Maciej Grzyb: Jakie są pani opinie o filmie "Śmierć prezydenta", wyemitowanym przez National Geographic Channel? Jest pani zadowolona, że taki film powstał, czy może zniesmaczona jego treścią, tym, co się w nim znalazło? Małgorzata Wassermann: - Ja jestem zdruzgotana tym filmem. Nie tylko tym, co autorzy pokazali, jeżeli chodzi o stronę rosyjską, ale przede wszystkim tym, że Polacy uczestniczyli w takim przedsięwzięciu, że przyłożyli rękę (nie tylko w raporcie, ale swoimi wypowiedziami) do kompromitacji państwa polskiego; do pokazywania nieprawdziwego obrazu. Mówiąc wprost: kłamali w tym filmie. - Proszę zwrócić uwagę, jaki jest wydźwięk filmu. Po pierwsze: bardzo dobra współpraca polsko-rosyjska, po drugie: zatroskany kapitan Protasiuk, który w zasadzie wie, że straci pracę, jeśli nie wyląduje w tych warunkach, sugestie o tym, jakoby poprzedni pilot, który był w Gruzji, stracił pracę... Konkluzja jest taka, że brawura po stronie polskiej, nacisk osób, które były w samolocie, doprowadziły do tej katastrofy. I w zasadzie to jest bardzo banalne. Ten film jest krytykowany, między innymi przez panią. - Ten film jest przede wszystkim jest skrajnie nieuczciwy. Gdyby on był uczciwy, to byłyby wypowiedzi wielu stron, a nie tylko strony rosyjskiej. To rosyjski punkt widzenia został przyjęty jako prawda obowiązująca. I do tego są wypowiedzi polskich członków komisji, którzy tak naprawdę autoryzują ten scenariusz. To jest wyjątkowo nieuczciwe, to jest zdrada własnego kraju. Ten film zawiera kłamstwa, nieprawdy? Czy ten filmy zawiera niedopowiedzenia bądź też milczy na temat niektórych kwestii? - Ten film zawiera zarówno kłamstwa, jak i nieprawdy, jak i milczy na temat bardzo wielu kwestii. Po pierwsze: chcę zwrócić uwagę, że chyba już dzisiaj w Polsce nikt nie powie, że współpraca polsko-rosyjska była dobra. Była fatalna, przyznaje to nawet premier. Druga sprawa: sugerowanie, że osoby będące na pokładzie wywierały nacisk na pilotów jest po prostu niedopuszczalne. - Chcę podkreślić, że 36. pułk to byli piloci, którzy latali tylko i wyłącznie z VIP-ami. W związku z powyższym dla nich obecność prezydenta, premiera czy innej osoby na pokładzie to jest po prostu chleb powszedni. Mówienie, że ta albo inna delegacja wywierała presję, jest kolejną nieprawdą. Kolejną nieprawdą są np. wypowiedzi zarówno po stronie polskiej, jak i rosyjskiej, że nie stwierdzono materiałów wybuchowych. Mamy przecież wyraźne stwierdzenie naczelnego prokuratora wojskowego, który mówi, że stwierdzono trotyl, i w tym momencie jest tylko kwestia dalszych badań. - Mogłabym tak w zasadzie zdanie po zdaniu dementować i pokazywać, ile w tym filmie jest nieprawdy. Poza tym, uczciwy autor i reżyser daje możliwość wypowiedzi wszystkim stronom. Chcę zwrócić uwagę na jedną rzecz. Mamy ekspertyzy profesorów, osób, które są autorytetem na całym świecie, jak i w Polsce, ludzi, którzy przeprowadzili rzetelne badania, w przeciwieństwie do członków komisji Millera. Ci bowiem tak naprawdę nie uznali za stosowne zbadania ani wraku, ani miejsca zdarzenia, ani czarnych skrzynek. Doszli bowiem do przekonania, że nie ma takiej potrzeby. Pani zdaniem autorzy tego filmu nie wiedzieli o wielu rzeczach, czy też nie chcieli powiedzieć o tych kwestiach, które w tej chwili są jeszcze nierozwikłane, nierozwiązane? - Myślę, że autorzy tego filmu są przede wszystkim skrajnie nieuczciwi i nierzetelni. Gdyby tylko chcieli, nawet zbierając materiał, to dopuściliby do głosu również inne strony. A tak naprawdę dopuścili tylko głosy chwalące stronę rosyjską, chwalące współpracą polsko-rosyjską. To jest nie do pogodzenia się. Czy pani jako prawnik i córka jednej z ofiar będzie podejmować jakieś kroki prawnie przeciwko autorom tego filmu? - Ja mam taką głęboką nadzieję, że w najbliższym czasie spotkamy się wszyscy, na komisji u pana ministra Macierewicza, i tam wypracujemy wspólne stanowisko. Muszę powiedzieć , że to strasznie bolesne i przykre - co u Państwa często powtarzam - że my musimy zawsze liczyć na samych siebie, dlatego, że na władzę, aparat państwowy nie możemy. Zastanawia się pani nad tym, żeby chociaż poprosić o sprostowanie, chociaż napisać list do autorów z prośbą, żeby ci wysłuchali także drugiej strony? - Myślę, że list do autorów to jest zbyt mało. Tak nieuczciwie i skrajnie niesprawiedliwe sformułowane tezy w tym filmie świadczą o tym, że nie ma dobrej woli po stronie autorów. Wydaje mi się, że tutaj odpowiednim miejscem byłby ewentualnie sąd i kwestia naruszenia dóbr osobistych. I nie wierzę w dobre intencje autorów. Zarówno państwo jako dziennikarze, jak i my, wiemy o tym, że jeśli chce się zmontować uczciwy materiał, to się podaje wszystkie punkty widzenia. Czy pani rzeczywiście zastanawia się, żeby z autorami tego filmu spotkać się w sądzie? - Myślę, że będziemy na ten temat rozmawiać i jeśli będzie takie stanowisko większości, to ja jestem absolutnie za tym. Na podstawie takiej, że naruszono dobra osobiste. Ja już nie mówię o tym, że naruszono dobra osobiste Polski jako kraju, naruszono dobra osobiste zmarłego prezydenta i osób , które były w tym samolocie. Niestety, one nie mogą dochodzić swoich praw, ale my żyjący mamy takie prawo i obowiązek. Myślę, że będziemy na ten temat rozmawiać. Musze powiedzieć, że z głębokim bólem i żalem oglądam to, jak pan minister Miller i pozostali członkowie, uczestniczą w czymś, co ja bym nazwała zdradzeniem własnego kraju. interia360.pl: "Śmierć prezydenta" - burza po emisji filmu National Geographic