Wildstein kontra "Wyborcza"
Moje relacje z "Wyborczą" są niedobre już od bardzo dawna. A w tej chwili uczyniła mnie uosobieniem zła - powiedział w wywiadzie dla "Życia Warszawy" Bronisław Wildstein, były dziennikarz "Rzeczpospolitej".
W wywiadzie dla "Życia Warszawy" Wildstein zdradza motywy, dla jakich wyniósł z IPN listę zasobów osobowych Instytutu.
"Dzięki mnie (pokrzywdzeni - red. ) będą mieli szybszy dostęp do swoich teczek i ich sytuacja może się wyjaśnić. Jeżeli ktoś się czuje pokrzywdzony, dlatego że znalazł się na tej liście, to jest to jakieś dziwne przewrażliwienie. Ja znam mnóstwo ludzi, którzy się na niej znaleźli i którzy dzwonili do mnie i mi dziękowali. Na przykład Jadwiga Staniszkis" - mówi.
Ale Wildsteinem kierowały też bardziej osobiste motywy, związane z chęcią wyjaśnienia śmierci jego przyjaciela, Stanisława Pyjasa. "Uważam wręcz, że jest to mój psi obowiązek. Staszek był dla mnie niezwykle ważną osobą w chwili, gdy został zabity. Uważałem go za najbliższego przyjaciela. Ale to nie są moje jedyne rachunki z SB" - tłumaczy dziennikowi Wildstein.
Dziennikarz nie obawia się, że wyniesiona przez niego lista będzie źródłem cierpień dla niewinnych ludzi. "Krzysztof Kozłowski opowiedział historię o jakiejś dziewczynie, która została przez SB złamana, a po ujawnieniu tego zabiła się. Przejąłem się i zacząłem szukać tej dziewczyny. I tak szukam do dziś. Podobnie było ze sprawą Lesława Maleszki pracującego w 'Gazecie Wyborczej'. Gdy chcieliśmy równocześnie zamieścić list o jego współpracy z SB w "Rzeczpospolitej" i "Gazecie", oburzony Adam Michnik zasugerował, że może go to doprowadzić do samobójstwa. I co? Żyje do dziś i jakoś nie ma tego lustracyjnego samobójstwa" - opowiada Wildstein.
Krytykuje on też w ostrych słowach działania "GW": "Spodziewałem się negatywnej reakcji 'Gazety Wyborczej', ale takiego paroksyzmu paniki, histerii i manipulacji nie oczekiwałem. To, co zrobiła "Wyborcza", to ewidentna, przemyślana ofensywa, kontratak na lustrację. Gdy to czytam, czuję potworne obrzydzenie. I wściekłość. Od razu zobaczyłem strategię 'Wyborczej'. Ona codziennie wali w tytułach o 'ubeckiej liście'. A przecież doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że wielu czytelników czyta niewiele więcej niż tytuły, a bardzo wielu sobie wyrabia opinię na podstawie tytułu".
Życie Warszawy