Taniec prezydenta
Jako kobieta nie mam pozytywnych opinii na temat umiejętności tanecznych pana prezydenta - powiedziała Renata Beger (Samoobrona) odnosząc się do słów Aleksandra Kwaśniewskiego.
Słowa prezydenta, że mógłby stawić się przed sejmową komisją śledczą, żeby "zaśpiewać i zatańczyć", wywołały dzisiaj burzliwą dyskusję wśród członków komisji.
Wczoraj prezydent, pytany przez dziennikarza, czy na prośbę komisji stawi się przed nią odpowiedział: "Ja mogę się stawić, ja mogę zaśpiewać i zatańczyć. Tylko niech pan powie po co? Ja nie mam nic więcej do dodania. Żadna informacja nowa ani mi się nie przypomniała, ani mi się nie odrodziła w głowie. Wszystko to, co ja wiem, komisja wie. Jak pan potrzebuje widowiska, to po co komisja śledcza? Tu, za chwilę na tym dywanie zorganizujemy widowisko. Ma pan taką ochotę, to zróbmy to".
Zbigniew Ziobro (PiS) uznał, że wypowiedź ta "była tyleż bulwersująca co zaskakująca". Poseł prosił o zajęcie stanowiska w tej sprawie szefa komisji Tomasza Nałęcza (UP). - Nie wydaje mi się, abyśmy mogli przejść nad tym do porządku dziennego - dodał. Nałęcz zauważył, że komisja nie podjęła żadnego apelu w sprawie prezydenta. Poinformował też, że Aleksander Kwaśniewski porozumiał się z nim pytając oficjalnie, co się wydarzyło na posiedzeniu komisji.
- Poinformowałem pana prezydenta, że komisja żadnego apelu pod jego adresem nie skierowała, że były wypowiedzi poszczególnych posłów apelujące do prezydenta, aby zgłosił się przed komisję. Choć nie informowałem jakich - dodał.
Nałęcz podkreślił też, że w świetle ustawy o komisji śledczej i Kodeksu postępowania karnego, nie ma żadnej możliwości, aby bez uchwały komisji wzywającej świadka, ktoś mógł stanąć przed komisją.
Jan Rokita (PO), choć przyznał, że "trudno uznać, że komisja podjęła uchwałę", to podkreślił, że oczekiwaniem niemal wszystkich posłów wypowiadających się w tej sprawie - oprócz Nałęcza i Anity Błochowiak - było "wyrażenia przez pana prezydenta gotowości złożenia zeznań przed komisją".
- Nie przyjmuję do wiadomości oświadczenia, że nie uważa pan iżby cokolwiek nagannego, czy złego się stało we wczorajszych oświadczeniach głowy państwa - zwrócił się Rokita do Nałęcza. Jak dodał, "głowa państwa oświadczyła, że oczekiwanie stawienia się przez nią przed komisję jest, ni mniej ni więcej, tylko oczekiwaniem zatańczenia i zaśpiewania na dywanie".
- Wziąwszy po uwagę, że to nie jest osoba zwyczajna, tylko głowa państwa, oczekiwałbym, że pan marszałek będzie miał w tej sprawie swoje stanowisko. Bo ja go mam - podkreślił.
- Tak, mam - ripostował Nałęcz. - Ale jest poniżej godności mojej i prezydenta, abym ja prezydenta informował, kto co powiedział na posiedzeniu komisji. Donosicielem, panie pośle nie jestem. Dlatego nie czułem się w obowiązku powiedzieć, że pani poseł Błochowiak i ja - to tak, a pozostali członkowie komisji - inaczej. Takiego sposobu postępowania sobie narzucić nie dam.
Nałęcz, dodał, że najpierw chciałby poprosić o oryginalny zapis całej wypowiedzi i wtedy mogłaby odbyć się dyskusja w tej sprawie.
- Cała Polska słyszała słowa o zaśpiewaniu i zatańczeniu na dywanie, natomiast pan marszałek jest jedyną osobą, która nie słyszała. Gratulacje dla uszu pana marszałka. Kto chciał słyszeć to słyszał - powiedział Rokita. - Po chrześcijańsku wybaczam panu te insynuacje - odparł szef komisji.
- Ani ja, ani tym bardzie szanowna komisja nie oczekiwała ze strony pana prezydenta, aby śpiewał, a tym bardziej tańczył, przed komisją, choćby ze względu na to, że jako kobieta nie mam pozytywnych opinii na temat umiejętności tanecznych pana prezydenta - powiedziała Renata Beger (Samoobrona), autorka wniosku o przesłuchanie Kwaśniewskiego.
Nałęcz zadeklarował, że zwróci się o nagranie pełnej wypowiedzi prezydenta, i wtedy - jeśli będzie takie oczekiwanie - sformułuje swoje stanowisko. - Tego właśnie oczekiwałem - powiedział Rokita.
- Pozostaję przy swoim stanowisku, iż ze względów konstytucyjnych - art. 10 Konstytucji RP, współzależności między władzami nie można przesłuchiwać prezydenta, dlatego że on nie podlega kontroli parlamentu. Prezydent, który nie podlega kontroli przez parlament, nie może stawać przed komisją śledczą - mówił dzisiaj w radiu RMF Ryszard Kalisz, wiceprzewodniczący klubu parlamentarnego SLD. - Myślę, że prezydent ma szacunek do komisji śledczej, ma szacunek dla parlamentu. Ta jego odpowiedź - powtarzam - to była odpowiedź na kolejne pytanie tego samego dziennikarza, drążącego ten temat. Prezydent po prostu powiedział o jedno zdanie za dużo. Nie świadczy to jednak o braku szacunku dla parlamentu czy dla sejmowej komisji śledczej.
INTERIA.PL/RMF/PAP