Śledczy z adiunktem w tle
Liga Polskich Rodzin przedstawiła dzisiaj w Sejmie swojego kandydata do komisji śledczej w sprawie PZU. Został nim poseł Janusz Dobrosz. Jego pracę będzie nadzorował Zygmunt Wrzodak.
Obecny na konferencji Roman Giertych zapowiedział także, iż "w przypadku podpisania przez rząd ugody, która by oznaczała, że skarb państwa straciłby kontrolę nad PZU, to z mocy prawa tego typu umowa będzie nieważna, po drugie następny rząd w żaden sposób tej umowy nie będzie sankcjonował".
- W przypadku podpisania takiej ugody zarówno premier jak i minister skarbu będą pociągnięci do odpowiedzialności karnej przed Trybunałem Stanu w następnej kadencji - dodał Giertych.
Giertych zapowiedział także, co będzie tematem prac komisji śledczej. Według niego zająć się ona powinna przejęciem Banku Gdańskiego przez BIG Bank. Szczególnie interesujące dla posła Giertycha jest to, kto dokonał wyceny Banku Gdańskiego, kto wyraził na to zgodę, kto wycenił PZU i wyjaśnienie udziału w tych sprawach jednej firmy.
Szef klubu parlamentarnego LPR Marek Kotlinowski poinformował także, że konsultantem przedstawicieli LPR w obu komisjach śledczych został Zygmunt Wrzodak, który będzie miał za zadanie wspierać swych kolegów w pracach komisji.
Roman Giertych pytany o poruszaną dziś w "Gazecie Wyborczej" sprawę jego wizyty na poznańskiej uczelni i potencjalnego wpływania na adiunkta w sprawie egzaminu jego żony stwierdził, że nic takiego nie miało miejsca i tylko odprowadził żonę na uczelnię. A przeciw adiunktowi i "Przekrojowi", który pierwszy ujawnił tę sprawę, Giertych skierował sprawy do sądu.
- Prawdą jest, że wywołałem małą sensację na uczelni, przychodząc z moją żoną, która była w ósmym miesiącu ciąży. To był egzamin fakultatywny, nieobowiązkowy. I podłością jest, to co zrobiła "Gazeta Wyborcza" i "Przekrój" - powiedział Giertych, po czym wdał się w krótką utarczkę słowną z obecnym wśród dziennikarzy redaktorem naczelnym "Przekroju" Piotrem Najsztubem.