Taśmy Michnika i Gudzowatego
Prokuratura ma taśmy z rozmową Aleksandera Gudzowatego i Adama Michnika o wpływaniu kontrwywiadu na publikacje prasowe.
Jak ustaliło "Życie Warszawy", nagrania dokonali ochroniarze biznesmena i przekazali warszawskiej prokuraturze apelacyjnej. Taśma ma stanowić dowód w sprawie rzekomej inwigilacji Gudzowatego przez służby specjalne w okresie rządów Leszka Millera, która właśnie toczy się w prokuraturze.
Podczas przesłuchania w prokuraturze biznesmen zeznał, że jednym ze sposobów szkodzenia mu przez służby miało być inspirowanie krytycznych artykułów prasowych na temat należącej do niego spółki Bartimpex.
Według informacji "ŻW", nagrania dokonano bez wiedzy redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej" w jednej z warszawskich restauracji. Do spotkania miało dojść z inicjatywy Gudzowatego. Biznesmen miał wypytywać Michnika o okoliczności powstania krytycznych, jego zdaniem, artykułów na swój temat.
- Śledztwo jest prowadzone w Prokuraturze Apelacyjnej i pod nadzorem Prokuratury Krajowej, a dotyczy wątków usiłowania zabójstwa Aleksandra Gudzowatego i jego syna. Dotyczy także zorganizowania czarnego PR. (...). W jednej ze spraw, jako świadek powołany przeze mnie, znajduje się pan Michnik. W jednej sprawie przekazał mi informację, bardzo istotną dla całej sprawy i liczę na to, że ją potwierdzi w śledztwie - powiedział RMF Gudzowaty. Posłuchaj:
W rozmowie z "Trybuną" twierdzi, iż nie wiedział, że jego ochrona nagrywa jego gości, bo ochrona w ogóle nie informuje go o podejmowanych działaniach, których celem jest zneutralizowanie grożącego mu niebezpieczeństwa. - Oni chronią moje życie i są gotowi na wszystko - mówi Gudzowaty znajomym. - Także na operacje stricte kontrwywiadowcze. Nie mam z tym nic wspólnego poza tym, że jestem w tych przedsięwzięciach "obiektem" - mówi.
Muszę powiedzieć - pisze w "Trybunie" Marek Barański - że nikt w to nie wierzy. Biznesmen twierdzi, że ze swoim problemem wielokrotnie, także formalnie, zgłaszał się do władz. Ze względu na pozycję w biznesie i pozycję społeczną przyjmowany był przez wysokich urzędników państwowych, także najwyższych. Skutkiem zwrócenia się do szefa MSWiA było na przykład jego spotkanie z szefem ABW. A skutkiem z kolei tego spotkania była wizyta u szefa departamentu postępowań karnych ABW, Ryszarda Bieszyńskiego.
Adam Michnik był wczoraj nieuchwytny. - Redaktor przebywa za granicą i w najbliższych tygodniach nie będzie z nim kontaktu - powiedziano dziennikarce "ŻW" w sekretariacie "Gazety Wyborczej".
Tymczasem według Gudzowatego, na 30 października Adam Michnik został wezwany do prokuratury w celu złożenia zeznań. - Dla mnie jest to człowiek honoru. Myślę, że cała sprawa ulegnie wyciszeniu - zaznaczył. Dodał, że nie ma potrzeby ujawnienia nagrań.
Rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie Zbigniew Jaskólski powiedział, że gromadzone są dowody: ze źródeł osobowych i bezosobowych.
Obecnie - jak mówi Jaskólski - postępowanie ma kilkanaście wątków. Najważniejsze to przyjęcie 10 tys. dolarów łapówki przez funkcjonariusza UOP, groźby karalne pod adresem Aleksandra Gudzowatego i jego rodziny od połowy lat 90., poświadczenie nieprawdy w dokumentacji Bartimpeksu przez funkcjonariuszy służb specjalnych w latach 90., przekroczenie uprawnień i niedopełnienie obowiązków przez funkcjonariuszy publicznych w latach 1996-2002, płatna protekcja czyli powoływanie się na wpływy u premiera Leszka Millera (maj 2003 r.) i żądanie od 1 do 3 mln dolarów w zamian za zaniechanie zakłócania prowadzenia działalności gospodarczej Bartimpeksu.
W drugiej połowie września prokuratura apelacyjna w Warszawie formalnie przejęła śledztwo w sprawie gróźb wobec syna Gudzowatego, wraz z pomijanym dotychczas przez prokuraturę na stołecznej Pradze wątkiem próby odsunięcia od władzy w 2003 r. premiera Leszka Millera.
W sierpniu 2005 r. warszawska prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa z doniesienia Gudzowatego w sprawie gróźb wobec jego syna. Dopiero po zażaleniu biznesmena w styczniu 2006 r. rozpoczęto śledztwo. W kwietniu zaś pojawiły się zeznania świadka, na którym "Dziennik" oparł swe artykuły o próbie wykorzystania Gudzowatego przez służby specjalne do usunięcia Millera z funkcji szefa rządu. "Dziennik" napisał, że świadkiem tym był szef ochrony Gudzowatego Marcin Kossek.
Tygodnik "Wprost" oraz "Dziennik" napisały, że z relacji i dokumentów z 2003 r. wynika, iż mogło wtedy dojść do próby pozakonstytucyjnego usunięcia premiera. Wśród ludzi związanych z lewicą i służbami specjalnymi miała być szykowana korupcyjna prowokacja, mająca na celu przypisanie synowi Millera przyjmowanie łapówek. To zaś - jak powiedział "Dziennikowi" Leszek Miller junior - zakończyłoby się dymisją rządu ojca.
INTERIA.PL/RMF/PAP