Sprawa gen. Czesława Kiszczaka umorzona
Karalność nieumyślnego czynu Czesława Kiszczaka przedawniła się w 1986 r. Z tego powodu sąd umorzył sprawę b. szefa MSW, oskarżonego o przyczynienie się do śmierci 9 górników kopalni "Wujek" w 1981 r. Górnicy i ich adwokaci zapowiadają apelację od tego wyroku.
. W 1996 r. uniewinniono go, a w 2004 r. skazano na dwa lata więzienia w zawieszeniu. Oba wyroki uchylał potem Sąd Apelacyjny w Warszawie.
Według aktu oskarżenia, Kiszczak umyślnie sprowadził "powszechne niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia ludzi", wysyłając 13 grudnia 1981 r. tajny szyfrogram do jednostek milicji, mających m.in. pacyfikować zakłady strajkujące po wprowadzeniu stanu wojennego. Zdaniem prokuratury, bez podstawy prawnej Kiszczak przekazał w nim dowódcom poszczególnych oddziałów MO swe uprawnienia do wydania rozkazu użycia broni przez te oddziały, co było podstawą działań plutonu specjalnego ZOMO, który 15 i 16 grudnia strzelał w kopalniach "Manifest Lipcowy" i "Wujek".
Prokurator żądał za to dla 82-letniego Kiszczaka kary czterech lat więzienia, zmniejszonej na mocy amnestii z 1989 r. o połowę, i zawieszenia jej do pięciu lat. Kary "adekwatnej do winy" domagali się pełnomocnicy górników. Podsądny i jego obrońca wnosili o uniewinnienie. Kiszczakowi groziło do 10 lat więzienia.
Sąd uznał, że Kiszczak - będąc jako szef MSW zobowiązany dekretem Rady Państwa o stanie wojennym z 12 grudnia 1981 r. do określenia prawnych zasad użycia broni przez oddziały MO - nie wypełnił tego obowiązku, poprzestając na wydaniu szyfrogramu, przez co nieumyślnie sprowadził niebezpieczeństwo powszechne dla życia i zdrowia górników.
Jak powiedział sędzia Ireneusz Szulewicz w ustnym uzasadnieniu wyroku, zarzut, by Kiszczak wydał szyfrogram bez podstawy prawnej, jest chybiony. Sąd powołał się na opinię Sądu Apelacyjnego w Warszawie, który uchylając poprzedni wyrok wobec Kiszczaka ocenił, że dekret o stanie wojennym "stanowił prawo obowiązujące od chwili jego uchwalenia, a nie zaś - ogłoszenia" (dekret ogłoszono w "Dzienniku Ustaw" dopiero 17 grudnia).
Sąd uznał, że szyfrogram nie był rozkazem, lecz tylko powieleniem dekretu - z jednym zastrzeżeniem: Kiszczak dopisał na szyfrogramie, że strzelanie jest możliwe jedynie wobec zagrożenia życia milicjantów.
- Jeśli uznajemy, że szyfrogram jest powieleniem obowiązującego dekretu o stanie wojennym i uznajemy, że samo prawne dopuszczenie użycia broni palnej przez oddziały zwarte MO było przestępstwem - a to nastąpiło przecież w dekrecie - to odpowiadać za to mogą osoby, które uchwaliły dekret bądź podżegały do jego wydania; w tym procesie oskarżony takiego zarzutu nie ma - oświadczył sędzia (wkrótce ma się zacząć proces twórców stanu wojennego, w tym Wojciecha Jaruzelskiego, Kiszczaka oraz żyjących członków Rady Państwa - red.).
Sąd zwrócił uwagę, że Kiszczak zabronił użycia broni w "Wujku", gdy 16 grudnia zwracał się o to do niego szef katowickiej milicji płk Jerzy Gruba - mimo to członkowie ZOMO użyli broni. Według sądu, mogli mieć oni przekonanie, że ich działanie było prawidłowe i akceptowane przez przełożonych - skoro nie wycofano ich z akcji w "Wujku", choć dzień wcześniej strzelali oni także w "Manifeście Lipcowym".
- Nie da się wykluczyć, że gdyby oskarżony wprowadził szczegółowe zasady i tryb użycia broni przez oddziały zwarte, tragedii tej dałoby się uniknąć, a więc zaniechanie oskarżonego miało wpływ na powstanie sytuacji powszechnego zagrożenia - dodał sędzia.
Rozważając, czy Kiszczak chciał powstania tego stanu zagrożenia lub godził się nań, sędzia podkreślił fakt dopisku oskarżonego na szyfrogramie. Według sądu, nie da się też wykluczyć (jak twierdzi obrona), że to ówczesny szef MO gen. Józef Bejm przekonał Kiszczaka, że wydanie szyfrogramu wystarcza, by uregulować prawnie zasady użycia broni przez oddziały MO. Za najważniejszy sąd uznał jednak zakaz Kiszczaka dla Gruby użycia broni w "Wujku". - Oznacza to, że nie chciał, by padły ofiary śmiertelne - oświadczył sędzia Szulewicz.
Podkreślił on, że warunkiem uznania przestępstw aparatu władzy PRL za nieprzedawniającą się na normalnych zasadach zbrodnię komunistyczną, jest ich umyślność, a czyn Kiszczaka sąd uznał za nieumyślny. Sędzia przyznał, że kłóci się to z poczuciem sprawiedliwości, ale podkreślił, że polskie prawo przewiduje, iż czyny nieumyślne ludzi aparatu władzy PRL przedawniają się na ogólnych zasadach - czyli po pięciu latach od ich popełnienia. - Żadna z ustaw wprowadzonych po roku 1990 nie wprowadziła przedłużenia karalności nieumyślnych przestępstw - przypomniał sędzia.
Zarazem oświadczył on, że na Kiszczaku "ciąży przynajmniej pośrednia odpowiedzialność za matactwa i ukrywanie prawdziwych sprawców tragedii, przez co dopiero obecnie stały się możliwe wyroki sądów w Katowicach". Sędzia dodał, że "do początku lat 90. żadne postępowanie karne przeciwko oskarżonemu z oczywistych względów nie mogło być prowadzone".
Obecni na sali górnicy przyjęli wyrok z oburzeniem. Przywódca strajku w kopalni "Wujek" Stanisław Płatek nazwał wyrok "piłatowym" i "nijakim". - Nie chciałbym powiedzieć, że to hańba dla polskiego wymiaru sprawiedliwości, ale skandal to adekwatne stwierdzenie - powiedział. Przyznał, że Kiszczak zakazał Grubie otwarcia ognia, ale potem nie zrobił niczego, by rozliczyć za niewykonanie rozkazu. Wyraził zdziwienie, że milicjanci z "Wujka" są już prawomocnie skazani, a przełożeni nie ponoszą żadnej kary. Dodał, że sprawa "Wujka" "musi wrócić" w procesie twórców stanu wojennego.
Pełnomocnik oskarżycieli mecenas Maciej Bednarkiewicz złoży apelację, bo "całkowicie nie zgadza się" z sądem, aby Kiszczak popełnił czyn nieumyślnie i by nie była to zbrodnia komunistyczna. Dodał, że taki czyn można popełnić także "przez zaniechanie i taki fakt miał miejsce". - Przyjęcie, że oskarżony działał nieumyślnie, jest dowodem braku podstawowej wiedzy historycznej ze strony sądu - ocenił. Podkreślił, że Kiszczak nagrodził tych, którzy nie wykonali jego rozkazu wycofania z "Wujka"; nie mieli też oni wtedy procesów.
Sam Kiszczak powiedział, że nie było żadnych dowodów jego winy, a on "nie komentuje ani wyroków negatywnych, ani pozytywnych". Dodał, że "ogromnie ubolewa nad tym, co się stało w kopalni "Wujek"; robiliśmy wszystko, aby stan wojenny obył się bez ofiar".
Prokuratura Okręgowa w Katowicach niewątpliwie zwróci się do sądu o pisemne uzasadnienie wyroku - zapowiedziała jej rzeczniczka Marzena Matysik-Folga (przedstawiciela prokuratury nie było na ogłoszeniu wyroku). Według niej, "dopiero po analizie uzasadnienia sądu zapadnie decyzja w sprawie ewentualnego złożenia apelacji". - Istotną sprawą dla prokuratury jest kwestia przedawnienia karalności czynu - dodała.
Sprawę Kiszczaka, z powodu złego stanu zdrowia, wyłączono w 1993 r. z katowickiego procesu b. milicjantów oskarżonych w sprawie śmierci górników. Zapadł już w nim prawomocny wyrok skazujący. W czerwcu katowicki sąd apelacyjny złagodził wyrok b. dowódcy plutonu specjalnego Romualdowi Cieślakowi - z 11 do 6 lat więzienia. 13 jego podwładnych dostało zaś wyroki od 3,5 do 4 lat - wyższe niż w I instancji.
Kiszczaka czekają wkrótce także inne procesy - za wprowadzenie stanu wojennego oraz za prześladowania podległych mu funkcjonariuszy z powodów religijnych.
INTERIA.PL/PAP