Wałęsa pewny siebie
- Z każdym sobie poradzę, jeśli wystartuję - zapewniał Lech Wałęsa podczas czata w portalu INTERIA.PL. Na pytanie, kto ma największe szanse na zwycięstwo wyborcze, odparł, że oczywiście on sam. - Tylko pewniacy zwyciężają - dodał.
- Na dzisiaj jestem 60 do 40 procent na "nie" - tak Wałęsa mówi o swoim zamiarze startu w wyborach prezydenckich. Wcześniej zapowiadał, że właśnie dziś ogłosi ostateczną decyzję, co do startu w wyborach.
Podczas czata zahaczono też o kwestie ostatniej hucznej imprezy imieninowej byłego prezydenta. Wałęsa podkreślił, że cel został osiągnięty. - Daliśmy sygnał innym elitom regionalnym aby szukały porozumień dla dobra Polski - podsumował sobotnie wydarzenie Wałęsa. Zapytany o porozumienie z Kwaśniewskim, były prezydent stwierdził: "Żadnego porozumienia, dobry przykład".
- Dobry administrator, kiepski przywódca - tak były prezydent ocenił kończącego powoli swe urzędowanie Aleksandra Kwaśniewskiego. Prośbę o podsumowanie dziesięciu lat kadencji Kwaśniewskiego, Wałęsa skwitował krótko: "Stracony czas".
Dużo uwagi podczas rozmowy poświęcono kwestii "Solidarności" i przełomu 1989 roku. Wałęsa przyznał, że zadanie jego pokolenia "Solidarności" było rozpisane na trzy etapy: po pierwsze przełamanie monopolu komunistycznego, po drugie podział tego monopolu na pluralizm, demokrację i kapitalizm, po trzecie łączenie się w grupy interesów (związkowcy, partie polityczne, kapitaliści). Na pytanie, jaką Polskę mielibyśmy teraz, gdyby nie "Solidarność", Wałęsa odparł: "Prawdopodobnie bylibyśmy w wojnie domowej".
Wałęsa odpowiadał też na pytania związane z jego wystąpieniami podczas "pomarańczowej rewolucji" w Kijowie. Nie zaprzeczył, że pojawiłby się na podobnych wiecach w Mińsku czy Grodnie, gdyby tylko była taka potrzeba. Zapytany, dlaczego ratuje Ukrainę , a Polskę zostawia, odparł: "Bo tam mnie proszą, a tu mi dziękują".
Na koniec Wałęsa odpowiedział na pytanie, o jaką Polskę walczyłby, gdyby wygrał wybory prezydenckie. - O Polskę dobrze wkomponowaną w kontynentalizm i globalizację - podsumował były prezydent.
O "reaktywacji" Wałęsy pisaliśmy już kilka miesięcy temu. Polityk, o którym przez kilka lat było cicho i wydawało się, że nieodwołalnie przejdzie do lamusa historii, pod koniec zeszłego roku znów przypomniał o sobie.
Wystarczy wymienić jego jesienną podróż do USA, w czasie której walczył o zniesienie wiz dla Polaków, wsparcie Wałęsy dla ukraińskiej pomarańczowej rewolucji czy jego przepychanki z - wedle określenia samego byłego prezydenta - "psycholami od Rydzyka".
A Wałęsa wcale nie zwalnia tempa. Pojednanie z Aleksandrem Kwaśniewskim, przygotowania do obchodów rocznicy Sierpnia 1980, telewizyjna debata z Wojciechem Jaruzelskim - to przecież wydarzenia kilku tylko ostatnich tygodni. A teraz szykuje się jeszcze być może powtórka słynnego "nie chcę, ale muszę" i start w wyborach prezydenckich...
Z pewnością najbardziej spektakularnym gestem Wałesy było pojednanie z największym do niedawna wrogiem. W ubiegłą sobotę do domu państwa Wałęsów na ulicy Polanki w Gdańsku jak co roku przybyło mnóstwo gości. Tym razem jednak solenizant zaprosił także tego, którego obecności na imieninach Wałęsy jeszcze kilka miesięcy temu nikt by się nie spodziewał - Aleksandra Kwaśniewskiego.
Słynne watykańskie pojednanie byłego i obecnego prezydenta w czasie uroczystości pogrzebowych Jana Pawła II diametralnie zmieniło sytuację - byli wrogowie stali się przyjaciółmi, co jest rzeczą w polskiej polityce rzadko spotykaną. Wałęsa jeszcze raz udowodnił, że stać go na zdecydowane kroki, nawet jeśli naraża go to na oskarżenia o ratowanie zagrożonego "układu okrągłego stołu".
Wałęsa ogłosił także, że gotów jest znów wziąć na siebie obowiązki głowy państwa i nie wyklucza ponownego kandydowania na urząd prezydenta RP. Nie wyklucza, ale i nie może się zdecydować, bo od kilku tygodni mówi sprzeczne rzeczy na ten temat. Kilka dni temu zapowiedział jednak, że ostateczną decyzję ogłosi dziś.
Zbliżająca się 25-ta rocznica Sierpnia 1980, w której Wałęsa odegra główną rolę, na pewno pomogłaby mu w ewentualnej kampanii wyborczej. Tylko czy społeczeństwo będzie chciało dać legendzie Solidarności jeszcze jedną szansę i zaryzykować kolejne "wojny na górze"? A może Wałęsa znów wszystkich zaskoczy...