Groźby wobec Gudzowatego?
Biznesmen Aleksander Gudzowaty twierdzi, że służby specjalne "inspirowały groźby zabójstwa" wobec niego i jego syna.
Śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Apelacyjna w Warszawie. Gudzowaty przez ostatnie trzy dni w niej zeznawał, jak podał - przez dziewięć godzin dziennie.
Według prasowych informacji, prokuratura ma nagrane taśmy z zapisem rozmowy Aleksandra Gudzowatego i Adama Michnika dotyczącej rzekomego wpływania przez służby specjalne na publikacje prasowe.
"Życie Warszawy" poinformowało, że nagrania dokonali ochroniarze biznesmena i przekazali prokuraturze apelacyjnej. Taśma ma stanowić dowód w sprawie rzekomej inwigilacji Gudzowatego przez służby specjalne w okresie rządów Leszka Millera. Według "Gazety Wyborczej", nagarnia dokonano bez wiedzy Michnika.
Gudzowaty nie chciał powiedzieć, kiedy taśmy były nagrane, przez kogo i co się na nich znajduje.
- Dowiedziałem się, że taśmy są w prokuraturze od prokuratora, który wręczył mi list z numerami taśm i z informacją, że taśmy zostały poddane technicznej ekspertyzie. Od chwili, jak mi prokurator polecił milczeć, nie mogę udzielić żadnej odpowiedzi - powiedział Gudzowaty.
Według Gudzowatego, służby specjalne inspirowały przeciwko niemu artykuły prasowe. Miały one zaszkodzić należącej do niego spółce Bartimpex.
- To jest prawda. My w swoim czasie, bo nie teraz, za czasów Millera też, ale oni w inny sposób się ujawniali, ale rzeczywiście byliśmy poddani czarnemu, nieprawdziwemu lobbingowi. To zostało uudowodnione - powiedział Gudzowaty.
Dodał, że rozmawiał z Michnikiem na temat krytycznych artykułów w "Gazecie".
- Ponieważ zawsze mnie pan Michnik zapraszał na kolacje czy na obiad, to siłą rzeczy relacjonowałem mu swój pogląd na ten temat. A ponieważ prawdą jest, że "Gazeta Wyborcza" była liderem czarnego PR (...), przewodziła w tym, to siłą rzeczy musiałem mu to powiedzieć. Miałem do niego określone pretensje i potem już nic nie było - powiedział Gudzowaty. Dodał, że "nagrania, jeżeli są, to dotyczą dwóch ostatnich spotkań z Michnikiem".
Według Gudzowatego, na 30 października Adam Michnik został wezwany do prokuratury w celu złożenia zeznań. - Dla mnie jest to człowiek honoru. Myślę, że cała sprawa ulegnie wyciszeniu - zaznaczył. Dodał, że nie ma potrzeby ujawnienia nagrań.
Gudzowaty zapewnił, że nie rozmawiał z Michnikiem na temat syna Leszka Millera.
W drugiej połowie września prokuratura apelacyjna w Warszawie formalnie przejęła śledztwo w sprawie gróźb wobec syna Gudzowatego, wraz z pomijanym dotychczas przez prokuraturę na stołecznej Pradze wątkiem próby odsunięcia od władzy w 2003 r. premiera Leszka Millera.
W sierpniu 2005 r. warszawska prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa z doniesienia Gudzowatego w sprawie gróźb wobec jego syna. Dopiero po zażaleniu biznesmena w styczniu 2006 r. rozpoczęto śledztwo. W kwietniu zaś pojawiły się zeznania świadka, na którym "Dziennik" oparł swe artykuły o próbie wykorzystania Gudzowatego przez służby specjalne do usunięcia Millera z funkcji szefa rządu. "Dziennik" napisał, że świadkiem tym był szef ochrony Gudzowatego Marcin Kossek.
Tygodnik "Wprost" oraz "Dziennik" napisały, że z relacji i dokumentów z 2003 r. wynika, iż mogło wtedy dojść do próby pozakonstytucyjnego usunięcia premiera. Wśród ludzi związanych z lewicą i służbami specjalnymi miała być szykowana korupcyjna prowokacja, mająca na celu przypisanie synowi Millera przyjmowanie łapówek. To zaś - jak powiedział "Dziennikowi" Leszek Miller junior - zakończyłoby się dymisją rządu ojca.
- Aleksander Gudzowaty od lat głosi tezę, że "Gazeta Wyborcza" inspirowana przez służby specjalne krytykuje jego interesy - tak Piotr Pacewicz, zastępca redaktora naczelnego dziennika komentuje informację o rzekomym wpływie specsłużb na publikacje prasowe w tym dzienniku.
Według Pacewicza, Gudzowaty to człowiek ogarnięty obsesją: Być może jakieś elementy tej obsesji są prawdziwe. Ja tego nie mogę przesądzić. Ja nie wiem czy mu ktoś groził.
Pacewicz przyznaje, że "Gazeta Wyborcza" od lat krytykuje biznesmena. - Oczywiście tak się złożyło, że co pan Gudzowaty robił jakiś duży interes, to gazeta ten interes krytykowała. On ciągle pisał do nas jakieś sprostowania. Chciał się z nami spotykać, coś wyjaśniać, przekonywać, co jest normalną praktyką. Prawdopodobnie do każdej redakcji dużej i mocnej gazety przychodzą różni ludzie, mając jakieś pretensje, próbując przekonać do swoich racji. To jest zupełnie normalne - mówił Pacewicz.
Przypomnijmy: Prokuratura ma dysponować taśmami z rozmowy Aleksandra Gudzowatego z Adamem Michnikiem. Biznesmen powiedział RMF, że nie ma wątpliwości, iż służby specjalne inspirowały dziennikarzy "Gazety Wyborczej" do pisania artykułów szkalujących jego interesy.
RMF/PAP