, kilkakrotnie pojawiał się nad głową Mc Cartneya motyw otwartej dłoni, co - z jakiegoś powodu - miałoby symbolizować jego śmierć. Na okładce płyty "Sgt. Pepper..." Paul nosi mundur z naszywką OPD - co ma być angielskim skrótowcem od zbitki "oficjalnie uznany za zmarłego". I tak dalej: trupia dłoń wyciągnięta w jego stronę we wkładce "Białego albumu" , pęknięta głowa na rysunku na okładce "Magical Mystery Tour" etc. Ludzie masowo kupowali płyty Beatlesów nie tylko dla muzyki, ale też po to, by na własną rękę odcyfrowywać przesłania tam zawarte.

Mity babcine i prababcine

Mity tego typu towarzyszą ludzkości od dawna - nasze babcie opowiadały sobie historię o przystojnym chłopcu na potańcówce, z którym "koleżanka koleżanki koleżanki" bawiła się świetnie, dopóki nie zauważyła, że tancerz na kopyta zamiast nóg. Babcie opowiadały też o komunistach. Ci na Syberii dokopali się do piekła, które od razu zasypali, przerażeni jękiem i zawodzeniem potępionych. Bardzo starym mitem jest legenda o tym, że caryca Katarzyna uprawiała seks z koniem, inne mity przekształciły się w pełnoprawne legendy, jak ta, że niejaki Twardowski sprawił, że król Zygmunt August ujrzał w lustrze odbicie swojej zmarłej żony - Barbary Radziwiłłówny.

Mity najnowsze

/AFP

Mity pojawiają się na bieżąco i dotyczą tematów aktualnych - kiedy zaczęło dużo mówić się o przeszczepach organów, pojawiły się legendy o złodziejach nerek. Kiedy pojawił się HIV - pojawił się też mit o "klubie zarażających" wirusem - za pomocą zakażonych igieł czy takiej krwi zmieszanej z keczupem w przydrożnych barach.

W ostatnich latach mity rozprzestrzeniane są przez internet - jak na przykład maile opowiadające historię martwej dziewczyny, która zemści się, jeśli nie prześle się listu do kolejnych kilku osób.

Na koniec legenda, która krąży po kraju w ostatnich latach, opowiadana jako prawdziwe wydarzenie i tak przez większość osób odbierana. Opowiada o Sylwestrze organizowanym w górskim pensjonacie przez grupę ludzi, którzy upiwszy się, zaczęli zjeżdżać na nartach po schodach. W tym samym czasie do swego pokoju wracała dziewczyna z zupełnie innej imprezy i - niestety - została potrącona przez schodowego narciarza: straciła przytomność. Imprezowicze zawieźli ją do szpitala i tam zostawili. Na drugi dzień, kiedy wytrzeźwieli, wrócili po nią. - Nie mogę jej wypisać. - Pokręcił głową ordynator. - Niby wszystko z nią w porządku, ale chyba lekko ześwirowała. - Lekarz popukał się w głowę. - Twierdzi, że przejechał ją narciarz, kiedy wchodziła po schodach.

INTERIA.PL

Zobacz także