Przed Strzelnicą nr 1 Wojskowej Akademii Technicznej w Warszawie stawiam się o godzinie 8 rano. Przy bramie witam się z kpt. Marcinem Bełdygą, który będzie moim opiekunem i przewodnikiem podczas "Trenuj z wojskiem w ferie". Obok rozstawione są dwa namioty, przy których stoi już długa kolejka. Każdy musi wypełnić dokumenty związane z akceptacją regulaminu, RODO, brakiem przeciwwskazań zdrowotnych oraz zgodą na publikację wizerunku. W przypadku osób niepełnoletnich wymagana jest także zgoda rodziców lub prawnych opiekunów. Niepokoje, miłość i ciekawość Podczas części "papierkowej" rozglądam się uważnie. Tak na oko na placu stoi ponad sto osób (Mamy 150 miejsc na szkoleniu - uściśla kpt. Bełdyga). W różnym wieku, chociaż większość wygląda na 30-, 40-latków. Więcej mężczyzn, ale różnica nie jest wcale duża - kobiet też jest sporo. Kto i po co przyszedł się szkolić? Najpierw dwa słowa o mnie: Paulina, 29 lat, dziennikarka. Na co dzień pracuję przy biurku. Jak już wspomniałam - z wojskiem nie miałam wcześniej do czynienia. Chociaż pisząc newsy o wojnie w Ukrainie, musiałam nauczyć się rozpoznawać różnego rodzaju sprzęty wojskowe, to nigdy nie miałam w ręku prawdziwej broni. Któregoś dnia, kiedy z Ukrainy dotarły kolejne wieści o atakach na cywilów, zadałam sobie pytanie, które pewnie w ciągu ostatniego roku przyszło do głowy każdemu Polakowi: - Co zrobię, jeśli w Polsce wybuchnie wojna? Zostanę? Wyjadę? Będę walczyć? A może nie będę miała żadnego wyboru? Pewne jest jedno - jeśli kiedyś będę musiała stanąć w obliczu sytuacji kryzysowej, to chcę wiedzieć, jak sobie poradzić. A na "Trenuj z wojskiem" taką wiedzę można zdobyć od ekspertów. W rozmowach z uczestnikami szkolenia słyszę: - Takie są czasy, że nie wiadomo co będzie i warto coś umieć. Jestem w trakcie rekrutacji do Wojsk Obrony Terytorialnej. Ktoś musi w razie czego bronić tego kraju i naszych rodzin - Damian, 38 lat, kucharz; - Przyszedłem tu głównie ze względu na to, co dzieje się na naszych granicach i na Ukrainie. Fajnie byłoby wiedzieć, jak się zachować w kryzysowych sytuacjach. Wcześniej nie miałem nigdy do czynienia z wojskiem - Kordian, 31 lat, programista; - Zainspirowała mnie koleżanka, która brała udział w "Trenuj z wojskiem" w jednostce w Giżycku. Jestem aktywna i pomyślałam sobie: "czemu nie"? To moje pierwsze doświadczenia z wojskiem. Zapowiada się fajna przygoda - Agata, 47 lat, przedszkolanka; - Pojawiłem się tutaj ze względu na troskę o swoją rodzinę, żonę, siebie. Drugi powód to miłość do Ojczyzny. W rodzinie słuchałem opowieści o Powstaniu Warszawskim, w którym walczył mój dziadek. To też jakaś forma marzenia z dzieciństwa, żeby bronić innych, być dobrym Polakiem - Tomasz, 41 lat. To, na co wszyscy czekają Po wszystkich formalnościach następuje podział na grupy i oficjalne powitanie. Na początku oglądamy krótki pokaz wojskowy. W końcu zaczyna się właściwe szkolenie. Grupy idą do wyznaczonych punktów. W ciągu ośmiu godzin instruktorzy będą uczyli podstaw: posługiwania się bronią, strzelania, walki wręcz, przetrwania w trudnych warunkach, nawigowania w terenie, pomocy medycznej i zachowania podczas alarmu i ostrzału. Będą także zajęcia z taktyki, rzutu granatem oraz ochrony przeciwchemicznej. Zaczyna padać, ale wszyscy są tak pochłonięci swoimi zadaniami, że nikt nie zwraca na to najmniejszej uwagi. - Na ten punkt chyba wszyscy cieszą się najbardziej - mówi kpt. Bełdyga, kiedy idziemy na strzelnicę. Wcale się nie dziwię. Ja też bardzo chcę się w tym sprawdzić. Mam okazję poćwiczyć na urządzeniu szkolno-treningowym polskiej konstrukcji "Śnieżnik", wykorzystywanej do szkolenia ogniowego podchorążych WAT. - Posiada szerokie spektrum możliwości w doborze rodzaju broni, której używa się w Wojsku Polskim. Między innymi: karabinki szturmowe (Beryl, AKMS, Mini Beryl,) pistolety maszynowe, karabiny wyborowe, karabiny maszynowe, ręczne wyrzutnie granatów przeciwpancernych, pistolety wojskowe - wyjaśnia kpt. Dominik Kosiński, instruktor studium szkolenia wojskowego WAT. Trenażer jest laserowy, a magazynki są ładowane sprzężonym powietrzem, co powoduje bardzo realne odczucia dla żołnierza. - Prawie 100-procentowy realizm. Działanie broni i oddziaływanie na strzelca jest takie, jak podczas strzelania bojowego z wykorzystaniem amunicji bojowej - dodaje kpt. Kosiński. Na pierwszym symulatorze ćwiczę strzelanie "w okopach" z broni długiej. Najpierw dostaję karabinek 7,62 mm kbk AKMS (Automat Kałasznikowa Modernizowany ze składaną kolbą), a później karabinek 5,56 mm Beryl. Na ekranie wyświetla się maleńka postać z numerkami. Kiedy leżę już na ziemi, instruktor pokazuje mi, jak trzymać broń (wiedzieliście, że człowiek ma taką część ciała, jak "dołek strzelecki"?). - Można strzelać - słyszę, gdy w końcu udaje mi się przybrać odpowiednią pozycję. Chociaż na temat techniki trzymania przeze mnie broni (a przypominam - mam ją w ręku po raz pierwszy) pewnie ekspert mógłby ponarzekać w obszernym eseju, to okazuje się, że mam całkiem dobre wyniki. Po pierwszej serii wychodzę z piątką ze strzelania. Przechodzę na drugą strzelnicę. Tu instruktor pokazuje mi, jak posługiwać się bronią krótką. Kiedy słucham kolejnych poleceń (ten palec tu, ten tu, ta ręka trzyma tu, tę przestrzeń trzeba wypełnić, ręce prosto, stanąć szerzej, ale luźno, nie odchylać się do tyłu, teraz za bardzo do przodu, bardziej naturalnie, okej, teraz jest dobrze) myślę sobie, że to naprawdę trudna sztuka, a hollywoodzkie produkcje wciskają ludziom totalny kit, jak to przypadkowa osoba łapie za pistolet i bez wahania strzela jedną ręką, oczywiście od razu zabijając wroga. Oddaję pierwsze strzały z pistoletu Glock 19 z zamontowanym urządzeniem treningowym Mantis X10 Elite z zsynchronizowanym tabletem. Mimo że nie do końca czuję jeszcze, jak ręce mają być ułożone na pistolecie, to przy tym rodzaju broni też idzie mi całkiem nieźle ("To po mnie, ja świetnie strzelałem w wojsku" - powie wieczorem mój tata.) Później próbuję swoich sił, strzelając w pozycji klęczącej. To już okazuje się dużo trudniejsze. Ręce zaczynają trochę boleć i lekko drżeć. Za każdym razem na ekranie wyświetla się wynik i pokazane są błędy, które popełniłam w trzymaniu broni. - Bierzemy tę panią do wojska - żartuje na koniec instruktor - dobrze strzela. Kto pierwszy, ten lepszy - Niektórzy znajomi mówili mi, że jestem głupia, że tu przychodzę. Uważają, że jak ktoś będzie miał takie przeszkolenie wojskowe, to w razie wojny zostanie zmobilizowany w pierwszej kolejności - zagaduję opiekuna, kiedy idziemy do kolejnego punktu treningowego. - Do naszej jednostki i wielu innych dzwonili ludzie i pytali o takie szkolenia - wyjaśnia kpt. Bełdyga, przypominając, że to treningi dla cywilów i nie podpisuje się tu żadnych wojskowych zobowiązań. O ogromnym zainteresowaniu "Trenuj z wojskiem" mogłam przekonać się na własnej skórze, kiedy wysyłałam zgłoszenia do różnych jednostek w kraju, a w odpowiedzi otrzymywałam informacje, że wszystkie miejsca są już zajęte. Chociaż teoretycznie zapisy są przyjmowane nawet do południa w przeddzień szkolenia, to często na tydzień przed listy są już pełne. Resort obrony poinformował, że w jesiennej edycji projektu wzięło udział 4 tys. osób, a podczas szkoleń w ferie - 7 tys. chętnych. Deszcz nadal kropi, a my zaliczamy kolejne punkty - walka wręcz, pierwsza pomoc, nauka nawigacji... W drodze do miejsc treningowych mijamy namioty, w których wojskowi pokazują różne sprzęty. Dłużej zatrzymuję się przy wystawie, gdzie przedstawiono przeciwlotniczy zestaw rakietowy GROM oraz ppzr PIORUN, rakiety szkolno-treningowe oraz celowniki optoelektroniczne wspomagające pracę operatora ppzr. Sprzęt przeciwlotniczy okazuje się naprawdę ciężki. W założeniu go pomaga mi jeden z wojskowych. Trochę przeceniłam swoje siły, wytrzymuję tylko chwilę i proszę, by jednak ktoś pomógł mi to zdjąć. Ile będę miała czasu, gdy wyciągnę zawleczkę? Na koniec idziemy na poligon, gdzie uczestnicy uczą się rzucać granatem. To kolejny punkt, który budzi spore emocje. - Ile będę miała czasu, gdy wyciągnę zawleczkę?- Około cztery sekundy od rzutu.- To chyba mało?- Spokojnie, wszystko wyjaśnię na miejscu. Na stoliku w równym rządku stoją granaty, które trzeba będzie uzbroić. Są też takie, gdzie widać, jak ta broń wygląda w środku. Kpt. Bełdyga opowiada mi o ich budowie i zasadach działania. Później z granatem w ręku schodzimy do okopu. Tu instrukcje są dużo prostsze niż przy strzelaniu. W skrócie: trzymać zapalnik, wyciągnąć zawleczkę i rzucić. Granat musi wylądować w odległości co najmniej 10-15 metrów. A więc rzucam.... Oczywiście korzystamy z treningowego granatu F1, więc żadnego wybuchu, ani innego dźwięku nie ma. Wychodzę z okopu i wołam do wojskowego, który sprawdza odległość: - I jak? Ile metrów? Jestem ranna? Zginęłam? - Nie! Około 20 metrów! - Ufff... Trochę pewniej w niepewnych czasach Ze szkolenia wychodzę naprawdę zadowolona. Warto było iść i się sprawdzić, nauczyć nowych rzeczy, aktywnie spędzić czas. I poczuć się trochę pewniej, w tych niepewnych czasach. Ze uśmiechem przypominam też sobie słowa spotkanych na szkoleniu osób: o miłości do Ojczyzny, o chęci obrony kraju, rodzin, o trosce o najbliższych. I wiem jedno. Na poligon na pewno jeszcze wrócę.