Szczygło: Już nie siedzimy cicho
Specjalnie dla INTERIA.PL Marcin Ogdowski rozmawia z Aleksandrem Szczygło, ministrem obrony narodowej.
Marcin Ogdowski: Mija już kilkanaście dni, od kiedy nasi żołnierze stacjonują w Afganistanie. Jakieś pierwsze wnioski, obserwacje?
Aleksander Szczygło: Zaznaczmy najpierw, że Wojsko Polskie jest obecne w tym kraju od 2002 roku. Jeśli zaś chodzi o batalion manewrowy - ostatni żołnierze odlecieli z Polski 29 kwietnia. Wszyscy są już we właściwych bazach i przygotowują się, by do końca maja uzyskać pełną gotowość bojową. Jak na razie wszystko przebiega zgodnie z planem.
Skoro mowa o gotowości bojowej - co z Rosomakiem? Czy wzmocniony pancerz pomyślnie przeszedł ostatnie testy i transporter będzie wykorzystywany w Afganistanie?
Będziemy to jeszcze badać.
Rozumiem, że wyniki nie są korzystne?
Będziemy to jeszcze badać.
Skoro nie chce pan mówić o Rosomakach, pomówmy o innym aspekcie zabezpieczenia polskich kontyngentów. Pojawiły się opinie, że wzrost liczby ataków na polską bazę w Diwanii, to nie tyle efekt eskalacji konfliktu, ile braku osłony kontrwywiadowczej. Mówiąc wprost - nie mamy wiedzy o przygotowywanych zamachach, bo po rozwiązaniu WSI utraciliśmy kontakt z agentami w Iraku.
To nieprawda. Wzrost liczby ataków nie ma nic wspólnego z WSI. To efekt nałożenia się kilku sytuacji. Dla VIII i IX zmiany PKW w Iraku przewidziano jedynie zadania szkoleniowe. Na Bliski Wschód polecieli więc instruktorzy, a nie zwarte formacje bojowe. Tym samym niejako skazano naszych żołnierzy na siedzenie w bazie i ignorowanie tego, co się działo poza nią.
A działo się bardzo wiele...
Owszem, Amerykanie rozpoczęli w Bagdadzie operację oczyszczania miasta i wyparci przez nich rebelianci trafili m.in. do naszej strefy. Diwanija z dnia na dzień przestała być bezpiecznym miastem - gwałty i porwania stały się czymś oczywistym. My zaś siedzieliśmy cicho, co tylko rozzuchwaliło terrorystów. No i zaczęli atakować nasz obóz. Na szczęście niezbyt celnie, ale i tak napsuli nam krwi. Rebelianckie moździerze nikogo nie zabiły, ale demoralizowały ludzi, bo ci nie byli w stanie odpowiedzieć na atak.
Wściekła bezsilność?
Owszem. Tym większa, że Irakijczycy, obawiając się o życie i wiedząc, że nie mogą na nas liczyć, przestali chcieć współpracować. Ale mamy to już za sobą. Po operacji "Czarny Orzeł", której celem było oczyszczenie Diwanii, oraz zmianie charakteru polskiego kontyngentu, ilość informacji od Irakijczyków zwiększyła się kilkakrotnie, a liczba ataków drastycznie spadła.
Czyli nie ma powodów, by obawy o słabą ochronę kontrwywiadowczą przenosić na Afganistan?
Nie widzę podstaw do takiego myślenia.
Panie ministrze, wróćmy do kraju. Czy F-16 w ogóle latają?
Po to jest nowy dowódca sił powietrznych, żeby opóźnienia, które rzeczywiście miały miejsce, zostały nadrobione.
A zatem uda się je wdrożyć do naszej armii zgodnie z planem?
Tak.
Czy Wojsko Polskie przejmie od Niemców kolejne czołgi typu Leopard?
Chcemy to zrobić.
Zamiast wydawać kasę za granicą, nie lepiej zapłacić naszym fabrykom za przyzwoite czołgi "Twardy"?
Nie widzę tu rozbieżności interesów między armią a przemysłem. Przecież Leopardy mogą być serwisowane w Polsce. A warunkiem zakupu tych 120 maszyn może być współpraca polskiego i niemieckiego przemysłu...
Mówimy o komercyjnym zakupie, czy przekazaniu sprzętu za symboliczne kwoty?
Trwają negocjacje z Niemcami, ale na szczegóły jeszcze za wcześnie.
Dziękuję za rozmowę.