Wałęsa: Gdy Ojcem Świętym został Polak, udało się zorganizować 10 mln
- Zwycięstwo Solidarności należy do całego naszego pokolenia - powiedział Lech Wałęsa, legendarny przywódca Solidarności, były prezydent Polski, podczas uroczystości w Pałacu Prezydenckim w Warszawie z okazji 32. rocznicy podpisania Porozumień Sierpniowych. - Porozumienia Sierpniowe były możliwe, bo ówczesna władza czuła, że rośnie siła oporu całego narodu - mówił prezydent Bronisław Komorowski.
- To jest zwycięstwo całego naszego pokolenia (...). Cieszmy się, że naszemu pokoleniu udało się dokonać pokojowo nieprawdopodobnej rzeczy - mówił Wałęsa, wspominając wydarzenia sprzed 32 lat.
Podkreślił przy tym olbrzymie trudności, z jakimi zmagała się Solidarność. - Nikt nie wierzył. Ja już rozmawiałem w tamtym czasie z politykami, z premierami, prezydentami i nawet królami i nikt nam nie dawał szans - wspominał Wałęsa, zaznaczając przy tym, że w Polsce i przy jej granicach stacjonowały wojska ZSRR.
Zwrócił uwagę, że obchodzone 31 sierpnia święto Solidarności jest świętem całego narodu, upamiętniającym zwycięstwo nad komunizmem i powinno być obchodzone przez wszystkich Polaków. -Jestem tu, by prosić państwa, prosić pana prezydenta, abyśmy to święto państwowe, które jest już ustalone, zaczęli obchodzić państwowo, byśmy nie oddawali go żadnej grupie, ani politycznej, ani związkowej - zaznaczył Wałęsa.
- Na początku było nas z 10 osób. (...) Gdy Ojcem Świętym został Polak, udało się nam zorganizować 10 mln ludzi - mówił, podkreślając rolę Jana Pawła II w mobilizacji narodu.
Były prezydent apelował też o większy wzajemny szacunek w obecnych czasach, który jego zdaniem pozwoli lepiej wykorzystać zwycięstwo Solidarności sprzed 32 lat i skuteczniej rozwijać Polskę. W jego ocenie, przyszłość nie tylko Polski, ale i Europy wymaga zastanowienia się na fundamentalnymi kwestiami dotyczącymi kapitalizmu, demokracji i wspólnych wartości.
Komorowski: nie byłoby Porozumień Sierpniowych bez oporu narodu
- Pewnie każdy z nas wraca wspomnieniami do tamtego szczególnego czasu. Wszyscy czujemy, że uczestniczyliśmy w czymś absolutnie niezwykłym, kroczyliśmy po jakiejś niezwykłej drodze, która prowadziła nas od paskudnych czasów do wielkiego sukcesu odzyskania wolności - zwrócił się prezydent Bronisław Komorowski do działaczy demokratycznej opozycji biorących udział w uroczystości.
- Mówiąc o triumfie porozumienia, trzeba pamiętać o tych, którzy ciężko walczyli, którzy mieli zasługi w czasach, kiedy o żadnym porozumieniu mowy być nie mogło - mówił Komorowski. Podkreślił, że Porozumienia Sierpniowe były możliwe, ponieważ "ówczesna władza czuła, że słabnie, kiedy już wiedziała, że rośnie siła oporu społeczeństwa, całego narodu".
- Chciałem, abyśmy przypomnieli tych, którzy byli cząstką polskiej drogi do tego sukcesu nie tylko przez uczestnictwo w strajku, ale też przez uczestnictwo w działaniach opozycji przedsolidarnościowe - podkreślił Komorowski. Podziękował też osobom, które poświęciły się pracy "dla nowej Polski, gdy ona już powstawała po nocy stanu wojennego".
Prezydent odznaczył w piątek ponad 40 działaczy demokratycznej opozycji Krzyżami Komandorskimi, Oficerskimi i Kawalerskimi Orderu Odrodzenia Polski oraz Złotymi Krzyżami Zasługi. Wśród odznaczonych za "wybitne zasługi w działalności na rzecz przemian demokratycznych w Polsce, za osiągnięcia w podejmowanej z pożytkiem dla kraju pracy zawodowej i społecznej" znaleźli się m.in. członkowie pierwszego Niezależnego Zrzeszenia Studentów.
Prezydent wyraził żal, że nie może wręczyć odznaczenia premierowi Donaldowi Tuskowi, który był współzałożycielem i członkiem NZS. Przyznawanie odznaczeń funkcjonariuszom państwowym jest niezgodne z ustawą o orderach i odznaczeniach.
Tusk: Trzeba było mieć dużo bezinteresowności i odwagi
- Nie ukrywam, że prosiłem pana prezydenta, żeby móc być dzisiaj razem z wami. Szczególnie mówię o tych, którzy są moimi przyjaciółmi od lat, nawet, jeśli z niektórymi nie miałem okazji rozmawiać od bardzo długiego czasu - powiedział premier do działaczy demokratycznej opozycji biorących udział w uroczystości.
- To ma bardzo osobisty wymiar dla mnie, bo dziś na tej sali widzę osoby, o których Polska i świat tak niewiele wiedzą, o tym ile zdrowia, uczuć, ile swojego szczęścia poświęcili, i to wtedy, gdy było naprawdę najtrudniej, wtedy, kiedy bezinteresowność była najwyraźniejszym znakiem ich rozpoznawczym - podkreślił.
-Trzeba było być radykalnie bezinteresownym, żeby pod koniec lat 70. w Gdańsku ganiać się po stołówce studenckiej z esbekami i rozrzucać ulotki (...). Trzeba było mieć dużo odwagi i bezinteresowności, żeby pod koniec lat 70. chodzić po Gdańsku w późny zimowy wieczór i namawiać ludzi, by przyszli pod bramę stoczni - powiedział.
Tusk przypomniał m.in. 1979 r. - Pamiętam bardzo dobrze te twarze bardzo młodych ludzi, byliśmy wtedy studentami, nasze niewiarygodne, publiczne szczęście, kiedy w 1979 r. nieobecni tutaj Bogdan Borusewicz, Piotr Chrapczyński, Antek Mężydło namawiali nas do takiego odważniejszego wychodzenia do ludzi z ulotkami namawiającymi do uczczenia rocznicy grudniowej. I pamiętam to nasze niewiarygodne szczęście, gdy po raz pierwszy - przynajmniej ja to tak pamiętam - w kolejce elektrycznej czy tramwaju, ludzie nie odwracali się od nas z niepokojem na twarzy i brali od nas ulotki - mówił.
Przypomniał, że na uroczystości pod bramę stoczni gdańskiej przyszło kilka tysięcy ludzi. "Po raz pierwszy w tak dużej grupie przyszli wtedy ludzie z miasta, nie tylko ze stoczni" - zaznaczył premier. Jak mówił, stało się tak dzięki zgromadzonym na uroczystości.
- Wtedy Lech Wałęsa powiedział - i myśmy, ta nieduża grupa tak wówczas głęboko wierzących w to, co robimy, nawet myśmy w to nie wierzyli - że w tym miejscu za rok będzie stał pomnik, wielki pomnik, a jak nie, to usypiemy wielki pomnik z kamieni, bo będą nas miliony. To było pół roku przed sierpniem. Cuda się naprawdę zdarzają (...). Wy byliście tego uczestnikami, świadkami, i w jakimś sensie posłańcami, za co chciałbym wam bardzo serdecznie podziękować. To wzruszenia, które potem przeniosły się do serc milionów ludzi - powiedział.
Tusk wspominał też 31 sierpnia 1980 r., gdy stocznia gdańska już opustoszała po podpisaniu porozumień, gdy m.in. z Andrzejem Zarębskim zastanawiał się, że "to niemożliwe, że to już będzie koniec". - Te kilkanaście dni tamtego sierpnia to było najwyższe poczucie szczęścia, jakie człowiek może w życiu publicznym osiągnąć - wspomniał. Jak mówił, "z tego strachu, że znów będzie nudno, szaro i tak socjalistycznie zrodził się pomysł, by tego samego dnia założyć Niezależne Zrzeszenie Studentów Polskich; później stał się to ogólnopolski NZS".
INTERIA.PL/PAP